[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba się pan nie gniewa? Wprost przeciwnie.Jestem panom niesłychanie wdzięcznyza wszystko, coście dla mnie zrobili. Przede wszystkim powinien pan być wdzięczny naszejkochanej Karolinie.Niech żyje Interpol!Wszyscy podnieśli kieliszki. Niech żyje! E viva!  Dziękuję serdecznie, ale nie przeceniajcie moich zasług powiedziała skromnie pani Karolina. Jak to?  oburzyła się Magdalena. Przecież gdyby niepani, to nie siedziałabym teraz przy tym stole. Pani byłanadzwyczajna.Co za siła.Co za szybkość orientacji.Nie tylkorozciągnęła pani tego tłuściocha, ale jeszcze z pozostałymidwoma poradziła pani sobie błyskawicznie. Pomogła mi pani. E, taka tam pomoc.Trzymałam w ręku pistolet.Przecież janawet nie bardzo umiem strzelać. Wystarczyło, że oni byli przekonani o tym, że pani strzelapo mistrzowsku.Miała pani wtedy tak grozną minę. To ze strachu.Piekielnie się bałam.Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Kto mi pomoże przynieść kury z kuchni?  spytała paniEleonora.Franco i Magdalena żwawo poderwali się z miejsc. Aadna z nich para  powiedziała pani Karolina Nie ma to jak młodość. Widzę, że pani ma zamiar zabrać mi żonę  uśmiechnąłsię Wolski.Zmieszała się  O jej, zdaje się, że wszystko mi siępokiełbasiło.To przecież pańska żona, Co ja wygaduję.To napewno to wino.Skąd pan wytrzasnął taki mocny napój, paniekomisarzu? Przyjaciele przywiezli mi z Neapolu.To z winogrondojrzewających na stokach Wezuwjusza.Przyznaję, że truneknieco zdradliwy, idzie w nogi.Coś dla gości, którzy majązwyczaj zaraz po obiedzie uciekać. Chyba nikt tutaj nie ma zamiaru uciekać.Obawiam się, żebędzie pan miał trudności w pozbyciu się nas.Franco i Magdalena wnieśli uroczyście dwa półmiski zpieczonymi kurami. Zapomniałam, że mam jeszcze zucchini powiedziała pani Eleonora, stawiając na stole salaterkę zsałatą.Zaraz przyniosę. Niechże pani da spokój  zaprotestowała Karolina  Niedamy rady.Chcemy chociaż spróbować orzechowego tortu.  Tort na deser.Przedtem trzeba się porządnie najeść.Jesteście wszyscy wyczerpani, moi drodzy.To jednak byłyniecodzienne przeżycia.Wolski z zapałem obgryzał kurzą nogę. Szkoda, że pan niema psów, panie komisarzu  Sporo dzisiaj będzie tusmakowitych kości. Niech mi pan tylko nie mówi o psach. Dosyć mieliśmykłopotu z tymi obrożami nadziewanymi kokainą. To był fantastyczny pomysł  mruknął Franco, który miałpełne usta smażonych kartofli  I gdyby nie to, że chcieliupłynnić od razu cały remanent. Wpadli w panikę.Vitallini bał się trzymać u siebie towar.Pani Eleonora pokręciła głową z niedowierzaniem.Niesłychane.%7łeby rozprowadzać kokainę w obrożach dlapsów.Tego jeszcze nie było.Co też ludzie mają za pomysły. Pamięta pan, szefie, jak żeśmy znalezli w mieszkaniu paniManganello ten długi plastikowy woreczek. powiedziałFranco  Nie mogliśmy się wtedy, zorientować do czego tosłuży.Zmierdziało skórą. Oczywiście, że pamiętam.Wtedy po raz pierwszy coś mizaczęło świtać w głowie.Nie byłem jednak pewny, czy mnie nieponosi fantazja. Panie komisarzu, czy ostatecznie został wykrytymorderca tej kobiety?  spytał Wolski.Bonetti skinął głową  Oczywiście.Lokaj Furon. Sypnęła go kucharka? Tak.Pragnąc ratować syna, zdecydowała się mówić.Roberto pomagał tylko.Miał podrobione klucze do mieszkaniabarona.Zaprowadził Furona na górę, a ten z okna strzelił dopani Manganello. Ale dlaczego to zrobił? Był przekonany, że sprowadziła pana po to, żebypowiedzieć co się stało z pańską żoną.Ostatnio ich wzajemnestosunki uległy znacznemu pogorszeniu i signora Mang