[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strze\ się jej!Tu\ obok mnie usłyszałam pogardliwe chrząknięcie Sirit Byara po sześciu latach dokładniewiedziałam, co znaczą jego chrząknięcia i pomruki.Ale ja nie czułam pogardy, to pewne.Powiedziałam, \e nigdy się nie bałam, to prawda, ale wariaci wariatki niepokoją mnieszczególnie.Sirit Byar energicznie otworzył drzwi.Zanim jeszcze weszliśmy, spojrzał do tyłu naAung Jatta.Stał w miejscu, gdzie go zostawiliśmy, i śmiał się bezgłośnie.Dom był piękny, wspaniały, o tak, a pamiętaj, \e sypiałam w pałacu.W jakiśniewytłumaczalny sposób wydawał się większy od środka ni\ na zewnątrz i miękki było tammnóstwo grubych dywanów z Tahi rak i draperii, i poduszek w kolorze masła, jakie szyją w Forsze starych koców pod siodła, u\ywanych przez kupców.Prawie nie było widać podłogi czyściany: przypominało to kołyskę albo specjalne pudełko do przechowywania czegoś cennegoi kruchego.Słu\ba przemykała obok nas jak duchy.Nie słyszałam kroków ani ich, ani naszych.Nie słyszałam, jak zamykają się frontowe drzwi, ani potem \adnego innego dzwięku z zewnątrz.Słyszałam natomiast, jak ktoś oddycha.Nie był to Sirit Byar i nie byłam to ja wątpię, abyktóreś z nas choćby odetchnęło, odkąd weszliśmy do tego domu.Sirit Byar dotknął megoramienia i ruchem głowy wskazał na lewo, w kierunku schodów.Spodziewać by się mo\na, \etaki dom ma imponującą klatkę schodową, ale ten miał wąską i ciasną, nie wystarczało miejsca,abyśmy oboje mogli iść ramię przy ramieniu.Sirit Byar musiał trzymać kiit mocno przy sobie, bynie uderzał o balustradę.Szłam za nim, nie czując lęku, dlaczego zresztą miałabym się bać?Przecie\ chciałam tam iść.Na piętrze było inaczej.Dominował tam chłód morskich głębin i gęsty półmrok, zatęchły,gąbczasty półmrok napełniający nam oczy, uszy i nozdrza, jak podczas snu, gdy człowiekzaczyna się dusić, a potem ju\ tylko o tym potrafi śnić.Ten oddech był teraz wokół nas, niegłośniejszy, ale szybszy.Na całym świecie nie było \adnego innego dzwięku.Sirit Byarzatrzymał się na górze schodów. Jaiily Doura powiedział wyraznie, głośno.Oddech nie zmienił się ani na chwilę. Jaiily Doura powtórzył Sirit Byar. Jestem tu.Nikt mu nie odpowiedział.Zdołałam dostrzec krzesło, ścianę, jeszcze jedno krzesło, szarątwarz unoszącą się w powietrzu, szary wylot korytarza.Sirit Byar rozejrzał się na prawo i lewo,próbując zlokalizować oddech.Powoli moje oczy zaczęły się przyzwyczajać do półmroku zobaczyłam, \e unosząca się twarz jest obrazem wiszącym na ścianie, zobaczyłam inne obrazyi kosze do ognia kokosowego, mojej wielkości, wy\sze, \aden nie oświetlony i wielki \yrandolkołyszący się w górze.Prosto przed nami był korytarz, z wysokimi dwuskrzydłowymi drzwiamipo obu stronach. Tędy rzekł Sirit Byar i poszedł przodem, jak człowiek, który chodzi po własnym domuw środku dnia.Pospieszyłam za nim.Nie chciałam zostać z tyłu, sama na księ\ycu.Nie spojrzał na \adne drzwi, tylko kroczył przed siebie, dopóki korytarz nie skręcił w prawoi rozszerzył się w rodzaj hm, jak to nazwać.był to dziedziniec wewnątrz domu.Musiało byćjakieś okno w dachu, bo mrok stał się mniej gęsty, chocia\ wcią\ nie widziałam ścian.Poczułamna twarzy cieplejszy nocny wietrzyk i zaczęłam się zastanawiać, czy tu w ogóle są ściany.Byłotam parę ławek, były jasne posągi w niszach i.drzewo.Wyrastało prosto z podłogi, w środkupokoju.Myślę, \e było to sesao albo czerwone mouri, zresztą co ja wiem o drzewach? Nie mampojęcia, jak Aung Jatt je podlewał, ale wracajmy do tematu.Pień drzewa niknął w mroku,a gałęzie prawie sięgały ławki, na której spokojnie usiadł Sirit Byar i zaczął nastrajać kiit.Jastałam.W takim domu chciałam stać twardo na nogach, czułam się pewniej.Oddech wcią\ był bardzo bliski, miałam wra\enie, \e czasem czuję go na skórze, a mimo tonie potrafiłabym określić, skąd pochodził.Sirit Byar popatrzył w górę, na gałęzie drzewa. Czy pamiętasz tę pieśń, Jaiily Douro? Dotknął instrumentu nasadą dłoni, aby wydobyćze wszystkich strun coś w rodzaju głębokiego westchnienia, i zaczął śpiewać.Znałam tę pieśń.Ty te\ ją znasz ta pieśń Sirit Byara jest znana wszędzie, od razu wpadaw ucho. Gdzie mój but.Tak, ta zabawna, niedorzeczna pieśń o człowieku, który ciągle coś gubi but, perukę, okulary, sztuczne zęby, jaja i \onę i w taki sposób śpiewa się ją w szynkach.Alemelodia jest smutna, gdy wolno się ją zagwi\d\e, a ludzie nie zawsze śpiewają ostatnie zwrotki,poniewa\ mówią one o braku zaufania, o złamanym sercu.Nikt nigdy nie śpiewał jej tak jak SiritByar tamtej nocy, cicho i delikatnie, podczas gdy muzyka grana na kiit, dzwięczna i radosna,zataczała kręgi wokół słów.Nie mogę teraz tego słuchać, nie mogę od tamtego czasu.Znowu przemówił do drzewa: Czy pamiętasz? Zawsze lubiłaś tę pieśń.Posłuchaj jej teraz.I jego głos, ten ochrypły pomruk rybaka, zadzwięczał niczym głos chłopca, pomyśleć byłomo\na, \e nigdy wcześniej nikomu nie śpiewał.Potem była śona drwala , ta dziwna pieśń o staruszce, która nie chce umierać, dopóki jejktoś nie powie: Jesteś moim przyjacielem, kocham cię.Więc chodzi od mę\a do dzieci, potemdo braci i sióstr, a w końcu słyszy te słowa od zmęczonej wiejskiej kurwy, która powie wszystkodla pieniędzy.I mimo \e mówi to dla pieniędzy, w jakiś niewytłumaczalny sposób okazuje się, \eto prawda, i staruszka umiera szczęśliwa.Nie taką pieśń bym wybrała, gdybym to ja chciałaprzywołać obłąkaną, ale on wiedział, co robi.Je\eli chodzi o pieśni, zawsze wiedział najlepiej.Potem byli Dobrzy ludzie , a potem Stary kapłan i stary bóg.Na osobliwym dziedzińcuzrobiło się tak ciemno, \e nie widziałam drzewa, nie widziałam te\ Sirit Byara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]