[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zorro wciągnął go z powrotem za róg, a sam przycisnął się plecami dościany.- Wasz kapitan nie jest odporny na kule! - zawołał do strażników.- Odło-żyć broń i podejść!Kiedy żołnierze się zawahali, Zorro docisnął szpadę, kalecząc Teksań-czyka w szyję.- Powiedz im - rozkazał gniewnym tonem.- Róbcie, co mówi! - polecił Love, zgrzytając zębami.Usłyszeli szczęk strzelb uderzających o posadzkę, a potem zbliżające siękroki.- Stać! - powiedział Zorro, kiedy dwaj żołnierze dotarli do wysokiegookna wychodzącego na wewnętrzny dziedziniec.- Teraz odwróćcie się twa-rzami do okna.Kiedy żołnierze usłuchali, Zorro znowu wyprowadził swego jeńca za rógkorytarza i kazał mu się zatrzymać.- Pochylcie się i dotknijcie rękami stóp - polecił żołnierzom z nutą weso-łości w głosie.- Wiem, że to jest trudne z takimi dobrze odżywionymi brzu-chami, ale się postarajcie.Jeszcze raz szyja kapitana zapłaciła cenę za wahanie strażników.- Róbcie, co mówi! - powtórzył Love.%7łołnierze pochylili się, wypinając zady w stronę korytarza.Przyłożylitwarze do przeszklonych okien.Zorro podprowadził jeńca tak, że stanął po-między strażnikami, i nie odsuwając szpady od szyi kapitana, kopnięciem naj-pierw prawej, a potem lewej nogi wyrzucił strażników głowami do przoduSRprzez okna.Rozległ się brzęk tłuczonego szkła i trzask pękających ram, a douszu kapitana dobiegły jęki obydwu żołnierzy, którzy spadli na bruk dziedziń-ca.Zorro nadusił nieco na szpadę, kierując go w przeciwną stronę.Kiedy doszli do rzuconych przez strażników strzelb, Zorro rozkazał musię odwrócić i stanąć twarzą do siebie.Spojrzawszy na wiszące na ścianie lustro w mosiężnej ramie, Love do-strzegł, że Lis wsuwa swą szpadę do pochwy i pochyla się, by podnieść strzel-by.Dalej, za plecami Zorro, zobaczył trzech kolejnych żołnierzy, którzy poja-wili się na końcu korytarza i zaczęli w biegu podnosić strzelby do ramion.Zorro dojrzał ich odbicie w lustrze i nie odwracając się, położył dwiestrzelby na ramionach, wypalając z nich jednocześnie.Dwaj żołnierze upadli na plecy w tym samym momencie, kiedy ich brońwypaliła.Kule uderzyły o sufit korytarza, odbijając gipsowe ozdoby i odrywa-jąc od sufitu kandelabr, który spadł na głowę trzeciego żołnierza.Love nie wa-hał się ani chwili.Odwróciwszy się błyskawicznie na pięcie, uderzył Zorro,obalając go na podłogę, i skoczył w kierunku leżących żołnierzy.Miał zamiarchwycić jedną ze strzelb, ale zobaczywszy, że Zorro rzuca się za nim, chwyciłszablę pierwszego z nich, postanawiając stawić czoło napastnikowi.Ostrza ich broni spotkały się z przeszywającym szczękiem.Zorro spraw-nie używał swej szpady, ale Love miał przewagę cięższej szabli, co mu wystar-czyło, by począć spychać Lisa w dół korytarza.Zbliżywszy się do Zorro na krótki dystans, Love uderzył go ręką w twarz,rzucając na ścianę.W tej samej chwili zza rogu korytarza ukazał się Montero,również uzbrojony w szablę.Pobladł na twarzy ze strachu, kiedy ujrzał przedsobą zjawę z nawiedzających go koszmarów.Jednak jego przerażenie trwałotylko chwilę.Otrząsnąwszy się, śmiało wzniósł