[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw musiał znalezć mordercę.Prawie nie słuchał Iana.Prawnik włożył dokumenty do swojej aktówki.- Nie znam się ani trochę na kopalniach - powiedział.-Zarządzałeś Znieżnym Psem na tyle długo, że wiesz, jak sprawić, żebyprzynosił zyski.Wiosną, kiedy ponownie otworzysz kopalnię, niebędę czynił żadnych zmian, przynajmniej w najbliższej przyszłości.Może spotkamy się w następnym tygodniu i możesz poinformowaćmnie o.- Zrobimy tak.Obaj mężczyzni odjechali, a Sean przyglądał się im, czując corazwiększy niesmak.Carlie wrzuciła nietknięte jedzenie do kosza naśmieci i posprzątała kuchnię, ale nie odezwała się ani słowem.Doceniał kobiety, które wiedziały, kiedy milczeć.Dotychczas Sean zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jakdaleko mogą posunąć się podejrzenia.Czyżby teraz wszyscyprzyjaciele Jacksona i Rogera zamierzali podejrzewać jego i Carlie?Przyglądał jej się, jak wyciera blat kuchenny z okruszków, a w jegooczach kryło się zmartwienie.77RSTeraz przydałby mu się ten uścisk, który oferowała mu ubiegłejnocy.Był głupcem, że ją odtrącił.Ale w końcu była przecież wdowąpo Billu, a nie jego żoną.Nie mógł jej wykorzystywać.Kiedy znowu zaczął kontrolować swoje myśli, odwrócił się doniej.- Chcesz dzisiaj pojechać do Kesky i zobaczyć się z lekarzem? -zapytał.- Kompres mi pomógł, guz trochę zmalał.Wolałabym raczejtrochę się rozejrzeć.- Ty tu rządzisz.Od czego zaczniemy?78RSROZDZIAA PITYCarlie patrzyła z okna na śnieg.Na niebie pojawiło się słońce,ale mgła wdzierała się we wszystkie zakamarki.Jeszcze wczorajdziewczyna podziwiała górskie szczyty, dzisiaj jednak zadrżała namyśl o pieszej wędrówce po stromych, pokrytych śniegiem szlakach.Odwróciła się od okna.Sean przeszedł w kierunku drzwiwyjściowych, poruszając się bezszelestnie.To przypomniało jej, jakbardzo wtapiał się w ten dziki krajobraz.Zerknęła na mapę wiszącą na ścianie, a potem na Seana.- Jak daleko jest stąd do domu Jacksona? - zapytała.Seanotworzył drzwi od szafki i zniknął za nimi.- Niedaleko - odparł.- Jakieś piętnaście kilometrów.- Piętnaście kilometrów? - To oznaczało trzydziestokilometrowawędrówkę.Człowiek taki jak Sean mógł to uważać za porannąprzechadzkę, ale ją niespecjalnie cieszyła taka perspektywa.-Rozumiem, że nie masz samochodu?- Pewnie, że mam - usłyszała jego stłumiony głos dobiegającyzza szafki.Szczękanie metalu, szelest przewracanych pudeł i ubrańtłumiły jego odpowiedz.- Samochód stoi w garażu.Będzie tam przezcałą zimę.Wyprowadzę go dopiero wiosną.Nie po raz pierwszy Carlie zaczęła się zastanawiać, jakim cudemzgodziła się tutaj zamieszkać.%7ładnego telefonu.%7ładnychsamochodów.%7ładnych sąsiadów w zasięgu wzroku.79RSTylko śnieg, lasy i ludzie z gór, którzy najwyrazniej nienarzekali na samotność.Ten, którego poślubiła, nie miał nawet ochotydo kogoś się przytulić.- Mam.- Sean wyłonił się zza szafki ze smużką brudu na brodziei stertą gumowanych ubrań w rękach.Pospieszyła, żeby mu pomóc.- Co to jest? - zapytała.- Kombinezony.A co jest złego w ubraniach, które mieli na sobie wczoraj?- Do chodzenia po śniegu? - zapytała.Jego szare oczy zalśniły.- Do jeżdżenia skuterem śnieżnym - odparł.- Chyba że woliszmaszerować piechotą?Carlie poczuła, że się rumieni.Przecież mówił jej, że wszyscytutaj podróżują skuterami śnieżnymi.Powinna była się zorientować,że czarne, gumowane kombinezony wyglądają niemal tak samo jakpomarańczowe, które mieli na sobie Roger i Ian.Pomyślała ołagodnym klimacie Florydy, gdzie największym problemem było to,czy włożyć wieczorem kurtkę, czy nie.Ubieranie się na Alasce niemiało nic wspólnego z modą.Wybór ubioru mógł rozstrzygnąć oprzeżyciu lub zamarznięciu.Kiedy zdołała w końcu włożyć czapkę, wełniany szalik ikombinezon, czuła się ciężka, spocona i marzyła o tym, żeby wyjść nazewnątrz.- Jesteś pewien, że nie ubraliśmy się za ciepło? - zapytała.Seanzamknął drzwi.Zauważyła, że nie przekręcił klucza w zamku.Poprowadził ją za dom, do szopy, której wczoraj nie zauważyła.80RS- Przy szybkości powyżej trzydziestu kilometrów na godzinęwiatr bardzo daje się we znaki - odparł.Cały ubrany na czarno, od wełnianej czapki po buty, pasował dotego krajobrazu.Otworzył drzwi do szopy i wprowadził tam Carlie.- Skuter nie był używany od zeszłej zimy, muszę sprawdzićkilka rzeczy - wyjaśnił.Pomyślała, że mówi o silniku albo benzynie, o czymśmechanicznym.Zdumiała się, kiedy zaczął podnosić siodełko.Choć Sean nie spodziewał się, żeby podróż zajęła więcej niż półgodziny, starannie załadował skuter.W schowku pod siedzeniemCarlie zauważyła flary, plastikową mapę, dzbanek, nóż, zapałki,zapalniczkę, lusterko, małą apteczkę oraz zwinięty śpiwór i sznur.- Co to takiego? - wskazała na kilka starannie owiniętychpaczek.Wręczył jej kask.- Liofilizowana żywność - odparł.- Przetrwa lata, a czasemmoże się przydać.Jego głos brzmiał tak zwyczajnie jak głos kogoś, kto bierzegumę do żucia w podróż samolotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]