[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy chyba T, drugi od O albo G.Byłkrótki, dwa albo trzy znaki, może skrót literowy.Jak to możliwe, żeby mieszkając w tym mieścieod prawie trzydziestu lat, nie wiedział, jaki to neon? No tak, chodząc, gapił się w chodnik albooglądał za dziewczynami.Miasto widział, tylko kiedy wpływał jachtem do fiordu, ale było todawno, neonu równie dobrze jeszcze mogło nie być.Pamiętał jedynie Nokię, która świeciłaniebiesko na sąsiednim biurowcu.Ruszył wzdłuż siatki biegnącej krawędzią urwiska.Liczył, że po przejściu kilkuset metrówprzeczyta już napis.Doszedł prawie do pierwszej hali.Oparł lornetkę o słup ogrodzenia i spojrzałna neon.Drugi wyraz to nie był skrót, tylko Oil.Pierwszy też dał się przeczytać.Thorsen Oil.Rzeczywiście nigdy na niego nie zwrócił uwagi, tym niemniej samo brzmienie nazwy wydało musię znajome.Wracając pod swoją halę, próbował przypomnieć sobie, skąd zna to nazwisko.Całkiem niedawno wydarzyło się coś błahego.Teraz stawało się ważne.Był w szpitalu u GretyJensen, ale to przedtem.Już wiedział.Ktoś coś mówił na występach brazylijskich tancerek.Gerd!To on po pijanemu gadał o jakiejś próbie samobójstwa.Facet, z którym rozmawiał, byłdziennikarzem i wiedział więcej.Powiedział, że to był zawał.Chodziło właśnie o Thorsena.Wyjął swój prywatny telefon i zadzwonił do Gerda.  Ciągle jesteś na tym urlopie? Tak, ale już wróciłem z Paryża. Uświadomił sobie, że będzie musiał coś zełgać. Mamtrochę zamieszania.Rozstałem się z Liv i porządkuję sprawy.Wracam niedługo. Coś tam słyszałem.Współczuję. Gerd zawiesił głos, nie bardzo wiedząc, co jeszczemiałby powiedzieć. Pamiętasz tego faceta, z którym rozmawiałeś w klubie? Nazywał się Syrensen czy jakośpodobnie. Syrensen? Może Sorensen, jest chyba dziennikarzem.Wyglądało, że się dobrze znacie. To Syvertsen.No, był wtedy z nami. Masz może do niego telefon? Chyba mam, a co? Chciałem się go o coś prywatnie zapytać.Wydaje się zorientowany w sprawach biznesu. No, on pisze o gospodarce.A co, rozkręcasz biznes? Nic nie rozkręcam.Ktoś mnie o coś prosił.Możesz mi wysłać jego numer? Jasne, zaraz wyślę.Telefon zapiszczał, gdy dochodził do samochodu.Wsiadł, włączył silnik i uruchomiłogrzewanie.Gdy ciepłe powietrze wypełniło wreszcie wnętrze, rozpiął kurtkę i przystawił nachwilę skostniałe dłonie do kratki nadmuchu.Zastanawiał się, czego właściwie chce się dowiedziećod Syvertsena.Wieżowiec Thorsena, przynajmniej jego najwyższe piętra, najprawdopodobniejznajdował się w polu oddziaływania infradzwięków.Może właśnie dlatego sam Thorsen miałzawał, ale szczęśliwie wyszedł z tego.Ciekawe, co z innymi ludzmi z biurowca.Istniała szansa, żedziennikarz będzie coś wiedział albo da mu namiar na kogoś, kto tam pracuje.Kłopot polegał natym, że nie mógł poinformować nikogo o swoich podejrzeniach, zwłaszcza dziennikarza.Wystukałprzysłany numer. Syvertsen  usłyszał głos, którego jakoś nie kojarzył z tamtym facetem w klubie. Nazywam się Arne Hilmen.Nie wiem, czy mnie pamiętasz, byliśmy razem w klubie nabrazylijskich tancerkach. A tak, byłeś z Gerdem i dziewczyną  powiedział po chwili namysłu. Co słychać? Wiem, że piszesz o biznesie.Potrzebuję skonsultować się z kimś w pewnej sprawiezwiązanej z firmami naftowymi. Jeśli masz mnie na myśli, to chętnie, tyle że ja akurat odlatuję do Sztokholmu.Jeśli to nicpilnego, to może za kilka dni, jak wrócę. Szczerze mówiąc, wolałbym wcześniej.Może zadzwonię do ciebie, jak tam dolecisz. Tak szybko nie dolecę, bo na lotnisku jest mgła i samolot ze Sztokholmu jeszcze nie wylądował.Prawdę powiedziawszy, teraz mogę rozmawiać. Wolałbym jednak nie przez telefon.Jestem nie tak daleko.Co byś