[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpraw-dzie uważała Daniela za niezwykle atrakcyjnego, nie chciała jednak, żebyo tym wiedział.Rozdział 4Galareta nie stanęła! Brenna postawiła ją poprzedniego wieczoruna tylnych schodkach, ale kiedy rano do niej zajrzała, była prawiepłynna.Skrzywiła się, patrząc z niezadowoleniem na swoje nieudanedzieło. Co ci jest? Colm wszedł właśnie do kuchni, walcząc z flanelowąkoszulą. Galaretka, którą robię na urodziny Cary, wcale się nie ścięła, chociażzostawiłam ją na całą noc na dworze. No cóż, widocznie jest za ciepło, nie sądzisz? Lepiej by było włożyćsalaterkę do zlewu z zimną wodą.W dodatku słońce świeci prosto naten schodek.Popatrz tylko! wskazał palcem na podwórko, rzeczywiściezalane teraz słonecznym światłem.Dzień pierwszych urodzin Cary byłnaprawdę piękny. Twoja galareta mogła się nawet trochę ściąć w nocy,a teraz znowu się rozpuściła. Może powinnam cię była poprosić, żebyś sam ją zrobił zauważyłagderliwie Brenna. Tylko ci wyjaśniam to, co oczywiste, Bren. Dzięki.Odwróciła się do niego plecami, ukroiła dwie grube kromki chlebaI zaniosła do jadalni, żeby je przypiec na ogniu.Tego samego dnia przedrokiem, w dniu ich przybycia do Liverpoolu, było wyjątkowo zimno.Zato w tym roku mogli się cieszyć pięknym babim latem: zrobiło sięwyjątkowo gorąco. Będzie jakaś herbata? zawołał Colm z kuchni, gdzie się golił. Stoi na płycie.97 Przynieś no filiżankę, bądz dobrą dziewczynką! Przypiekam teraz grzankę warknęła. Nie mogę przecież robićdwóch rzeczy naraz!Colm zajrzał przez drzwi.Całą brodę miał w pianie z mydła. Wstałaś dziś lewą nogą? Nie, tylko wyjaśniam to, co oczywiste.Wzruszył ramionami. Kłopot w tym, Bren, że jeżeli ktoś ci mówi, że jesteś czemuś winna,po prostu nie możesz tego znieść. Kłopot w tym, Colm przerwała mu że ostatnio jestem całycholerny czas czemuś winna.Któregoś wieczoru przyczepił się do niej, że nie potrafi porządnieczytać! Jakby całkiem zapomniał, że skończyła naukę w szkole, kiedymiała zaledwie dwanaście lat, bo i tak opuszczała połowę zajęć musiała pomagać matce w wychowywaniu dwóch młodszych sióstr; pośmierci taty mama była zdana tylko na siebie i nie mogła sobie daćrady.Ale mama już dawno umarła, a z Sheilą i Colette Brenna straciłakontakt. A nie mogłabyś wyglądać choć odrobinę bardziej elegancko? odważył się zapytać wczoraj, tak jakby spali na pieniądzach i jakbywystarczyło, żeby się wybrała do któregoś z eleganckich sklepów i kupiłasobie calutką nową garderobę, nawet takie pantofle z pomponikami, jakmiała Lizzie Phelan.Albo żeby ją było stać na to, by płacić jak za zbożedomokrążcy, który raz w tygodniu puka do drzwi.Aż wyda w końcuostatniego pensa i narobi sobie jeszcze góry długów? Jeśli szło o ubrania,najważniejsze były zawsze potrzeby dzieci; dopiero potem Colma, a Bren-ny na końcu.Kupiła trochę rzeczy na Targu Paddy'ego: płaskie,sznurowane pantofle, już solidnie podniszczone, ale bardzo wygodne kosztowały tylko półtora pensa (z jakim uczuciem radości cisnęła wtedydo śmieci stare buciska Colma!) i dwie sukienki po sześć pensówkażda, co prawda nie najnowszej mody.Zastanawiała się, czy ich nieskrócić, tak żeby sięgały do pół łydki, jak suknie Eleanor Allardyce.Rzeczw tym, że miały suto marszczone spódnice, więc pewnie wyglądałabyw nich śmiesznie a jeszcze śmieszniej z takimi butami.Do tej pory nieudało się jej sprawić sobie płaszcza, dlatego cały czas owijała się szalem.Ale ponieważ większość kobiet w tej dzielnicy i tak chodziła w szalach,Brenna nie