[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mniemam, iż nie jest to fragment prawdziwego Krzyża Zwiętego? - rzucił kpiącoBonestruca. Nie. Ha, skoro owa rzecz nie jest świętą drzazgą, to komuona potrzebna? - mnich po razpierwszy pozwolił sobieparsknąć śmiechem.Nie był to miły śmiech, a i żart niewydawał sięzbyt przedni.- Mało to mamy fałszywychrelikwii? Dajmy na to, iż rzecz, o której mowa, jestkością.Myślicie, że to kość świętego albo męczennika? Akurat!Wyjęto ją z trupa jakiegośprostaka, woznicy albo świniarza,którego gwałtem wyprawiono na tamten świat, nimsięzdążył wyspowiadać ze swych licznych grzechów.Można teżtrafić gorzej, gdy takiszczątek to kość z dużego palcawłaściciela burdelu albo pięty jakiejś ladacznicy.Padliściepewnie ofiarą oszustwa. To możliwe, wielebny bracie - pokornie zgodził się Jonasz. Możliwe! To więcej niż pewne!Na stole pojawiły się napełnione na nowo puchary.Bonestruca znowu wychylił swój aż dodna, mimo to ciągle był trzezwy.Należał do takich pijaków, po których nic prawie nie znać,choćby wlali w siebie beczkę trunku.To, co wypił, musiało jednak trochę przytępić muumysł, rozmyślał Jonasz.Aatwiej byłoby go teraz zabić.Pozwolił sobie poigrać z tą myślą,ale tylko po to, by choć trochę zaspokoić swe pragnienie zemsty.Zabicie Bonestruki byłobyteraz wielkim błędem.Ten morderca musi żyć, jeśli Ramón Callicó chce bezpiecznie wrócićdo Gibraltaru.Skinął na oberżystę i wręczył mu zapłatę, ten zaś poczęstował ich jeszcze chlebem i oliwą, cozdaniem Jonasza było miłym gestem.Ale nie dla Bonestruki.- Fałszywy chrześcijanin! - mruknął przez zęby.- Parszywa żydowska świnia.Nieominie go sprawiedliwość.W ustach Bonestruki słowa te nabierały tak złowrogiej treści, że Jonasz poczuł mróz wkościach.Podczas nocnej wędrówki przez uśpione ulice Toledo nie potrafił pozbyć się myśli,jaki by czekał go los, gdyby został rozpoznany.Rozdział 26BombardaHrabiemu nie było pilno do powrotu - kazał czekać na siebie jeszcze cztery dni.Jonasz, pomny obietnicy złożonej Bernardowi Espinie na krótko przed jego śmiercią,rozpoczął poszukiwania wdowy po medyku z nadzieją, że zdoła nareszcie zadośćuczynićostatniemu życzeniu owego zacnego człowieka, przekazując synowi jego brewiarz.Niestety,spotkał go zawód.- Estrella de Aranda wróciła tu z dziećmi wkrótce po śmierci męża - powiedziała mu jedna zdawnych sąsiadek medyka - krewni bowiem odmówili jej dalszej gościny.Nie chcieli mieć doczynienia z wdową po heretyku, którego spalono na stosie.Udzieliliśmy schronienia jej i tymniebożętom, ale długo tu nie zabawili.Nie minął tydzień, jak zaczęła sposobić się do drogi,mówiąc, że chce zostać zakonnicą, bo i cóż miała począć, biedaczka? Poszła do konwentuSanta Cruz i wkrótce tam zmarła.Dzieci przygarnął Kościół, lecz nie wiemy, gdzie teraz są.Słyszeliśmy tylko, że Marta i Domicela rozpoczęły nowicjat i że Francisco też ma zostaćmnichem.Druga ważna dla Jonasza sprawa także nie posuwała się naprzód: rozmowa z Bonestrucą nieprzyniosła jak dotąd zamierzonych skutków.Jonasz był pewien, iż mnich ma swój udział wzakazanym, acz nader intratnym handlu relikwiami, obejmującym tak kradzież, jak ikupowanie cennychświętości, by odsprzedać je pózniej z zyskiem za granicą, spodziewał się zatem, że wkrótcepo owym spotkaniu w oberży ktoś nawiąże z nim pertraktacje.Tymczasem dni mijały i niktsię nie zjawiał.Czyżby Bonestruca był bardziej pijany, niż się wydawało, i o wszystkimzapomniał? Jeśli zaś połknął przynętę, dlaczego tak długo zwleka? Wie przecież, że on,Jonasz, pozostanie tu tylko do powrotu Vaski z polowania.Hrabia pojawił się wreszcie na zamku, pojechali więc dokonać przymiarki nowegorynsztunku.Ujrzawszy imponującą postać pana na Tembleque, Jonasz przestał się dziwićogromnym rozmiarom zbroi.Oprócz krzepkiej postury wielmożny hrabia miał ogniście rudąbrodę i takież włosy z plackowatą łysiną na czubku głowy, a jego władcze spojrzenieznamionowało człowieka nawykłego myśleć, że wszyscy dookoła stworzeni zostali po totylko, aby spełniać jego rozkazy.Wszyscy czterej wysłannicy mistrza Fierry pomagali mu nakładać zbroję, gdy zaś z mieczemw dłoni jął przechadzać się w niej po dziedzińcu, bacznym okiem śledzili każdy jego ruch,starając się wywnioskować, jaka też będzie ocena.Wyłoniwszy się w końcu z blach, hrabiawyraził zadowolenie z nowej zbroi, wyjąwszy jedną niewielką usterkę: w prawym ramieniumiał jakoby za mało luzu.Służba w mgnieniu oka zaczęła budować piec we wskazanymmiejscu na dziedzińcu, a kiedy rozpalono ogień, Paco i Luis wzięli się do roboty.Po dokonaniu żądanej poprawki hrabia poprzez swego rządcę zawezwał do siebie RamónaCallicó. Podpisał pokwitowanie? - spytał Jonasz. Jest gotowe i czeka na was.Przechodząc przez tyle zamkowych komnat, że kręciło się od tego w głowie, uświadomiłsobie w którejś chwili, że mimo woli rozgląda się dookoła w poszukiwaniu bodaj jednego zesrebrnych przedmiotów wykonanych przez ojca dla hrabiego Vaski.Nie dostrzegł żadnego,lecz przecież widział tylko niewielką część zamku.Czego może chcieć Vasca? zastanawiałsię przez całą drogę.Na pewno nie wezwał go w sprawie pieniędzy, te bowiem miały byćprzekazane do rąk własnych mistrza za pośrednictwem walenckich kupców prowadzącychhandel z Gibraltarem.Oby tylko mistrzowi powiodło się lepiej niż ojcu, westchnął w duchu.Ten hrabia nie zwykł się spieszyć z zapłatą.Rządca tymczasem zatrzymał się przed ciężkimi dębowymi drzwiami, zastukał w nie zjawnym respektem i zaanonsował: Wasza wielmożność, jest tu ten człowiek, Callicó
[ Pobierz całość w formacie PDF ]