powiedział, gdybymprzyjechał teraz na lotnisko? Jeśli to takie pilne i do tego poufne, to przyjedz.Zaczynasz mnie zaciekawiać. Rozczarujesz się. Zaczął wycofywać samochód z parkingu. Prowadzę sprawę, doktórej potrzebuję trochę informacji o firmach, i tyle.Będę za piętnaście minut. Okej.Czekam w hali odlotów.Chyba się trochę przeliczyłem z tymi piętnastoma minutami, pomyślał, gdy znalazł się naszosie dojazdowej do autostrady.Tiry z cysternami jechały jeden za drugim w obu kierunkach.Dopiero teraz zaczął się zastanawiać nad pretekstem do rozmowy o firmach z wyższych pięterbiurowca i samym Thorsenie, o którym wiedział tyle, co usłyszał w klubie.Im bliżej był lotniska,tym bardziej sytuacja, w którą sam się wpakował, wydawała mu się niezręczna.Powinien najpierwpojechać do biurowca i spisać firmy z ostatnich pięter.Potem mógłby dowiedzieć się czegośz internetu.Musiałby naprawdę dobrze znać kogoś, kto tam pracuje, żeby spytać go od niechcenia,jak znosi pracę w pomieszczeniach bez otwieranych okien czy coś w tym rodzaju.Mogłoby tosprowokować niewinną rozmowę o samopoczuciu jego współpracowników i tak dalej, i tak dalej.Syvertsen raczej nie mógł mu w tym dopomóc.Parkując przed terminalem, zobaczył lądujący samolot.Miał niewiele czasu, lotniskozaczęło przyjmować.Wszedł do hali odlotów i rozejrzał się.Błyszcząca posadzka odbijaładziesiątki sylwetek spieszących we wszystkich kierunkach.Pasażerowie zaczynali rozchodzić siędo swoich wyjść.Wyjął telefon, aby sprawdzić, czy ma jeszcze szansę na spotkanie.ZobaczyłSyvertsena, zanim zdążył się połączyć.Stał przy szklanej ścianie na tle ogromnego statecznikaz koroną w liściach palmowych i machał do niego. Myślałem już, że nie zdążysz.Mój samolot wylądował zaraz po naszej rozmowie powiedział, wyciągając uchwyt swojej walizki na kółkach. Dzięki, że zaczekałeś.Jeszcze was nie wzywali? Nie, ale pewnie zaraz będą.Pytaj, nie traćmy czasu. Pamiętam, że wtedy w klubie rozmawialiście o Thorsenie.Gerd opowiadał jakieś plotkio jego próbie samobójstwa.Ty powiedziałeś wtedy, że miał zawał. Arne zamilkł, mając nadzieję,że Syvertsen podejmie i rozwinie temat, nie czekając na konkretne pytanie. Tak, coś takiego było, takie plotki.O Thorsenie nie wiem za wiele.Informacje o jegożyciu prywatnym są wyjątkowo trudno dostępne. Jest jakąś taką szczególną osobą? Jest bardzo bogaty.Ma w końcu większość udziałów w dużej firmie wydobywczej.Wieleosób chciałoby coś o nim wiedzieć.  Prowadzę sprawę, w której ktoś akurat wspominał coś na ten temat, i chciałem mieć niecowiększą orientację. Prowadzisz sprawę związaną z Thorsen Oil?  Syvertsen spojrzał na niego z wyraznymzainteresowaniem. Nie, nic takiego.Ktoś mówił coś po prostu o tej firmie i chciałem wiedzieć, o czym mówi. Chcąc nie chcąc, Arne brnął coraz dalej. Istotne jest to, co mówi w zupełnie innej sprawie.Chciałem na podstawie tego zweryfikować go, czy jest wiarygodny. Mówił o Thorsen Oil czy samym Thorsenie? Trochę o jednym i trochę o drugim.Syvertsen zamilkł i śledził przez chwilę zafascynowanym wzrokiem dwie stewardesyjakichś afrykańskich linii.Szły przez halę z małymi walizeczkami i rzeczywiście na tle szaregotłumu wyglądały jak dwa egzotyczne ptaki. Niezłe.Jak te brazylijskie tancerki  powiedział Syvertsen, wykręcając za nimi głowę.O czym ten ktoś mówił? Trochę o Thorsenie, a trochę o jego firmie.Rozmowa robiła się coraz bardziej niezręczna.Komunikat wzywający pasażerówodlatujących do Sztokholmu sprawił mu wyrazną ulgę. Nie wiem, co ciekawego mógłbym ci powiedzieć.Nie słyszałem też, żeby Thorsenudzielił komuś wywiadu.Raczej chowa się przed światem.Ma apartament na szczycie swojegobiurowca, ale zdaje się, że nieczęsto tam