broń i szybko podbiegł do Tek-sańczyka, by go wspomóc w walce.SRMając przed sobą dwóch przeciwników, Zorro wydobył zawieszoną przypasie szablę Love'a i trzymając w każdej ręce broń, parował ciosy zadawanemu raz po raz przez nich obydwu.Wiedział, że nie będzie w stanie długo siębronić, więc korzystając z dostrzeżonej okazji, rzucił się do tyłu przez otwartedrzwi do ciemnego pokoju.Przeciwnicy podążyli za nim, jednak kiedy rozejrzeli się w środku, od ra-zu zrozumieli, że stracili przewagę, jaką chwilowo zyskali.W słabym odblaskuświec docierającym z korytarza w pokoju można było dostrzec tylko niewyraz-ne kontury przedmiotów.Czy to jest krzesło w kącie, czy czający się człowiek?Jakiś cień pada na okno, ale czy pada z wewnątrz, czy z zewnątrz?Love obracał się ku dobiegającym go co chwila ze wszystkich strondzwiękom i ruchom.Wtem czyjaś broń uderzyła w jego szablę, niemalże wy-trącając mu ją z ręki, i walka rozgorzała na nowo.Naprzeciw niego ktoś wpadł na kanapę i przewrócił się na podłogę.Za-nim Love zdążył dojrzeć, kto to jest, jego własne stopy zaczepiły o dywan iupadł, trzymając szpadę w wyciągniętej przed siebie ręce.Nagły ruch po jegolewej stronie zmusił go do gwałtownego obrotu.W ostatniej chwili zdołał spa-rować potężne cięcie, przetoczył się w bok, poderwał na nogi i przypuściłkontratak za pomocą serii gwałtownych uderzeń, które odrzuciły jego przeciw-nika pod ścianę i w końcu posłały go na podłogę.- Więc legendarny Lis spotkał godnego siebie przeciwnika - rzekł Lovetriumfalnym tonem.Szukał właśnie szablą odsłoniętego miejsca na ciele leżącego przeciwni-ka, kiedy do pokoju wbiegło trzech kolejnych strażników.Jeden z nich trzymałw ręce pochodnię, która oświetliła chwiejnym blaskiem pokój i leżącego u jegostóp Montero.- Ty głupcze! - wyrzucił z siebie poszarzały na twarzy Montero.- OnSRuciekł!18Flirt z niebezpieczeństwemKiedy broń Love'a i Montero szczękała w ciemności, Alejandro przed-ostał się do przyległego pokoju i cicho zamknął za sobą drzwi.Rozpoznawszy,gdzie jest, pośpieszył na balkon, który wychodził na prywatny dziedziniec,akurat w porę, by zobaczyć, że wprost na niego wybiega kapral Lopez na czeleczterech żołnierzy.Odwrócił się w kierunku korytarza, ale i stamtąd dobiegły go odgłosyzbliżającej się innej grupy żołnierzy.Jedynym rozwiązaniem była próbaucieczki przez balkon.Przytulając się do muru hacjendy, wydostał się na ze-wnątrz w kilka sekund, nim drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.Rezygnu-jąc ze wszelkich środków ostrożności, rzucił się w przeciwległy koniec balko-nu po to tylko, by ujrzeć kolejnych żołnierzy z szablami w dłoniach zbiegają-cych po schodach na dziedziniec.Zobaczywszy go, obie grupy żołdaków rzuci-ły się ku niemu.Alejandro błyskawicznie ocenił, którzy z nich dotrą do niegopierwsi.- Przepraszam, panowie - powiedział - ale muszę wyjść, by zaczerpnąćpowietrza.Odczekał do ostatniej chwili i rzucił się przez balustradę na dziedziniec.%7łołnierze zderzyli się ze sobą, tworząc kłębowisko rąk, nóg i szabel.Lądowanie Zorro, chociaż zwinne, nie było zbyt ciche
[ Pobierz całość w formacie PDF ]