[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i wbiegłam do pokoju stołowego, nasłuchiwałam przez chwilę.Później był jeszcze jeden strzał i łoskot.Jakby upadło w holu coś ciężkiego.Nacisnęłam klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć.Były zamknięte z tamtej strony.Ja też byłam zamknięta.Jak szczur w pułapce.Oszalałam ze strachu.Krzyczałam i krzyczałam, i tłukłam w drzwi pięściami.Nareszcie, proszę pana, ktoś obrócił klucz w zamku i mnie wypuścił.Wtedy przyniosłam świece.Dużo świec.Bardzo dużo.I zapaliło się znów światło.I zobaczyłam krew.Krew! Ach, Gott in Himmel! Zobaczyłam krew! Nie pierwszy raz! Mój mały braciszek.Zabili go na moich oczach! Widziałam krew na ulicy.ludzi rannych.umierających.Widziałam.- Rozumiem.Bardzo pani dziękuję.- A teraz - podjęła tragicznie Mitzi - możecie aresztować mnie, zabrać do więzienia.- Nie dzisiaj, proszę pani - uśmiechnął się inspektor.3Craddock z Fletcherem minęli hol, podeszli do frontowych drzwi domu i omal nie zderzyli się z wysokim, przystojnym młodym mężczyzną, który właśnie wchodził.- Łapsy, jak pragnę zdrowia! - zawołał.- Pan Patryk Simmons?- Zgadza się, inspektorze.Pan jest inspektorem, prawda? A pański towarzysz to sierżant?- Odgadł pan trafnie.Mógłbym zamienić z panem kilka słów?- Jestem niewinny, inspektorze! Przysięgam!- Proszę nie dowcipkować, panie Simmons.Pozostało mi do przesłuchania sporo osób, wolałbym zatem nie marnować czasu.Co to za pokój? Moglibyśmy z niego skorzystać?- Nazywa się pracownia, chociaż nikt w nim nie pracuje.- Słyszałem, że jest pan studentem - zaczął Craddock.- Tak.Ale dziś nie mogłem skoncentrować się na matematyce, więc wróciłem do domu.Craddock zadał formalne pytania o imię i nazwisko, wiek i stosunek do służby wojskowej.- A teraz, proszę pana, zechce pan opowiedzieć, jak wyglądał wczorajszy wieczór.- Zabiliśmy tucznego cielca, inspektorze.To znaczy, Mitzi specjalnie upiekła smakowite ciasteczka, ciocia Letty odkorkowała świeżą butelkę kseresu.- Świeżą? Więc była inna?- Tak.Tylko połowa.Ale czemuś nie spodobała się cioci.- Czy panna Blacklock była wtedy zaniepokojona?- Nie.Nie sądzę, inspektorze.To osoba niezwykle zrównoważona.Niespokojna była stara Bunny.Przejęła się ogłoszeniem i od rana prorokowała katastrofę.- Bała się?- Niewątpliwie! I strach smakowała z gustem.- Potraktowała serio to ogłoszenie?- Tak.Przeraziło ją śmiertelnie.- Słyszałem, że panna Blacklock po przeczytaniu ogłoszenia, o którym mowa, podejrzewała zrazu, że to pańska sprawka.Dlaczego tak sądziła?- Dlaczego? Bo w tym domu ja zawsze bywam winien wszystkiemu!- Ale pan nie miał z tym nic wspólnego?- Ja? Absolutnie nic.- A ten Rudi Scherz.Widział go pan kiedyś? Rozmawiał z nim?- Nigdy w życiu.- Ale to żart w pana stylu, prawda?- Skąd pan wie? Może dlatego, że raz włożyłem ciasto z jabłkami do łóżka panny Bunny, no i przysłałem Mitzi kartkę pocztową z wiadomością, że gestapo jest na jej tropie?- Zechce pan opowiedzieć o wczorajszych wydarzeniach.- Akurat wyszedłem do najmniejszego salonu po tacę z poczęstunkiem i wtedy.Stoliczku, nakryj się! Wtedy zgasły światła.Odwróciłem się szybko i zobaczyłem w drzwiach faceta, który powiedział głośno: ”Ręce do góry!”.Więc wszyscy przestraszyli się i zaczęli krzyczeć.Zastanawiałem się właśnie, czy zdołam go obezwładnić, gdy facet zaczął strzelać z rewolweru i gruchnął na podłogę, a jego latarka zgasła.Zrobiło się ciemno i pułkownik Easterbrook zaczął komenderować w naprawdę koszarowym stylu.”Światło!” - wołał i dopytywał się, czy moja zapalniczka działa.Nie działała.Nie działała jak zawsze.To diabelski wynalazek!- Sądzi pan, że napastnik mierzył z rozmysłem do panny Blacklock?