[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ogóle jej sięto nie udało.Po chwili pod czujnym spojrzeniem Joanny dała zawygraną.- Bardziej należy bać się żywych niż martwych.- Chyba masz rację.Gdzie byłaś? Myślałam, że razemodbędziemy spacer.Po dniu spędzonym w tym ciasnym wozienogi aż rwą się do przechadzki.Elizabeth miała poczucie winy.Nie było to przyjemne.- Wybacz.Najpierw wdałam się w rozmowę z bratemMatthew, a potem poszliśmy nad strumień.Tam spotkaliśmyksięcia Williama.Nie wiedzieć czemu, zaczęli się kłócić.O wielebardziej wolałabym być z tobą.Joanna uniosła brwi ze zdziwienia.- Książę i mnich? To musiał być piękny widok.O co siępokłócili? O ciebie?- Niby dlaczego? - zaperzyła się nagle Elizabeth.- Nieodpowiadaj.Doskonale wiem, że jestem brzydka.%7ładenmężczyzna nie chce na mnie spojrzeć.- Mam nadzieję, że w klasztorze nauczą cię lepiej kłamać -odparła Joanna z miną niewiniątka.Elizabeth zdawała sobie doskonale sprawę, że jej zapewnienianie były prawdziwe.Ale co miała powiedzieć? Sama nie wiedziała,dlaczego wpadła w oko czarnemu księciu, człowiekowi o wielkiejwładzy, grzesznemu i przystojnemu.Przecież mógł wybierać.PaniJoanna górowała nad nią urodą i doświadczeniem.A jeśli wolałchłopców, to nawet pod tym względem nie powinien narzekać.W~ 84 ~RSskład orszaku wchodziło zadziwiająco wielu urodziwychmłodzieńców.Choćby brat Matthew, który był równie ładny jakJoanna.Elizabeth doznała nagłego olśnienia.Znowu stała się pionkiemw rozgrywce między mężczyznami.W domu było to samo.%7ładenz nich mnie nie chce, pomyślała.Tutaj chodzi wyłącznie o męskąambicję.Obaj usiłują sobie przeszkodzić.To była przygnębiająca myśl.Elizabeth wyraznie posmutniała.- Głodna jestem - powiedziała, żeby zmienić temat.- Co nawieczerzę?- Królik.Często wyjeżdżałaś poza mury zamku, milady? Uwierzmi, nie ma nic lepszego niż świeżo upolowana zwierzyna, pieczonanad ogniskiem.- Wierzę ci na słowo - z powątpiewaniem odrzekła Elizabeth.-Do tej pory zawsze sypiałam pod dachem we własnym domu, araz w zamku Wakebryght.To dla mnie zupełnie nowe doświad-czenie.W jaki sposób spędzimy noc?- Na ziemi, milady.Zawiniemy się w płaszcze i koce wyjęte zwozu.- Mówisz tak, jakbyś miała się z czego cieszyć.- Bo to prawda.Uwielbiam las i otwartą przestrzeń.Zwieżepowietrze i rozgwieżdżone niebo pozwalają zapomnieć o wszelkichniewygodach.- A kąpiel w zimnym strumieniu jest lepsza od nagrzanej balii?- spytała Elizabeth i przypomniała sobie księcia Williama nadpotokiem.Miał mokre włosy, koszulę przylepioną do wilgotnegociała i nogawice.- Przynajmniej można się orzezwić.- Zadziwiasz mnie, pani Joanno.Na pierwszy rzut okasprawiasz wrażenie rozpieszczonej damy, nieprzywykłej do trudówi niewygód.Tymczasem tęsknisz za przygodą.- To jedyna wolność, jaka mi pozostała - odpowiedziała zprostotą Joanna.A potem uśmiechnęła się, ale uśmiech nie~ 85 ~RSrozjaśnił smutnych oczu.- Nie zwracaj na mnie uwagi, milady.Poprostu przypomniałam sobie, jak dawniej uciekałam z domu, żebybiegać po lesie.Nic nie zastąpi nam wspomnień z dzieciństwa,prawda?Elizabeth zastanawiała się przez chwilę.Porywczy ojciec ociężkich pięściach, złośliwi bracia, samotność po utracie kolejnejmacochy.Zanim zdążyła dobrze poznać smak dzieciństwa, jużmusiała wziąć na siebie rolę gospodyni, prowadzącej dom dlagrupy leniwych i zepsutych mężczyzn.- Coś mi się zdaje, że więcej radości znajdę w nowym życiu.- Być może.Elizabeth spojrzała na drugą stronę polany.Podróżującyrozpadli się na mniejsze grupy.Przy jednym ognisku siedzielirycerze.Stamtąd też bił smakowity zapach pieczonego królika.Sześciu mnichów skupiło się przy drugim ogniu.Także coś pichcili,ale woń była jakby nieco gorsza.Na ogół duchowni jadali dośćsuto.Może tym razem mieli powód do umartwiania się?Jakkolwiek było, poprzestali chyba na jarzynach, pachnącychniczym gotowane chwasty.Brat Matthew stał z boku, przypatrując się pozostałym.Sprawiał wrażenie, jakby na swój sposób dowodził grupązakonników.Rzadko pomagał im w codziennych zajęciach.Zwykletylko patrzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]