[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcesz tego ioboje o tym wiemy".Uświadomił jej, że nadal go potrzebuje.Gdyby tylko mogła wejść do tego samolotu.Drzwi gabinetu otworzyły się i Lori wsadziła głowę do środka.Oczy ujęte w ramki sztucznych rzęs, rude loki ułożone tak, bytworzyły modne pejsy.Lori rzuciła Cherish jedno spojrzenie, weszła izamknęła za sobą drzwi.Cherish uniosła kasetę i uśmiechnęła się słabo.- Próbować zawsze warto.Lori zerknęła na magnetofon.- Wiesz, u Bloomindale'a dają prezenty przy zakupiekosmetyków.-A kiedy Cherish się zawahała, dodała: - Chodz! Itakmusimy jechać do Newport po te analizy.To po drodze.Cherish cisnęła kasetę do kosza na śmieci, natrafiła wzrokiem nafotografię Aleca, zmiotła ją z biurka i wrzuciła do tej samej szuflady,w której spoczywało zdjęcie Conora.Zatrzasnęła szufladę nogą.- Już idę.- Chwyciła torebkę.Zakupy.Najtańsza forma terapii.Russell minął salę wystawową, nie patrząc nawet na setki modeliw gablotach, obiekty czci publicznej.Każdy model ilustrował kolejnyetap wspinaczki Reck Enterprises ku potędze.Dzisiaj jego firma i221RSprzedsiębiorstwa przez nią kontrolowane pokrywały pięćdziesiąt dwaprocent zapotrzebowania rynku na satelity i samoloty, zarównocywilne, jak wojskowe.Nie dziwota, że sala wystawowa pękała wszwach.Wojenne trofea Niszczyciela.Na honorowym miejscu stałajednostka doświadczalna załogowej kapsuły z lat sześćdziesiątych.Głuchą ciszę wielkiej sali przerywał tylko szum klimatyzacji iecho kroków Russella.Był wtorek, szósta po południu.Zwiedzającywyszli już dwie godziny temu.Gdyby nie strażnik przy drzwiach iczłowiek czekający na Russella w środku, sala wystawowawyglądałaby na miejsce opuszczone, zaludnione tylko przezminiaturowe samolociki, rakiety i satelity.Russell skierował się w stronę działu satelitów, zdobiącychścianę niby wynaturzone ozdoby choinkowe.Joseph Kinnard stałodwrócony bokiem, z rękami założonymi do tyłu i uniesioną twarzą,jakby naprawdę oddawał się aktowi czci.Pegaz był najpotężniejszym satelitą, jakiego stworzyła myślludzka, obsługującym wszystkie technologie przyszłości: komórki,Internet, pagery.Jego potencjał był nieograniczony.Mając Pegaza,Russell stałby się potentatem świata telekomunikacji.Rzecz w tym, że technologia, która mogła powołać Pegaza dożycia, jeszcze się nie narodziła.Potrzebny był rewolucyjny materiał,włókno tak lekkie i mocne, że można by wysłać potężną konstrukcjębezpiecznie na ziemską orbitę a zarazem przewodzące prąd takskutecznie, jak nadprzewodnik mikroskopijnych rozmiarów.222RS- Spójrz na niego, Russell - powiedział Kinnard z nabożną czcią.- Oto tworzymy imperium telekomunikacji.W powietrzu zawisła niewypowiedziana grozba.Twojaprzyszłość, Russell.Przyszłość twojej firmy.Kinnard przycisnął palce do kształtnego czoła, jakby próbowałzwalczyć migrenę.-Co słychać?- Nic dobrego.- Russell czuł, jak cierpnie mu skóra.Miał doprzekazania złe wieści. Kot zjadł kanarka".Cholerą jest przecieżdyrektorem naczelnym wielomiliardowej firmy, a nie pachołkiemKinnarda.- Nie wiem, jak to się stało, ale odczyt telemetrii, któryprzyniósł Conor, jest prawdziwy.To kopia oryginału.Po raz pierwszy Kinnard zdradził oznaki zdumienia.Odwróciłsię gwałtownie, z rękami założonymi z tyłu, komiczniewytrzeszczonymi oczami, które w tym świetle wydawały się zupełniebezbarwne.Rzecz w tym, że sfingowali odczyt telemetrii, zmieniając dane,aby wykazały normalne naprężenia skrzydła.To dlatego Russellzwlekał tak długo z podaniem odczytu do publicznej wiadomości, anawet do wiadomości podwykonawcy, Marquisa.Dzięki seriigenialnych posunięć - strategii wymagającej połączonych mocyKinnarda i Russella - udało im się dokonać tego w całkowitejtajemnicy.Zamierzali właśnie przekazać poprawiony odczytMarquisowi, kiedy wlazł im w paradę Dean White ze swoją223RSkonferencją prasową. Dowiedzieliśmy się, że nasze ostrzeżeniazostały zignorowane."- Jezu Chryste! - Kinnard odwrócił się, jakby tego było już zawiele.- Mitchell nie ma żadnego doświadczenia z danymi tego rodzaju- dodał Russell prędko.Tego im tylko brakowało, żeby jakiśuniwersytecki cymbał zainteresował się danymi lotu.- Z tego cowiemy, mówił prawdę; nie zrobił nawet kopii.Kinnard zamknął oczy.- Czy to wszystko nie wskazuje na Dzikusa? - Miał na myśliAleca Portera.Russell wypuścił powietrze, które dotąd wstrzymywał wpłucach.- Obawiam się, że tak.- Prawdopodobnie ma teraz niezły ubaw, a my jaja w kleszczach.Mężczyzni stali przez chwilę w milczeniu, w cieniu modelu Pegaza.- Od tej chwili pozostawiasz sprawę w moich rękach, Russell -powiedział Kinnard.Chłód przeniknął Russella.To samo przytrafiło się biednemuHenry'emu, pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]