[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ależ dziecino, nawet pani nie wie, czego pani szuka, czy w ogóle jest czego szukać.A jakie są pani ogólne wrażenia z Gałązki Oliwnej?- To mętna impreza.- Mętna, zgoda.Ale czy fałszywa?- Nie wiem - mówiła powoli Victoria.- Jak to powiedzieć?.Ludzie mają zaufanie do kultury.- Chce pani powiedzieć, że tam, gdzie idzie o kulturę, każdy przyjmuje wszystko bona fides, inaczej gdyby szło o działalność dobroczynną czy finansową? To prawda, i na pewno są tam prawdziwi entuzjaści.Czy ktoś jednak podszywa się pod tę ich organizację?- Chyba plącze się tam wielu komunistów - powiedziała niepewnie Victoria.- Edward też tak uważa.Kazał mi czytać Karola Marksa i wyglądać ich reakcji.Dakin pokiwał głową.- Ciekawe.I co?- Na razie nic.- Co z Rathbone’em? A on, czy on jest uczciwy?- Myślę, że tak - powiedziała Victoria z powątpiewaniem w glosie.- Widzi pani, on dla mnie stanowi problem - powiedział Dakin.- To gruba ryba.Przypuśćmy, że jest jakiś spisek komunistów; studenci, młodzi rewolucjoniści mają niewielkie szansę, by spotkać się z prezydentem.Policja jest od tego, by nie rzucano bomb z ulicy.A Rathbone to co innego.Należy do czołówki, sławny człowiek, zbawca ludzkości.Będzie mógł bez trudu wejść w bliski kontakt z ważnymi osobistościami.Zapewne to zrobi.Chciałbym się czegoś dowiedzieć o tym Rathbonie.„Tak - pomyślała Victoria - wszystko kręci się wokół Rathbone’a”.Wtedy, gdy przed wielu tygodniami w Londynie, Edward, mówiąc ogólnikowo o swych podejrzeniach, miał na myśli Rathbone’a.Musiało coś być, pomyślała nagle Victoria, jakiś incydent czy słowo, coś, co wzbudziło podejrzliwość Edwarda.Tak bowiem, w przekonaniu Victorii, funkcjonuje ludzki umysł; niesprecyzowana wątpliwość, nieufność nie są nigdy tylko zwykłym przeczuciem, zawsze jest jakaś przyczyna.Gdyby Edward mógł dokładnie wszystko odtworzyć, może razem wpadliby na to, jaki fakt czy zdarzenie wzbudziło jego zastrzeżenia.Podobnie ona, Victoria, musi zrekonstruować, co ją tak zdziwiło w sir Rupercie Croftonie Lee, kiedy siedział w słońcu na tarasie hotelu Tio.Oczywiście, zaskoczona była jego obecnością w Tio, była pewna, że zatrzymał się w ambasadzie, ale to nie uzasadniało jej silnego przekonania, że człowiek na tarasie nie może być sir Rupertem.Prześledzi po kolei wydarzenia tamtego ranka, a Edward musi jak najszybciej zrobić to samo odnośnie do swych pierwszych kontaktów z Rathbone’em.Powie mu o tym, kiedy tylko spotkają się bez świadków.Spotkać Edwarda samego nie było jednak rzeczą łatwą.Wrócił co prawda z Iranu, ale ich prywatne kontakty w Gałązce Oliwnej były prawie niemożliwe: hasło z ostatniej wojny - les oreilles ennemies vous ecoutent - powinno być tu wypisane na każdej ścianie.Nie było również prywatności w armeńskim pensjonacie, gdzie mieszkała Victoria.„Tyle mam tu z Edwarda co nic! - myślała.- Równie dobrze mogłabym siedzieć w Anglii”.Wkrótce okazało się, że nie jest jednak zupełnie tak, jak sobie myślała Victoria.Któregoś dnia Edward pojawił się u niej z jakimś rękopisem i powiedział:- Doktor Rathbone prosi, żeby to natychmiast przepisać.Zwróć szczególna uwagę, Victorio, na drugą stronę, jest tam dużo trudnych nazw arabskich.Z westchnieniem wsunęła papier w maszynę i zaczęła przepisywać, jak to ona, niecierpliwie.Doktor Rathbone miał dość czytelny charakter pisma i Victoria mogła sobie nawet pogratulować, że robiła mniej błędów niż zwykle.Odłożyła na bok pierwszą stronę i zabrała się za drugą; w tym momencie zrozumiała, o co chodziło Edwardowi.Napisana przez niego maleńka karteczka była przypięta u góry drugiej strony.