[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy pytania dotyczące Twojej ostatniej wiadomości, która opisywała testy pewnegourządzenia.Pomogłoby nam w interesach, gdybyśmy wiedzieli, gdzie i kiedy odbyły się tetesty.Ciekawi nas również, gdzie zakupiono części.Zastanawiamy się także, czy opracowanoinną technikę produkcji, z wykorzystaniem innych materiałów.Nie możemy znalezć fabrykiw naszych spisach.Czy możesz nam coś doradzić? I ostatnia kwestia.Chcielibyśmyzainwestować w technologię rentgenowską, która może znalezć zastosowanie w nowychprojektach.Mógłbyś spytać swoich partnerów w interesach, czy byliby tym zainteresowani?Chcielibyśmy Cię poinformować, że Twoją wiadomość przeczytał sam prezes naszej firmy.Jest Ci bardzo wdzięczny za pomoc i chciałby okazać tę wdzięczność.Czy któryś z jegoparterów w interesach mógłby się z Tobą spotkać na miejscu albo gdzieśw pobliżu? Będzie nam łatwiej przygotować spotkanie nieco dalej, o ile będziesz mógłprzybyć, jak pewnie wiesz, sprawa jest bardzo pilna.Zarobisz miliony na swojej inwestycji,drogi Przyjacielu, jeśli tego właśnie pragniesz.Na koniec dopisał po persku: Yek donya mamnoon.Podziękowania.Fox przeczytał wiadomość.- Nie możesz mówić wyrazniej? - spytał.- Jeszcze nie.Jeśli uda nam się sprowadzić go do Dubaju albo Stambułu, będziemy moglizrobić o wiele więcej.Pracuję nad tym, jak skontaktować się z nim w Teheranie.- Nie mamy na to czasu, Harry.I po co te promienie rentgenowskie? Nic nas to nie obchodzi.- A mnie tak.To blef.- Jaki znowu blef? Nie gramy w pokera!- Jeśli zapyta o promienie rentgenowskie, może ktoś się o tym dowie.I może ten ktoś nam toprzekaże.A wtedy może będziemy wiedzieli, z kim mamy do czynienia.- Aha - mruknął Fox.Zastanawiał się chwilę, jakby rozważał kolejne pytania, alenajwyrazniej doszedł do wniosku, że więcej się nie dowie.- Wprowadz to do skrzynki -powiedział.Harry zachował wiadomość na koncie iranmetalworks" Poszła, choć nie byli pewni dokąd.TEHERANMahrnud Azadi wiercił się nerwowo na tylnym siedzeniu taksówki jadącej na północzakorkowaną o tej porze drogą ekspresową Kordestan, szeroką i wietrzną jak w Los Angeles,mieście, które Teheran naśladował w sekretnych marzeniach.Gdy taksówka dotarła do aleiVali Asr, ruch zwolnił prawie do zera.Kierowca spytał pasażera, na jaką muzykę ma ochotę:perską czy turecką.Azadiemu było wszystko jedno.Taksówkarz zabrał kolejnego pasażera,kobietę.Azadi przesiadł się na przód, zgodnie z przepisami, żeby nie siedzieć koło niej.Myślami przebywał gdzie indziej.Nienawidził spotykać się z Brytyjczykami w Teheranie.Nie powinni mu tego robić.Mieli zaczekać i porozmawiać z nim w Katarze albo w Dubaju.Mieli korzystać z tego tajemniczego urządzenia komunikacyjnego, które zostawili mu wkrzakach w parku Lavizan wiele miesięcy temu.Kiedy Azadi otrzymał wczoraj wiadomośćwzywającą go na spotkanie, ze strachu rozbolał go brzuch.Bał się nawet zwymiotować,przekonany, że to zdradzi jego tajną działalność.Wrześniowy smog osiadł nad miastem jak trująca chmura.Przez tę mgłę Azadi nie widziałnawet gór Elburs, a przecież znajdowały się zaledwie kilka mil stąd.Dorastał w ichsąsiedztwie, urodził się pod koniec barwnej ery szacha.Miał szczęście, że jego ojciec byłreligijnym człowiekiem i miał na bazarze właściwych przyjaciół, inaczej rodzina zostałabyzniszczona i teraz on prowadziłby tę taksówkę, zamiast nią jechać.Korek na Vali Asr był okropny.Na każdym rogu samochody wyjeżdżające z