[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczem gromadą całą, już pijani mocno, po okolicy lezą w kotły waląc i dmąc wszałamaje.Po drodze pada wielu, o świecie bożym nie wiedząc.Bowiem piją nie wino nasze,którego wiele wypić można i nie sprawia ono nic krom wesołości, jeno trunek, co rozum ipamięć odbiera.A kiedy już do wąwozu jednego się dowloką, albo lepiej rzeknę, kiedy dowąwozu rzeczonego dognani zostają ci, co się jeszcze jako tako na nogach trzymią, orgia sięzaczyna prawdziwa, czary, gusła, bluznierstwa i wszeteczeństwa nieopisane. Któż gna ich, jakeś mi rzekł, gromadą wielką.Jest, prawda ceklarzy trochę w Fern-quez, wszystkich może ze dwudziestu, może i nie tylu.Nie daliby rady oni tłumu całegopędzić ni zmusić, by tam szedł, gdzie sam nie zechce. Ceklarze w mieście ostają, gdzieporządku strzegą.Proste to chłopy są, głupie po prawdzie, u których rozum i cały w barach igarściach.Temu służą wiernie, kto im płaci.Niewiele oni albo zgoła nic nie wiedzą, o to jenostojąc, by zjeść godnie, a wypić godniej jeszcze.Aleć ma pan burmistrz na usługi swe trupy,czartowską sztuką ożywione, a i czartów prawdziwych kilkoro. Trupy ożywione, powiadasz? całkiem spokojnie upewniłem się jakbym o zwyc-zajną rzecz pytał. Tak jest.I czartów trochę pośledniejszego autoramentu po prawdzie, aleć całkiemrzetelnych.Skórami bawolimi okryte są jedne i drugie niewyprawnymi, a z kapturamigłębokimi, na lica zachodzącymi, iżby ich naturę a ohydę skryć.Aleć ja wszystko wiem onich, wszystko. A skąd to? Raz jeden udział w plugastwach onych przyjąłem, gdy mnie człek jeden zaufany uwi-adomił, że się odbyć mają przyznał zezując na mnie z ukosa. Dość dawno to było.Uda-wałem, że piję trunek ich, potem zaś udałem, żem otumaniony do imentu.Zaczem wraz z in-nymi poszedłem.A kiedy do wąwozu rzeczonego doszliśmy, skrzynkę niezawielką ale ciężkąwidno, czterech ludzi z tłumu wybranych pomiędzy skałki zaniosło.Wraz z nimi burmistrzposzedł.Przedtem jechała skrzynka ta całą drogę na wózku, strzeżona pilnie przez zakaptur-zonych.Dość długo go nie było i co tam robił, nie wiem.Wreszcie wyszedł.Sam był.Rozka-zał swoim skryć się za załom skalny o kilkaset kroków odległy.To uczynili pośpiesznie.Gromada ludzka porozłaziła się była wcześniej po dziurach, grotach i jaskiniach, co ich tamwszędy mnogość jest.Skryłem się i ja, alem wyglądał, by niczego nie uronić.Aliści niespodziewałem się tego, co mi ujrzeć było dane.Bo oto blask się w niebo wzniósł prosty niczym słup ze światła uczyniony.Z niego zaśchmura jakoby świecąca, co chmury ciemne precz przegnała na boki się rozdymając tak, iżdla innych chmur miejsca na niebie nie stało.Przez cały czas brzęczenie słychać było albobuczenie niby trzmiela wielkiego i poza tym nie działo się nic.Trwałem w kryjówce swej,koniec nosa jeno i oko jedno wyściubiając, a i to ostrożnie, żar bowiem wielki od skałek,pośród których owo się działo, bił wielki.Naraz z chmury onej srebrzystej, jakoby z metalu połyskliwego uczynionej, niewiastasię wyłoniła ogromna, a szkaradna wielce.Cztery bowiem piersi miast dwóch mająca iszkarłatna, niczym we krwi skąpana.Naga była całkiem, jeno w naszyjniki a bransoletyprzybrana, których wiele na szyi, ramionach i nogach zawiesiła.Wnet na ziemię się opuściła,wszakże nie całkiem, jeno tuż ponad nią się trzymiąc.A kiedy już nisko była, wylazł burmistrz i świta jego spoza ukrycia i kołem ją otoczyli,pokłony bijąc niskie i klękając przed nią, niby przed świętością jaką.Ludzie takoż z kry-jówek swych wypełzli i pokłony przed nią bili, modły przy tym zanosząc wszetecznych słówpełne.A w