[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a w dzisiejszym wieku nietolerancya..Któż ci to powiedział? spytał stary uśmiechając się ci w nim znajdująnietolerancya, którzy jej tam sercem nietolerującem szukają.Słuchajże copowiedziano w księdze Nabboth:"Sprawiedliwość nie jest dziedzictwem wyłącznem niczyjem, nie należy ona dożadnego rodu.Tylko duchowni kapłanami być mogą, tylko lewici są lewitami ktoby kapłanem lub lewitą chciał zostać (nie pochodząc z ich rodu) niemoże tego dokazać, ale wszyscy co chcą sprawiedliwymi być mogą nawetpoganie."Takich miejsc, dodał, znajdziesz w Talmudzie bardzo wiele.Patrz co stoi wTalmud Sanhedrin (105.a.) jaką odpowiedz dał Rabbi Josua tym co psalm,dziewiąty wykładali fałszywie, gdzie napisano:"Niech się grzesznicy obrócą do piekła, wszyscy narodowie którzy zapominająBoga."Josua powiada: "yle tłumaczycie mówiąc że wszyscy narodowie obróceni będądo piekła, ale ci tylko co zapominają Boga; ci którzy Boga znają a prawo jegoszanują, choćby poganami byli, część należną nagrody otrzymają."Stary byłby mówił jeszcze, gdyby szmer u drzwi go nie powstrzymał, nie lubiłon narzucić się synowi ze swą żydowską, postacią, zwłaszcza gdy do niego obcyprzychodzili; obejrzał się niespokojny.Szczęściem był to dobrze mu znanyMann, który przez jakąś osobliwszą łaskę czy dla interesu wpadł niespodzianiedo Bartolda. No! patrzcie! rzekł naprzód witając starego, już Jakób tu jest.A! zwąchałswój swego! Zeszli się Talmudyści. A tyś to nie Talmudysta! przewrotniku! rzekł stary uśmiechając się, niechodzisz to do szkoły? nie odprawiasz Szabbasu? hę? No, no! jednakże nie tak zapalczywy jak wy oba. Tak, tak i dla pięknych Madyanitek coś jesteś gotów z prawa ustąpić, dodałstaruszek śmiejąc się.No ale dość, jam tu już wam niepotrzebny, chowam siędo mojej nory, rzekł zwracając się do Jakóba. Jak kiedy zechcesz odwiedz mnie.Jakób się skłonił z poszanowaniem.Bartold ojca przeprowadził do drzwi i zjawisko to znikło.Istotnie mogło się ono nazwać zjawiskiem, bo mało kto wiedział o starymAronie, a mniej go jeszcze kto widywał, siedział zamknięty w swej izdebce naczytaniu, a księgi, nietylko hebrajskie, były jego jedynem zajęciem.Poważanogo też dla nauki, która miała to w sobie szczególnego iż była łagodną ipobłażającą, co się rzadko religijnym a podeszłym w wieku ludziom zdarza.Aron sam przywiązany do prawa ściśle, nawet do drobnostek, nadto napatrzyłsię świata, by po drugich wymagać ścisłej jego obserwancyi.Mann padł na kanapę, zapalił cygaro, założył nogę pod siebie, rozrzucił sięwygodnie tak że zajął całe siedzenie, zapewne aby się kto przy nim usiąść nieważył, i rzekł do Bartolda: No cóż? ty spiskujesz? Ja? spytał gospodarz, dla czego? O! o! u ciebie się tu schodzą. Mam tylu znajomych. No nie bałamuć co słychać? Gorąco, rzekł Bartold, nic więcej. A z tego upału będzie burza czy nie? jak ci się zda? Sądziłbym że to się może tak rozejdzie. A ja nie, odparł Mann, rząd od początku baczną na to zwraca uwagę,sprzykrzyło mu się czuwać; napędzi sam do wybuchu i krwią pożar zagasi. Wszystko jest możliwe, odezwał się Bartold. No, a nam o sobie myśleć potrzeba, dodał Mann.Są tam nasi międzygorączkowymi? Znajdzie się ich dosyć.Mann dumał. To dobrze, rzekł, niech i tak będzie, na ten raz potrzeba i namnależeć, odstać nie można.Głupstwo, będą ofiary, ale oni mogą przepaść, mynie.My swoich wyratujemy, a w tych co padną będziemy mieli najlepszychpatronów.Kraj bądz co bądz, będzie naszym.Co WPan na to panie Jakóbie? Ja się pytam gdzie my? rzekł Jakób. Nie rozumiem, ofuknął Mann. Nie widzę nas, rzekł młody człowiek, przed stu laty my byliśmy spójnącałością, dziś.nie ma nas prawie.Z obozu naszego codzień ktoś ucieka, jedniprzyjmują obcą wiarę, drudzy się swojej wstydzą i kryją z nią, inni żadnej niemają.Z tych których kraj żydami nazywa, część neofitów, część ateuszów,szarpiemy się, walczym, rozbijamy. Nie bój się, rzekł Mann, człeku małego serca, w chwili niebezpieczeństwapotrafimy się znaleść.Ty widzę doprawdy chorujesz na żyda? Choroba nieuleczona, rzekł Jakób, jest we krwi. No, widzisz, obracając rzecz w śmiech, bo jej poważnie długo nie mógłutrzymać Mann, żyda udajesz a prawo łamiesz? czemu się nie żenisz?Jakób ramionami ruszył. Widziałeś tę piękną.Muzę? Wszak ci to nię Izraelitka? spytał Jakób. Niewiadomo, odpowiedział Mann, jak się z nią zechce ożenić Izraelita abogaty.będzie ona czem wypadnie.Mnie się zdaje że to dla niej i dla matkiwszystko jedno. O kim mowa? spytał Bartold. A! przecież znasz Muzę! musisz ją znać choć oddawna jesteś żonaty.Zlicznato panna niebezpieczna.Mówię o.Wtorkowskiej. A, rzekł Bartold,widziałem ją na koncercie dla ubogich.wydała mi się straszną! Co? straszna? spytał Mann śmiejąc się, bałbyś się jej ? Uciekłbym od niej, bo podobnych kobiet nie lubię. Zgadzam się zupełnie z wami, dodał Jakób. Szkoda mi jej! zdaje ml się że ma na was parol zagięty. Przegrała! No! nie ręczcie jeszcze.kobiety umieją wiele, a tyś mężczyzna i miody. Właśnie to mnie zabezpiecza żem młodszy, odezwał się Jakób uśmiechając.Wy, panowie starsi, daleko jesteście mniej od nas.wybredni.a daruj panie może rozpustniejsi. O! co za filozof! patrzajcie! napuszając się rzekł Mann, wziął za kapelusz imrucząc wyszedł urażony, prawie nie pożegnawszy Jakóba.* * *W kilka tygodni po przybyciu Jakób przechodząc ulicą, zdziwiony zostałniepomału spotkaniem włoszki Signory Colomi, którą był poznał w Genui.Wprawdzie zapowiadała ona swe przybycie do Warszawy, mówiła nawet omożebnej dalszej podróży w głąb Rosyi.ale zdawało mu się że z nią, postrzegłtakże nieodstępnego przyjaciela jej Gromowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]