[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po staremu - rzekł - pierwsze się bogom należy, Aado!.I wylał napój na ziemię.Po wtóre zlał jeszcze na ofiarę duchom uroczyska dobrym i złym, białym i czarnym, aby im nieprzeszkadzały; po trzecie zlał duchom ojców, co niewidzialne przy radzie stały.Na małych skorupkachpostawiono im obiaty z białego chleba, a dopiero potem w milczeniu jeść i pić zaczęto.Stary Słowan, mało zjadłszy, napił się trochę i znowu się wziął do weselszej znajomej pieśni starej.Tęzaledwie posłyszano, gdy chórem za nim odezwali się wszyscy, nawet czeladz z łąki wtórowałanieśmiało.Nadeszła pieśni godzina, więc po tej następowały inne i coraz nowe, choć wszystkie od siebie podobne.Starzec potem już sam zaśpiewał stary znad Dunaju, z innych światów, kędy wino rosło, gdzie lwy sięprzechadzały, żyły smoki i żmije, fala morza biła o brzegi skaliste i słońce świeciło gorące.Wszyscywzdychali za tym światem pieśni jak za swoim.Noc była, gdy rady, ofiary, pieśni i wiec bezowocny się skończył.Powstawała starszyzna, jęli się żegnaćwszyscy, ręce sobie dając a wzdychając.Któż wie? Może do nowego wieca myśli zebrać chciano?.Konie z pastwisk czeladz przyprowadziła, posiadali na nie i jechali gromadkami.Każdy w swą stronę.Zostało po cichu szepcących kilkunastu, kilku, potem nikogo.Uroczysko znów było puste i milczące.Gałęzmi dębu wiatr wieczorny potrząsał i ptastwo krzyczało tylko na błotach.Gwiazdy zaczynałymrugać na niebie, lekki powiew wiatru od łąk szedł do rzeki.Wtem w dziupli zaszeleściało, prychnęło, dwoje rąk chwyciło za kraj kory, głowa się podniosła nad nią iZnosek z pokrwawioną twarzą dobył się ze środka.Nogami i rękami objął pień, ześliznął się powoli naziemię.Tu padł wyciągnięty jak nieżywy.Dyszał ledwie, wyciągał długo ręce i nogi, jęczał.Zaszeleściało wśród lasu.drgnął cały; uciekać już nie czas było, po ciężkim chodzie powolnym poznałnowego nieprzyjaciela.Jak nieżywy legł, przylgnięty twarzą do ziemi.Z zarośli powoli, wlokąc sięniezgrabnie, wyszedł niedzwiedz.Nosem wodził po ziemi, jakby czego szukał.Słychać było sapaniejego i mruczenie.%7łółte oczy pobłyskujące w ciemności skierował ku Znoskowi, który ciągle jak martwyleżał.Ostrożnie gospodarz puszczy podszedł ku niemu i jak pies poczuł go wąchać.Z lekka potrącił gołapą, zamruczał i poszedł dalej.Widać go było zdążającego na pole krokiem ociężałym, podnoszącegoczasem pysk i wietrzącego dokoła.Siadał spoczywać, lizał łapę i znowu wlókł się leniwo dalej, gdzieś zażerem czy za przyjacielem, po którym zatęsknił.Chłopak ujrzawszy go już w pólku zerwał się na nogi iw las rzucił szybko.ROZDZIAA 11Ranek był najśliczeniejszej wiosny, której już nic z jej królewskich ozdób nie brakło.Najleniwsze dębygłuche stały poubierane w liście, pachniały brzozy potrząsając długimi warkoczami, u stóp drzew, gdziezajrzało tylko słońce, kwiatek się ku niemu uśmiechał.Na każdej gałęzi szczebiotał ptaszek, w każdympromieniu złota muszka igrała.Cały ten świat, wody, lasy, ptaki, zwierzęta i muszki złote, i rybki srebrne żyły naówczas życiemjednym w dziwnej zgodzie i braterstwie.Strumień