[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lou lubiła wpa-trywać się w przerwę między podłogą a ścianą i przy-glądać się pływającym w dole rybom.Deary dała jejkiedyś kawałek czerstwego chleba kukurydzianego,a Lou pokruszyła go i nakarmiła ryby, które rzuciłysię na niego, jeszcze zanim wpadł do wody.Wracała z molo z nadzieją, że Maytree będzie w do-mu.Jest taka wietnamska baśń, która powiada, że zie-mia to królestwo pożądania.Kiedy Maytree się śmiał,rozluzniały się mięśnie jego nóg.Miał wąskie oboj-czyki i zgrabne stopy.Pogwizdywał, nosił szerokiespodnie i gadał jak najęty.Toby zarabiał na życie przeprowadzkami.Po powro-cie z Zachodniego Wybrzeża, czyli po wojnie, remon-tował też domy pod wynajem, ale pracował wyłącz-nie popołudniami.Płacono mu za coś, co i tak lubiłrobić.Czasami brał do pomocy swojego kolegę ze stu-diów, Soonera Roya.Zaczynali jako stolarze, którzyzmieniali ganki w pokoje, dobudowywali apartamentyw wolno stojących domach i podnosili stropy.Kiedyśna prośbę przyjaciół przewiezli nawet w inne miej-sce cały dom państwa Proto, stojący na palach na Mo-nument Hill.Odłączyli pompę, wzmocnili narożniki,podnieśli zbutwiały już budynek, po czym na oczachlicznych doradców i gapiów wepchnęli go na wóz za-przęgnięty w muły.Zwierzęta odmówiły jednak posłu-szeństwa, a Maytree zabronił popędzać je deskami.Tymczasem stara Flo Proto spokojnie siekała w prze-wożonym domu cebule i marchewki.Ludzie słyszelistukot noża, a może nawet toporka, o deskę.Maytreepilnował mułów, Sooner pobiegł ściągnąć skądś dwatraktory, a Flo rozpaliła ogień pod kuchenką.Traktoryw przeciwieństwie do mułów nie odmówiły posłuszeń-stwa i ruszyły naprzód.Stojąc na szeroko rozstawio-55nych nogach w chwiejącej się kuchni, Flo ugotowa-ła cienki gulasz dla robotników.Z komina unosił siędym, który znaczył trasę przeprowadzki, a okolicznedzieciaki długo biegły za domem.Im dłużej Toby i Sooner pracowali, tym więcej pra-ca miała im do zaoferowania.Ludzie chcieli na przy-kład na stałe zarzucić kotwicę pośród kępy drzew al-bo w jakiejś dolince, w której ogrzewanie wychodziłotaniej, albo na nabrzeżu, owszem, wystawionym nadziałanie deszczu i wiatru, ale gdzie letnicy najchęt-niej wynajmowali pokoje.Przeprowadzki były dlaMaytree'ego i Lou a także dla dzieci, marynarzy naemeryturze, żołnierzy straży przybrzeżnej po służbiei sąsiadów istnym natchnieniem, lecz wiele z ichtras wiodło ku katastrofie.Tamtego lata Maytree i Sooner przenosili na oczachLou jeden, a czasami nawet dwa domy miesięcznie.Najlepiej się bawili, kiedy transportowali je drogą mor-ską jeżeli udało im się wcześniej bez przeszkód za-ciągnąć dom nad zatokę za pomocą połowy wszyst-kich cum w mieście, ciężarówki Soonera, dwóchstarych jeepów, dwóch traktorów i jednego srokategokonika, który na co dzień rozwoził mleko.Lou zwykleszła za nimi piechotą.Gdy docierali na plażę, układalina piasku podkłady kolejowe, tworzące jakby rampę,a na nich drewniane bale, po których dom wciąganona tratwę.Pewnego razu przy niskich ścianach budyn-ku zebrali się jacyś gapie, a Lou stała na brzegu, kiedynagle jedna z lin, na których ciągnięto całą konstruk-cję, wpadła do wody.Niewiele brakowało, by dom wy-wrócił się do góry nogami, ale na szczęście zawadził56o ziemię rurą od pieca i ten incydent szybko zyskałsobie iście epicki rozgłos w całej okolicy.Przydałbysię jakiś Winslow Homer, żeby uwiecznić tę scenę napłótnie.W każdym razie od czasu niedoszłej katastrofyToby i Sooner zawsze przymocowywali do bali czterydziałające jak kamizelki ratunkowe puste kanistry, że-by ustabilizować przeciążoną tratwę.Maytree, podobnie jak właściciele domów oraz wła-dze miasta, nie dbał o to, kto może mieć prawa dodziałek.W czasie wojny prawa własności, jeśli w ogólektoś je tutaj miał, wygasły.Ludzie płacili wysokie po-datki za nieużytki, a po wojnie przejęli je na własność.Sooner Roy nosił kapelusz z jedną połową rondaopuszczoną na dół, a drugą podniesioną i pełną tro-cin.Namiętnie kibicował drużynie bejsbolowej RedSox i podczas ich meczów dostawał ataków szału, naktóre strach było patrzeć.Próbował wynająć od ko-goś kawałek ziemi, gdzie pod płóciennym namiotemchciał zbudować łódz jednożaglową długości dwuna-stu metrów albo jolkę, którą popłynąłby do Maine.Wy-chował się w Missouri.Maytree był wysoki, a Soonersilny jak Babe Ruth.wa lata pózniej tańczyli w kuchni do Lady Be Good.Maytree ściszył radio i powiedział Lou, co przyszło mudo głowy: że miłość niesie nienazywalne szczęście,które ludzie słusznie cenią w życiu najbardziej i dlaktórego robią mnóstwo zamieszania wokół ślubu.Parajaskiniowców nie tylko zbiera żywność i zabija zwie-rzęta, żeby ich dzieci zdrowo się chowały ich wza-jemne uczucia, nie wspominając już o miłości do po-tomków, przynoszą coś więcej niż pokarm, coś, czegoczłowiek też potrzebuje do życia.Czuli to, tańcząc zesobą, i było to równie prawdziwe jak wszystko, co po-trafi ponoć ludzki umysł.Lou miała oczy niczym dwakryształy; na jej twarzy pojawił się charakterystycznyuśmiech, jak gdyby dzielący jej oblicze na pół.Powie-działa, że się z nim zgadza, a Maytree zgłośnił radio.Och, było słodko i ślicznie.Po pierwszym spędzonym wspólnie roku już niedziwił się urodzie Lou.Nigdy nie przestawał na niąpatrzeć, ponieważ jej twarz była domem dla jego oczu.Jednak tym, co czyniło ją tak cudowną, teraz i zawsze,był jej swobodny i bezradny śmiech.Maytree czuł sięjak największy dowcip świata.Lou pracowała, cho-dziła, stała i siedziała jak manekin, z opuszczonymi58ramionami i wyciągniętą szyją, i każdy, nawet naj-bardziej niepozorny mot Toby'ego dosłownie zwalałją z nóg.Skręcała się ze śmiechu, który przypominałzgrzytanie zardzewiałej ośki w kole i trwał bezgłośnienawet wtedy, kiedy już brakowało jej tchu.Przy stole,jeżeli akurat jadła, nakrywała sobie twarz chusteczką,gdy śmiech spadał na nią niczym wycofujący się, ze-rwany z uwięzi wóz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]