- Czy ja wiem? Powiedziałbym raczej, że dla kawału strzelał na chybił trafił.Może później uprzytomnił Sobie, że posunął się za daleko.- I zastrzelił się?- Być może.Kiedy zobaczyłem jego twarz, pomyślałem, że facet wygląda na drobnego złodziejaszka, więc łatwo mógł stracić głowę.- Na pewno nigdy wcześniej pan go nie widział?- Nigdy.Z całą pewnością.- Bardzo dziękuję.Teraz chciałbym pomówić ze wszystkimi osobami, które były tu wczoraj wieczorem.Jaka kolejność byłaby najdogodniejsza?- Aha.Nasza Filipa.to znaczy pani Haymes.pracuje w Dayas Hali, prawie naprzeciwko tego domu.Potem najbliżej będzie do Swettenhamów.Każdy wskaże panu drogę.ROZDZIAŁ SIÓDMYNAOCZNI ŚWIADKOWIE1Posiadłość Dayas Hall ucierpiała poważnie w latach wojny.To nie budziło wątpliwości.Perz zarastał to, co musiało niegdyś być szparagarnią.Krzyżownica, powój oraz inne chwasty ogrodowe pieniły się bujnie.Jedynie część ogrodu warzywnego była utrzymywana w porządku i tam właśnie Craddock zastał starego mężczyznę o zgorzkniałej minie, który wsparty na szpadlu stał pogrążony w myślach.- Aha! Szuka pan pani Haymes, co? Nie wiem, gdzie ją można znaleźć.Ona robi tylko to, co sama zechce.Aha! Tylko to, proszę pana! Nie chce nikogo słuchać.A mógłbym dużo ją nauczyć.Co z tego? Dzisiejsze młode panie są samowolne, no nie? Myślą, że wszystkie rozumy pozjadały, bo poprzebierały się w portki i umieją prowadzić ciągnik.Tu trzeba fachowej ogrodniczej roboty, a tego dzisiaj nikt nie uczy.Aha! Trzeba fachowej ogrodniczej roboty!- Rzeczywiście.Na to wygląda - przyznał Craddock.Starowina potraktował te słowa jako przytyk.- Co ja, proszę pana, mogę zrobić sam w takim dużym ogrodzie? Dawniej pracowało tu trzech mężczyzn i jeden chłopiec.I tylu potrzeba, no nie? Mało kto potrafiłby sam zrobić tyle, ile ja robię.Czasem pracuję do ósmej wieczór, proszę pana! Do ósmej!- Przy jakim świetle? Lampy naftowej?- Ma się rozumieć, nie mówię o tej porze roku.Ma się rozumieć! Mówię o letnich wieczorach.- Rozumiem.Pójdę teraz poszukać pani Haymes - powiedział inspektor.Stary zaciekawił się.- Na co ona panu? Pan z policji, hę? Coś z nią nie w porządku? A może chodzi o to, co było w Little Paddocks? Podobno zamaskowani bandyci wdarli się i rewolwerem sterroryzowali pokój pełen ludzi.Takie rzeczy nie trafiały się przed wojną.Nigdy! Teraz dezerterzy włóczą się po całym kraju.Czemu nie biorą się za niech władze wojskowe?- Tego nie wiem - odrzekł Craddock.- Myślę, że dużo się tu mówi o tym napadzie.Prawda?- Pewno, że prawda! Bo co to się teraz wyrabia! Ned Barker powiada, że jest tyle zła z ciągłego chodzenia do kina.A znów Tom Riley, że pęta się za dużo cudzoziemców.I na pewno, powiada, w zmowie była ta, co jest za kucharkę u panny Blacklock, okropna sekutnica.To anarchistka, powiada, może jeszcze gorzej.Takich nam tu nie trzeba.Znowu Marlena, bufetowa z baru, mówi, że w domu panny Blacklock było na pewno coś cennego.Chociaż wcale na to nie wygląda, bo, mówi Marlena, panna Blacklock chodzi zawsze marnie ubrana i tylko nosi na szyi swoje duże fałszywe perły.Ale, powiada, jakby były prawdziwe! Znów Flora, córka starej Bellamy, powiada, że to głupie gadanie, bo taka biżuteria nazywa się teatralna.Nieprawda! Moja stara była za pokojową u jednej wielkiej pani, więc wie, jak to się nazywa.Tak czy inaczej, zawsze to szkło i tyle! Coś podobnego nosi też młoda panna Simmons.Złote liście bluszczu, pieski, takie rzeczy.Ha! Rzadko się teraz widzi prawdziwe złoto.Nawet obrączki ślubne robią z jakiejś tam platyny! Nieeleganckie to, kosztuje Bóg wie ile!Stary Ashe urwał, by nabrać tchu, i dalej mówił swoje:- Panna Blacklock nie trzyma w domu większych pieniędzy.Jim Huggins powiada, że wie na pewno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]