[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwykły człowiek zBijeljiny mechanik z gospodarstwa rolnego i drobny oszust świeżo wypuszczony z więzienia,wędkarz, kompletne zero -nagle zdobywa władzę absolutną.Dano mu pistolet i pozwolonoswobodnie go używać.Te nowe możliwości zatruły mu duszę.Ludzie mówili, że wyglądał izachowywał się tak, jakby był pod wpływem narkotyków.Oczy miał dziwne, był podniecony,nerwowy.Być może władza nad życiem i śmiercią innych jest narkotykiem najsilniejszym zewszystkich.Goran, przystojny młody człowiek, jeden z przedstawicieli pokolenia mojej córki,więzniom wydawał się bogiem.Był na haju, kiedy pokazywał swoją władzę, strzelając dowięzniów.Ale ciągle myślę, że nawet jeśli rzeczywiście stał się katem, w głębszym sensie sam był ofiarą.Goran Jelisić i całe jego pokolenie zostało oszukane.Wielu przedstawicieli pokolenia jegorodziców - mojego pokolenia - przyjęło nacjonalistyczną ideologię i nie zrobiło nic, abyzapobiec wojnie, która z niej wyrosła.Byli zbyt oportunistyczni i zbyt przerażeni, aby niepodążać za przywódcami, których nauczyli się naśladować.I wiele z ich dzieci zapłaciło zagłupotę rodziców, czasem własnym życiem.Nawet morderca, który może spędzi resztę życia wwięzieniu, Goran Jelisić.7.triumf złaGenerał Radislav Krstić, dowódca Serbów bośniackich i zastępca dowódcy Korpusu Drina, byłpierwszym zbrodniarzem wojennym skazanym za ludobójstwo przez Trybunał w Hadze.Zostałskazany na czterdzieści sześć lat więzienia za zbrodnie popełnione w strefie bezpieczeństwaONZ Srebrenicy między 13 a 19 lipca 1995 roku, kiedy wymordowano ponad siedem tysięcyMuzułmanów, a trzydzieści tysięcy ludzi deportowano.Jego adiutant, major Dragan Obrenović,został skazany na siedemnaście lat więzienia w grudniu 2003 roku.Kiedy generał Radislav Krstić, lekko kulejąc, wkraczał do sali sądowej, wydawał sięzatroskany.Jak wielu innych, zapłacił osobistą cenę za wojnę, stracił bowiem nogę w grudniu1994 roku, nastąpiwszy na minę.Szczupły, pięćdziesięcioletni mężczyzna, w ciemnejmarynarce, sczesywał siwawe, rzednące włosy na łysinę, co zdradzało jego próżność.Siedział zgarbiony za pulpitem, ze zmarszczoną twarzą, i rzucał pełne niepokoju, nerwowespojrzenia na sędziów.Odniosłam wrażenie, że czuł się nieswojo w tym miejscu, pośródprawników i sędziów ubranych w uroczyste, czarno-czerwone szaty, niczym w przedstawieniuteatralnym.Ale tutaj, inaczej niż na scenie, wszystko działo się naprawdę i było śmiertelniepoważne.Od samego początku procesu, który trwał ponad rok, twarz Krsticia wyrażała ten samniepokój.Wyglądał jak człowiek osaczony, słaby i pełen obaw.Kiedy siedziałam w sali sądowej, obserwując oskarżonego, przypomniałam sobie krótką scenęz filmu dokumentalnego o wojsku Republiki Serbskiej wkraczającym do Srebrenicypopołudniem 11 lipca 1995 roku.Pokazano w niej generała Ratka Mladicia, naczelnegodowódcę sił serbskich, wydającego rozkaz zajęcia enklawy.Generał Mladić, bezpośredniprzełożony Krsticia, wzywa go, używając nie jego stopnia wojskowego czy nazwiska, aleprzydomka, Krle, jakby byli na jakiejś imprezie. Krle, choć tutaj" - warczy Mladić, jakbywzywał kelnera lub wołał do nogi psa.Wbijając wzrok w ziemię, Krstić podąża za dowódcą,choć bez cienia entuzjazmu.Ta krótka scena stanowi według mnie podsumowanie ichwzajemnych relacji: relacji między agresywnym, dominującym panem i jego uległym sługą, zaktóre Krstić zapłaci czterdziestoma sześcioma latami więzienia.W oświadczeniu inaugurującym proces prokurator, Mark Harmon, powiedział: Jest toprzykład triumfu zła, historia o tym, jak oficerowie i żołnierze armii