widziała w tym nic niestosownego, aż do chwili, kiedy Colmzasugerował, żeby była bardziej elegancka.98 Ale z ciebie dureń, Colmie Caffrey! mruczała, obracając grzankę,kiedy jedna strona była już opieczona.Chyba nawet aż za bardzo.skonstatowała, krzywiąc nos.Była tak pogrążona w ponurych myślach,że jeszcze trochę, a całkiem by ją spaliła nawet tego nie zauważając. Co takiego mówiłaś? Colm zajrzał znowu; już gładko ogolonywycierał podbródek wystrzępionym ręcznikiem.Nowe ręczniki były imbardziej potrzebne niż nowe ubrania. Mówiłam do siebie. I udało ci się przypalić grzankę. Zaraz to zeskrobię, tylko opiekę drugą stronę. Nazwałaś mnie durniem powiedział z urazą w głosie. Sły-szałem zupełnie wyraznie. Oho! Na złodzieju czapka gore.Oskrobała spaloną stronę grzanki nad ogniem, położyła chleb na talerzui posmarowała go margaryną druga strona była prawie nieopieczona. Chcesz teraz herbaty? Tak. Usiadł i patrzył na nią, marszcząc czoło. A więc? Czemu,twoim zdaniem, jestem durniem?Brenna wzięła głęboki oddech.Już od dawna chciała z nim prze-prowadzić tę rozmowę. Dlatego, że chciałbyś, żebym się ubierała tak samo jak Lizzie Phelan,myślała tak jak ona i wiedziała o rzeczach, o których ona wie.Ale ty,Colm, ożeniłeś się z głupią Irlandką, a nie z elegancką młodą damą, coto chodzi do jakiejś wytwornej szkoły i zdaje egzaminy z rzeczy, o którychja nigdy w życiu nie słyszałam. Lizzie dostała stypendium i dlatego poszła do szkoły średniej.Każdy mógł to zrobić. Cóż, ja nie mogłam.Zaczęłam pracować, jak tylko skończyłamdwanaście lat.Zachmurzył się. A w ogóle to co do tego wszystkiego ma Lizzie Phelan? Bo gadasz bez przerwy Lizzie to powiedziała." albo Lizzie takuważa".Napycha ci tę twoją wielką głowę swoimi wariackimi pomysłami.Na przykład odkąd to obchodzi cię polityka Irlandii?Kiedy ostatnio prasowała i była zbyt zmęczona, żeby się wtrącać,wykładał coś na ten temat chłopcom. Już od dawna! odparł kategorycznie. Gadaliśmy o tym jeszczew barze w Lahmerze, ale nigdy nie uważałem, że powinienem o tym99dyskutować akurat z tobą.Zawsze mówiłaś po prostu, że nie masz o tympojęcia. Może i nie mam pojęcia, ale głupia nie jestem! oświadczyłaBrenna z przekonaniem. Nie ma nic takiego, co by cię mogło po-wstrzymać od gadania o takich rzeczach jak polityka.Ani przez chwilę nie wierzyła, żeby jej mąż dyskutował na takietematy w Shamrock, skąd słychać było tylko pijackie śpiewy i hałaśliwyśmiech aż do zamknięcia baru, kiedy to właściciel, Bernie Murphy, poprostu wyrzucał maruderów na ulicę. Czy wiedziałaś, że Lloyd George wniósł do parlamentu sprawęirlandzką? Wygląda na to, że Irlandia zostanie podzielona i nigdy więcejsię już nie zjednoczy.Będziemy mieć dwa osobne parlamenty, jeden dlaPółnocy, drugi dla Południa. Gdy to mówił, twarz robiła mu się corazczerwieńsza, a głos coraz bardziej wzburzony. Nie, nie wiedziałam wyznała Brenna ale teraz już wiemi myślę, że to beznadziejny pomysł. Tak sądzisz? Colm był zaskoczony. Pewnie, że tak.A może myślałeś, że w ogóle nie mam w głowiemózgu? Coś ty, wcale nie.Przez jakiś czas siedzieli w ponurym milczeniu.Colm skończył grzankę,popił ją herbatą, wreszcie powiedział: To twoja wina, że mówię o Lizzie.Masz bzika na jej punkcie i bezprzerwy o nią pytasz, jak tylko wrócę z roboty.Co niby mam robić? Nieodpowiadać ci? Ach, więc wolisz zatrzymać to w sekrecie? Gdyby nie zobaczyłaLizzie tamtego dnia, pewnie nigdy by nawet o niej nie wspomniał. Och, Brenna, zastanów się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]