„Idź na spacer brzegiem Tygrysu, przejdź Beit Melek Ali, jutro rano około jedenastej”.Następnego dnia był piątek, dzień świąteczny.Nastrój Victorii zdecydowanie się poprawił.Nałoży nefrytowozielony sweter.Najwyższa pora umyć głowę.W jej pensjonacie błry z tym trudności - jeden z uroków tamtejszego życia.„Najwyższa pora” - mruknęła pod nosem.- Mówiłaś coś - spytała Catherine, unosząc głowę znad sterty listów, piętrzącej się na sąsiednim stoliku, i spoglądając na nią spod oka.Victoria błyskawicznie zgniotła w ręku karteczkę Edwarda i powiedziała niedbale:- Powinnam umyć głowę.Wszystkie zakłady fryzjerskie są tak brudne, zupełnie nie wiem, gdzie pójść.- Tak, są brudne i na dodatek drogie.Ale znam dziewczynę, która bardzo porządnie myje włosy i ma czyste ręczniki.Jak chcesz, to cię zaprowadzę.- Bardzo ci dziękuję, Catherine.- Pójdziemy jutro, mamy wolne.- Jutro nie mogę - powiedziała prędko Victoria.- Dlaczego?Victoria poczuła na sobie podejrzliwe spojrzenie i z miejsca wróciła jej zwykła antypatia do Catherine.- Idę na spacer, muszę złapać trochę powietrza.Człowiek czuje się tutaj jak w klatce.- Gdzie tu można spacerować? W Bagdadzie to niemożliwe.- Poradzę sobie.- Lepiej iść do kina.Jest też ciekawy odczyt.- Nie, chcę być na powietrzu, w Anglii dużo chodzimy na spacery.- Wydaje ci się, że możesz zadzierać nosa, bo jesteś Angielką.A wiesz, co to znaczy być Angielką? Tyle co nic.My tutaj plujemy na Anglików.- Spróbuj tylko plunąć na mnie, a przekonasz się, co cię czeka - pogroziła Victoria, mając kolejny dowód na to, jak łatwo wybuchają niesnaski w Gałązce Oliwnej.- Ciekawa jestem, co zrobisz.- Spróbuj, to zobaczysz.- Dlaczego czytasz Karola Marksa? Nic z tego nie możesz zrozumieć.Jesteś za głupia.Myślisz, że kiedykolwiek przyjmą cię do partii komunistycznej? Nie masz w ogóle żadnego przygotowania politycznego.- A dlaczego miałabym nie czytać? To jest przecież dla takich ludzi jak ja, ludzi pracy.- Nie jesteś człowiekiem pracy.Jesteś burżujką.Nawet porządnie pisać na maszynie nie potrafisz.Zobacz, ile tu błędów.- Najmądrzejsi ludzie robią błędy ortograficzne - powiedziała z godnością Victoria.- Jak mogę pracować, kiedy cały czas gadasz?Wystukała z zawrotną szybkością jedną linijkę, po czym stwierdziła z przykrością, że niechcący nacisnęła klawisz podnośnika: miała przed sobą całą linijkę wykrzykników, cyfr i nawiasów.Wyjęła papier z maszyny, wsadziła nowy, przyłożyła się do pracy i ze skończoną robotą stawiła się u doktora Rathbone’a.Rathbone przeglądał maszynopis, mrucząc cicho pod nosem:- Sziraz jest w Iranie, a nie w Iraku.Irak zresztą pisze się na końcu przez „k”, a Teheran przez „h”.No cóż, dziękuję pani, Victorio.Kiedy wychodziła z pokoju, zawołał ją z powrotem.- Niech mi pani powie, czy jest pani zadowolona?- Tak, bardzo.Odpowiedziało jej przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu spod krzaczastych brwi.Poczuła się nieswojo.- Niewiele pani płacimy.- Nic nie szkodzi - powiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]