bośniackich Serbów,ludzie, którzy mają się za zawodowych żołnierzy i którzy deklarują wierność ideałomwspaniałej serbskich przeszłości, organizowali i planowali ludobójstwo, a potem chętnie w nimuczestniczyli lub zachowywali milczenie.Ci, co popełnili te haniebne czyny, pozostawili posobie dziedzictwo, które splamiło reputację narodu serbskiego i przyniosło wstyd godnemuszacunku zawodowi żołnierza".Ale moment rozpoczęcia procesu nie był tak przejrzysty.Pierwsze wrażenie, jakie odniosłam,obserwując Krsticia - sposób, w jaki odpowiadał, ton jego głosu, uwaga, z jaką słuchał zeznańofiar, i atmosfera naiwności, jaką wytwarzał wokół siebie - było sprzeczne z obrazemczłowieka, który mógłby brać udział w tak straszliwych czynach, jak masowe morderstwaMuzułmanów w Srebrenicy.Wyglądał jak człowiek zdenerwowany i przestraszony, nie jakokrutny zbir zaślepiony nienawiścią i żądny zemsty.Nawet w filmie dokumentalnym, wktórym pokazano go w mundurze, stojącego obok generała Mladicia w Srebrenicy, wodróżnieniu od jego zwierzchnika nie sprawił na mnie wrażenia człowieka armii; zupełnie niewyglądał na osobę agresywną.Wydawał się na to zbyt cichy, zbyt zamknięty w sobie i zbytinteligentny, przypominał raczej wojskowego biurokratę, chętniej przekładającego papiery nabiurku niż prowadzącego żołnierzy do boju.Chciał się pokazać sądowi jako człowiek prawy,zawodowy żołnierz.Krstić przypominał mi mojego ojca, który został zawodowym żołnierzem zaraz po zakończeniudrugiej wojny światowej.Jako oficer w zwycięskiej armii partyzantów Tity miał dobrą okazjędo robienia kariery, na pewno lepszą niż demobilizacja i konieczność powrotu do dawnej pracystolarza.Ale zawsze wyobrażałam sobie ojca raczej jako pracownika umysłowego, mającegopociąg do eleganckich ubrań, dobrego jedzenia i tańców w Klubie Oficerskim - rzeczy, które zprawdziwego żołnierza uczyniłyby mięczaka.I rzeczywiście, pod koniec swojej wojskowejkariery ojciec zajmował się tylko robotą papierkową i z powodu złego stanu zdrowia odszedł nawcześniejszą emeryturę.Tak z pewnością stałoby się z Krsticiem, gdyby nie wojna.Mundur ojca zawsze pachniał mieszaniną tytoniu i octu.Było to na początku lat pięćdziesiątychi zapewne miał wówczas tylko jeden mundur.Pamiętam, jak matka każdego niedzielnegopopołudnia prasowała go na stole w kuchni, a w tym czasie ojciec z głową przytkniętą doradioodbiornika słuchał transmisji meczu piłkarskiego.Matka wlewała wodę do metalowejmiski i dodawała klika kropel czerwonego octu winnego.Mówiła, że to ożywia kolory.Następnie zanurzała w misce cienką szmatkę, wykręcała ją i rozpościerała na spodniachleżących na stole.Podgrzewała na piecu ciężkie, czarne żelazko, po czym mocno przyciskała jedo tkaniny i za każdym razem, kiedy to robiła, znad stołu z sykiem unosił się obłok pary.Mundur zawsze był idealnie wyprasowany, ilekroć całowałam ojca, czułam ten kwaśny zapach.Bez munduru ojciec był zupełnie innym człowiekiem, jak gdyby pozbawionym swej siły.Naglestawał się mniejszy, jakby słabszy i cichszy.Przypomniałam to sobie, obserwując Krsticia,który siedział w sali sądowej w granatowej sportowej marynarce i wyglądał na zagubionego.Wydawało się, że tożsamość nadawał mu mundur, i nawet zastanawiałam się, czy i jegomundur ma taki sam zapach jak mundur mojego ojca, co przypomniało mi jego różne ja".Siedzenie w sądzie w ubraniu prostego cywila musiało być dla Krsticia bardzo upokarzające.Ponieważ Krstić tak bardzo przypominał mi ojca, przeżywałam trudne chwile, uświadamiającsobie, że należy do mojego pokolenia, nie mojego ojca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]