mruczał zrozumiałą mową, ptaki śpiewały pieśni dlaludzi, dziki zwierz bratał się czasem z człowiekiem, by mu służyć.Harmonia wielka panowała w tymświecie zaczarowanym, w którym wszystko składało się na jedną całość.Zmierć nawet przychodziła zuśmiechem w porę i przeprowadzała do ojców na biesiadę wieczną.Dwie kobiałki stały na ziemi grzybów pełne, dziewcząt dwoje odpoczywało przy nich, rękami sięobjąwszy.siedziały i słuchały.Dziwa zamyślona, z oczyma wlepionymi w las dumała.- Co ty tak słuchasz, Dziwo? - pytała siostra.- Sroczka mi coś powiada.słyszysz ty ją? Pyta się nas, czyśmy dużo uzbierały? Mówi, że na uroczyskuw dolinie grzybów jest wiele.Chce nas odprowadzić do chaty.I zamilkła chwilę.- Mówi - ciągnęła dalej powoli - przyjadą swaty.księżyc pan młody do ciebie.- Do mnie, Dziwo?- Tak.do ciebie, %7ływia, bo ja swatów nie będę znała.W wianku chodzić będę zawsze, zawsze.i wwianku, w zielonym pójdę do ojca i matki.Sroczka w istocie, siedząc na gałęzi, kręciła głową i jakby przedrzezniała dziewczęta, ciągle cośdziewczynie pokrzykiwała.Wtem z lasu nadleciał jastrząb z rozpuszczonymi skrzydłami, począł unosić się nad łączką patrząc podsiebie, szukając czegoś na ziemi.Sroczka zobaczyła go i krzyknęła nawołując.Z krzaków odpowiedziałyjej sióstr głosy, ze wszech stron poczęły się zlatywać pstre sroczki i gromadą poleciały straszyć, łajać,odpędzać jastrzębia.Przypadały prawie do niego, a gdy się zwrócił ku nim, pierzchały nagle całymstadem i wnet wracały znowu z wrzaskiem nowym.Jastrząb niósł się ciągle to zniżając nad ziemię, topodnosząc w obłoki; nagle się puścił jak kula i padł na ziemię, a w tejże chwili stado całe spadło nańdziobami chwytając prawie, posypały się pióra.kobuz wyrwał się, uleciał w górę i zniknął.Srokipociągnęły za nim z wrzaskiem.Dziwa westchnęła.Z dala odezwała się kukułka raz, drugi i uciekła.Dziwczęta zamyśliły, kiedy %7ływia za mąż pójdzie.-Kuj, kukułko! - prosiły.Odezwała się trzy razy.Trzy lata czy trzy miesiące? Któż to wiedzieć może.%7ływia ze śmiechemzapytała o Dziwę.Kukułka bliżej podleciała, rozśmiała się tylko jakoś dziwnie, poznały ją przecie popierzu, ale wróżyć nie chciała.Dziewczęta siedziały zamyślone.%7ływia kwiatki rwać zaczęła i wianuszekpleść dla siostry.Ale kwiatki niedobre się pod rękę nawijały i końce rwały i nie chciały się pleść wwianuszek.Siedziały nie opodal od zagrody, były więc bezpieczne.Nazajutrz miały iść do ogniów, na Kupałę, %7ływiasię cieszyła.Dziwie nie chciało się iść z drugimi.smutno jej było.Wtem wśród ciszy, gdy muszki brzęczały tylko i pszczoły, las z dala zatętniał.Spojrzały po sobie.- Czy Ludek pojechał na łowy.czy to Ludkowe psy słychać?.- Ludek w domu, koło stada.Porwały za koszyki, obejrzały się dokoła i ostrożnie w gąszcz pierzchnęły.ale cicho było znowu wlesie; ni psów, ni ludzi nie słychać.%7ływia, główkę z gąszczy podniósłszy, patrzała na polankę i słuchała, psy gdzieś daleko zwierzapogoniły i cicho.Dzięcioł kuje drzewo.nic więcej.Wróciły na trawę, na słońce.Z dala jakby śpiewanie słychać było, ale ochryple i smętne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]