prawejwpychały się na pas, tamując ruch.Ludzie gotowi byli umrzeć za odrobinę miejsca nasamochód.W Holandii, gdzie Azadi studiował, było inaczej. Zwieć na nas, słońcesprawiedliwości", brzmiało motto uniwersytetu w Utrechcie.Ludzie stali w kolejkach.Zatrzymywali się na światłach.Nic nie zagrażało godności mężczyzny, kiedy wkraczał naprzejście dla pieszych.Azadi wysiadł na rogu Vali Asr i bulwaru Satari.Kierowca powiedział, że nie chce pieniędzyza taką krótką trasę, ale oczywiście nie mówił serio.Azadi dał mu pięć tomanów, za dużo, alebył zdenerwowany.Mieszkanie kontaktowe znajdowało się dwie przecznice na północ stąd,przy ulicy Fo-roozan.Szedł powoli, oglądając wystawy, tak jak kazał mu Anglik.Idący zanim mężczyzna w ciemnych okularach poruszał się równie wolno.Dlaczego? Znów zrobiłomu się niedobrze, tak bardzo, że omal nie zwymiotował.Mężczyzna w okularachprzeciwsłonecznych minął go, ale zatrzymał się na rogu ulicy Foroozan i zaczął czytać gazetę.Nikt tak nie robi, więc Azadi wpadł w panikę.Chciał uciekać, najlepiej od razu do Holandii.Cudzoziemcy to diabły i zrobili diabła także z niego.Pomachał na pustą taksówkę.Z otwartego okna dobiegał głos amerykańskiej piosenkarkicountry.Rozpoznał ten głos: Sheryl Crow.Miał piracką kopię jednej z jej płyt.Młodytaksówkarz zapytał Azadiego, czy przeszkadza mu muzyka, a gdy ten nie odpowiedział,zostawił ją.Był odważny, a może tylko głupi.Mimo to Azadi poczuł się trochę pewniej.Dlaczego tak się bał? Może tylko wyobraził sobie, że go śledzą-Powiedział kierowcy, że chce jechać do ambasady nigeryj-skiej przy ulicy Naseri.Minęli wżółwim tempie dwie przecznice, tak blisko innych samochodów, że karoserie prawie się zesobą stykały.Potem skręcili w prawo.Azadi patrzył na dachy budynków.Na większościwidać było talerze anten satelitarnych, wysysające słodkie sygnały pirackiej telewizji z LosAngeles, Toronto i Dubaju.Oficjalnie to było nielegalne, ale zakazy zwykle nie skutkowały.Kiedy władze postanowią zrobić z tym porządek, w gazetach pojawi się niewielki artykuł, aludzie przeniosą talerze z brzegów dachów na ich środek, żeby były niewidoczne z ulicy.Kilka anten zostanie skonfiskowanych przez policję, a potem sprzedanych na czarnym rynku.Za parę tygodni wszystko wróci do normy.Władze nie stracą twarzy.Ludzie nie stracątwarzy.Rytuał zostanie zachowany.Azadi niemal się odprężył.Taksówka skręciła w bulwar Afriąa i kilka chwil pózniej znalezlisię przy ambasadzie ni-geryjskiej.Azadi znał ją, bo przed wyjazdem do Holandii pracowałtam jako tłumacz.Oczywiście donosił o wszystkim Ministerstwu Wywiadu - choćNigeryjczycy nie mieli żadnych ważnych sekretów do wykradzenia - i dzięki temu dostałpozwolenie na wyjazd za granicę.Dał kierowcy kilka tomanów i ruszył na południe zpowrotem ku ulicy Foroozan, zbliżając się do budynku od drugiej strony.Teraz się nie bał.Tuich nie było.Nic o nim nie wiedzieli.Anglicy są przebiegli i podli, wiedział o tym każdyIrańczyk, ale są również bystrzy.Jak może mu coś grozić, skoro znajdował się w rękachMałego Szatana?Azadi wszedł do nowoczesnego bloku.Obok stał identyczny, ale jeszcze nieukończony.W tejczęści miasta wszystko teraz przebudowywano.Irańczycy mieszkający za granicą przysyłaliswoim krewnym pieniądze na kupno mieszkań.Mieszkaniatraktowano jako dobrą inwestycję, więc niektóre stały puste.Anglicy musieli o tym wiedzieć,skoro załatwili sobie to mieszkanie kontaktowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]