[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to dzieckobyło w jakiś sposób inne.Bardziej nieodgadnione.A ta jej kameleonowa zmienność autentyczniemnie przerażała.Budząc się powoli i dziwnie spokojnie w czwartek rano, pomyślałam: oto kolejny dzień,kolejna szansa, by lepiej poznać Sophię, kolejna okazja, by choć trochę naprawić świat.Ale mójspokój nie trwał długo.Do licha, dodałam, widząc budzik przy łóżku.Dziewiąta, a ja dopiero sięobudziłam!Muszę się wziąć w garść, dumałam ponuro, odrzucając kołdrę i stwierdzając, że Mikeznowu zapomniał włączyć ogrzewanie.Ale może to i dobrze, bo zimno szybciej wygoniło mnie złóżka.O tej porze w przyszłym tygodniu będziemy już mieli nowy semestr szkolny.Musiałam sięotrząsnąć z tego poświątecznego rozleniwienia, i to szybko.Opatuliłam się szlafrokiem i popędziłam na dół, spodziewając się widoku mojejpodopiecznej, znudzonej i samotnej w kuchni.Albo, co gorsza, czekającej, by łyknąć tabletki miała to robić na moich oczach i wiedziała o tym i lecącej na łeb, na szyję w otchłań choroby,kiedy ja smacznie sobie spałam. Ale niepotrzebnie się niepokoiłam.Szybka inspekcja pomieszczeń potwierdziła, że nie majej na dole, a kolejna, na górze bo przecież musiałam być teraz superczujna że Sophia śpi wnajlepsze.Miałam więc chwilę na relaks w oranżerii, we własnym towarzystwie, z gazetą, papierosemczy dwoma i plikiem ulotek na temat choroby Addisona.Zatrzymawszy się w kuchni tylko po to,by pstryknąć włącznik ogrzewania i złapać kubek kawy, otworzyłam sobie tylne drzwi i wyszłamdo oranżerii.Ale nie posiedziałam tam nawet dwóch minut, kiedy na dół przytruchtał Bob, z kosmicznąprędkością wymachując ogonkiem, a zaraz za nim dały się słyszeć kroki, zapewne Kierona, jakzakładałam.Bob sypiał na jego łóżku, więc wszystko mi się zgadzało.Ale nagle ktoś się odezwał, ito nie był Kieron.To była Sophia. Rany, ale tu zimno stwierdziła, całkiem trafnie.Ja też niezle zmarzłam.Ostateczniemieliśmy styczeń.I to była oranżeria. Zaraz będzie cieplej pocieszyłam, odwracając się, by przywitać się z nią jak należy. Właśnie włączyłam ogrzewanie, więc.W tej chwili urwałam i zagapiłam się na nią, bo dosłownie zapomniałam języka w gębie.Zeszła na dół w czymś, co zwykle nazywa się piżamką laleczki.Ale ja nie ubrałabym w cośtakiego nawet lalki, a co dopiero dziecka.Jej nocna koszula była nie dość, że bardzo krótka izwiewna, uszyta ze szkarłatnego nylonu, to jeszcze bardzo, bardzo przezroczysta. Boże święty! powiedziałam w końcu. Nic dziwnego, że ci zimno w czymś takim!Nie masz niczego bardziej odpowiedniego? O co ci chodzi? spytała niewinnie, spoglądając w dół, na powiewną szmatkę. Tonocna koszula.Wszystkie moje nocne koszule są takie. Więc trzeba będzie ci kupić nowe.Masz chociaż szlafrok?Pokręciła głową. Nie noszę szlafroków.A poza tym co jest złego w mojej nocnej koszuli? Jean pozwalami takie nosić.Odłożyłam plik ulotek i wstałam, by wrócić do kuchni.Od samego patrzenia na nią robiłomi się zimno. Skarbie rzekłam. Pomijając już fakt, że się tutaj zaziębisz, to w domu Jean nie mamężczyzn, prawda? A tutaj. Natychmiast pomyślałam o tym, jak świetny kontakt złapała zKieronem i jak on może zareagować na taki widok.Nie wiedziałby, gdzie podziać oczy.Spaliłbysię ze wstydu. Tutaj to po prostu nieodpowiednie, kochanie, okej? Chociaż muszę powiedzieć. Nie mogłam się nie powstrzymać przed wyrażeniem na głos swojej opinii.Przecież to dzieckomiało dwanaście lat. Dziwi mnie, że Jean w ogóle pozwalała ci nosić taką nocną bieliznę,niezależnie od okoliczności.Sophia odęła usta. Ale pozwalała.Pomyślałam, że w tej chwili lepiej będzie sobie odpuścić.Temat Jean z pewnością był dlaniej drażliwy. Zobaczymy, co znajdziemy na zakupach. Jedziemy na zakupy? Tak odparłam, przechodząc do kuchni. Jeszcze dzisiaj przed południem.Z mojącórką Riley.I moim wnuczkiem, małym Levim.Zakochasz się w nim zapewniłam ją. Jestcudny. Dziecko? Natychmiast się rozpromieniła. Och, uwielbiam dzieci! Ile ma lat?Pogaduchy o dzieciach, pomyślałam.Nigdy nie zawodzą.Wiedziałam, że skoro sama myśl o Levim przywołała na twarz Sophii taki uśmiech, tokiedy go zobaczy na własne oczy, będzie piszczeć z zachwytu.Oczywiście nie jestem obiektywna, ale mój mały wnuczek był naprawdę uroczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]