[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I koło tego stołu siedziała mp) matka, ojciec ija z nimi razem we troje.To nie było wspomnienie, b byłam bardzo mała, kiedy dostałam siętutaj, do ciotki.To było tylk wyobrażenie.To sobie wyobrażałam jako szczęście.Zenon mógł wiele powiedzieć o tym szczęściu.- I to minęło dopiero wtedy, kiedy umarł mój ojciec - dokończyli - Rzecz, która mogła być inie była nigdy.-Ale - dodała zaraz - w tym jest wstrętny, dziecinny egoizm.Bo nie liczymy się wcale z tym,ile innych może kosztować to, co się nam wydaje naszym tak naturalnym prawem.Ile w tymmoże być nie wiem jakich przymusów, nie wiem jakiego zła.W tym wszystkim, co zastajemyjako gotowe.Strach pomyśleć, z ilu cudzych cierpień i poniżeń składa się czasami takie"szczęśliwe dzieciństwo".Zenon rozważał, kiedy dla niego było ono szczęśliwe.Przypominał sobie wieczory przedzaśnięciem w ciemnym pokoju w Witkowie, jeszcze na długo przed Boleborzą.Wiedział już,że nie ma duchów ani diabłów, że nic się nie stanie."No tak, ale gdyby jednak przyszedłdiabeł" - myślał i na tę myśl omdlewał ze zgrozy."Naturalnie, że to jest niemożliwe, alegdyby przyszedł." W tych dziecinnych, nikomu nie wiadomych nocach udręki jedno byłoulgą: że jest ojciec.Ojca można zawołać na pomoc.Ojciec się nie boi.Już on będzie wiedział,co robić, on się z tym strasznym rozprawi, to jego rzecz.On się na pewno nie boi.Bo gdyby ion się bał, jakże można by znieść noc i ciemność.Musi być ten ktoś jeden, kto się nie boi, ktomoże osłonić przed ciemnością, w której jest wszystko straszne i niepojęte, przed całą nocąświata.Czy nie dlatego Bóg nazywa się Ojcem?Zagadnienie Boleborzy w życiu Zenona znalazło sobie ściśle to samo miejsce po drugiejstronie osi symetrii, co dom na ulicy Staszica w życiu Elżbiety.Ponieważ nie mówiła o tym sama, zapytał ją raz surowo, co znaczy ten Awaczewicz.Zobaczył z drapnięciem w sercu, że się zaczerwieniła.- Jeśli pani nie chce, to niech pani nie mówi.Nie mam przecież żadnego prawa tego żądać.- Tu nie ma nic do ukrywania - oświadczyła po namyśle.- Mogłaby to być przyjazń, ale niejest.Bo nie ma między nami żadnego psychicznego porozumienia.Taki nawyk od lat.- Czy on się w pani kocha?- Nie - odpowiedziała zaraz.I jeszcze po chwili powtórzyła: - Nie.- Jednakże przychodzi tutaj, rozmawia z panią, gdy mnie nie ma.Siedzi i rozmawia.Tak?- No tak! Ale opowiada mi, jak się kocha w innych kobietach.Czy właściwie, jak się od nichopędza.- To bardzo miłe - powiedział Zenon.- Bardzo miłe.Umilkł urażony i myślał, co ma zrobić.Oto nagłe wymykała mu się w niezrozumiały,obrzydliwy sposób.Od początku chciał ją o t zapytać.Teraz nagle ujrzał, że nie docenił tejsprawy, że się w swe nieuzasadnionej ufności przerachował.Był pewny, że nie jest szczera inie mógł znieść odkrycia, że się już teraz na niej zawiódł.Pomyślał, ż jest "jak wszystkie" -chociaż nie wiedział sam, co to znaczy.- Pani mi nie mówi prawdy.- Teraz nic nie ma - powtórzyła niechętnie.- To jest moja dawna moja pierwsza nieudanamiłość.Och, bardzo nieudana.Jeszcze z tam tych czasów.- Z jakich czasów?- Kiedy byłam na pensji.- Wtedy kiedy ja tu przychodziłem?- Tak.Ale rozczarowałam się prędko.- Wtedy - powtórzył i wstał.Nie mógł z nią zostać ani przez chwilę dłużej.Był przejętygłęboką odrazą i upokorzeniem.Nie znał do tac tego uczucia.Wydało mu się nie dowytrzymania.- Dziękuję pani za wszystko, za wszystko - powiedział.- Alf widocznie się omyliłem.Elżbieta wstała też, zmieszana.- Co to znaczy? - spytała i roześmiała się niezręcznie.- Czy to ma być zazdrość?- Tak, niestety, to właśnie jest zazdrość.Bo ja nie kochałem się dotąd w nikim oprócz pani.Wyciągnęła ręce, by go zatrzymać - i ten gest nagle odkręcił w nim wszystkie uczucia.Całował ją po czole, po włosach i oczach z najgłębszą, szaloną tkliwością.Mówił do niej: "Tydroga, ty kochana" - i nie mógł wcale uwierzyć, że jest taka cienka i giętka, że jestrzeczywista i dobra.Tego jeszcze wieczora powiedział jej o Justynie.Mówił ściśle tak, jak ta sprawa wyglądałateraz w jego oczach.Gdyby nie nuda i depresja, która ogarnia go zawsze w domu rodzinnym,nie byłby na pewno uległ tej letnie] pokusie.Należała jeszcze do kompleksuboleborzańskiego, który zawsze usiłował w sobie zwalczyć, z którego już dziś na zawsze sięwyłamał.- Czy to jest zerwane? - zapytała.- Było zerwane, zanim tu wszedłem, zanim jeszcze.Siedział u jej nóg na ziemi, jak kiedyśpragnął, przyciskał twarz do jej kolan i za oboje postanawiał, że będą sobie zawsze mówilitylko prawdę.Sprawę Justyny w swym życiu uważał za przekreśloną równie bezpowrotnie i ostatecznie, jaksprawę Adeli.W rzeczywistości zaś i to, i tamto trwało jeszcze, tylko zakwalifikowaneinaczej.Z tego samego materiału budowało się teraz nowe uczucie, karmioneprzezwyciężonym cierpieniem i przezwyciężoną radością.Ich rozstanie się na długiemiesiące było ciężkie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]