[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I gdyby nie mieliżadnych innych możliwości, sami woleliby przepaść.Ale gdyby postępowali inaczej, zbrodnia byłaby jednocześnie niewybaczalnymbłędem politycznym oddziały Batisty terroryzowały kraj i osiągnęły tylko jedenrezultat: wokół nich powstała pustka.rebeliancki kontrterror nie dałby lepszychwyników.Nalezało postępować wręcz przeciwnie.W pierwszych miesiącach ichżycie wisiało na włosku; zdrada przewodnika nauczyła ich, że może wystarczycjedna denuncjacja, a by rewolucja została zmiażdzona w zarodku.Więc wyjścietylko jedno: zdobyć sobie miłość chłopów.Rewolucja musiała się oddać w ręcetrzech milionów ludzi.Z trudem by jej jednak przychodziło rozbroić ich nieufność, gdyby nie była wstanie udowodnić, że jest rewolucją przeprowadzaną dla nich; od wojny z 1895roku chłopi poprzysięgli sobie, że już nie będą wyciągać kasztanów z ognia dlamiast.Adwokaci, lekarze, ekonomiści, dziennikarze: ci młodzi rebelianci bylimieszczanami ich sprawa, żeby o tym zapomniano.Aby chłopi stali się rebeliantami, rebelianci przeobrazili się w chłopów: stawalido pracy na polu.Nie wystarczało znać potrzeby i nędzę wsi: trzeba było odczuwaćje na własnej skórze i równocześnie je zwalczać.Rolnik będzie o tyle bardziejskłonny pojąć rebeliantów, o ile wyrazniej będzie w nich widział ludzi z tej samejco i on gliny; jedno umiejętne cięcie maczetą podczas zbiorów trzciny sprawiawięcej niż najdłuższe przemówienie.Domagając się połączenia tymi nowymi więzami rewolucjonistów z narodem,partyzantka dała się wreszcie poznać pod swoim prawdziwym imieniem: wojnyludowej.Castro, którego myśl samorzutnie zmierza do objęcia całokształtu wszelkiejsprawy, od jej zjawisk cząstkowych do całości, szybko uchwycił radykalną zmianęperspektyw: symbioza ludności wiejskiej i jej obrońców sprawi, że chłop pokocharebeliantów ale to nie znaczy, że tym samym musi pokochać rewolucję.Wyszedł z postanowieniem pokonania armii, żeby następnie mieć wolne ręce imóc przeprowadzić reformę rolną.Spostrzegł się jednak u progu tego dzieła, że niezdobędzie całkowitego poparcia mas, o ile rewolucja nie stanie się ich wspólnąsprawą.Krótko mówiąc, należało pobić armię, żeby przeprowadzić reformę; lecz żebypobić armię, należało reformę przeprowadzić natychmiast nie obiecywać.Byłoto błędne koło, ale tylko pozornie: przechodząc od abstrakcyjnego zamiaru dorzeczywistości, doszedł po prostu do wniosku, że albo nie zmieni się życiabiedaków, albo będzie się ono zmieniać codziennie, i to z a ich sp r a w ą.Zajął sięwięc wskrzeszaniem ich własnej rewolty, odkrywaniem przed nimi ich własnychżądań.Szybko zrozumieli: latyfundia, dzierżawy, ukryte bezrobocie, monokultura wtym wszystkim dojrzeli w krótkim czasie zródło swoich dolegliwości.Niemówiono im, że reforma to łaskawy dar przyszłego rządu dla ludu: wyjaśniano imnieustannie, że jest ona koniecznością narodową, i to jak najbardziej pilną.Niemówiono im: "Kraj będzie wspaniałomyślny wobec was".Mówiono: "Waszazguba jest zgubą narodu".Po raz pierwszy od początku wieku poczuli się na tejwyspie u siebie: jej obywatelami.Zapoczątkowana reforma wzbudziła ich zaufanie do rebelianckiej armii; sukcesymilitarne wzbudziły ich zaufanie do reformy; ponieważ walczono o nią, więc każdapotyczka przyspieszała godzinę jej nastania więcej: każda potyczka byłaReformą w marszu.Z chwilą kiedy ludzka bieda uświadomi sobie swoje zródła i swoje żądania, niecofa się już przed niczym.Zdobycie świadomości, jeszcze negatywnej, byłoraptowne i powszechne.W tej nowej fazie wojny chłopi się przeobrazili:dotychczas zrezygnowani, przejęli teraz na swój rachunek plany powstańców,uczynili z nich swoje własne rewindykacje i właśnie oni "zradykalizowali" wpewnym sensie rebeliantów.Reforma rolna to partyzantka.Ale partyzantka to prawdziwa reforma: to ludpodtrzymujący pucz, wchłaniający i zmieniający rebeliantów mieszczańskiegopochodzenia w chłopów-rewolucjonistów.VIIWszyscy na Kubie przeprowadzają rozróżnienie między rebeliantami(walczącymi żołnierzami) i członkami ruchu oporu (bojownikami miejskiegopodziemia).Także i ja się tego nauczyłem.Początkowo nie mogłem jednak się w tym połapać: brodaci i niebrodaci rozważałem wybrali to samo, ponosili takie samo ryzyko, składali dowody tejsamej wierności, w wyniku czego mieli te same troski i tych samych wrogów.Niemniej jednak moja gadanina turysty, zazwyczaj uważnie wysłuchiwanego,wywoływała jakieś zakłopotanie.Skrywano je pod korcem.Pewnego dnia spotkałem się podczas konferencji prasowej z pytaniem, czy widzęjakieś wspólne cechy rewolucji kubańskiej i chińskiej.Podkreśliwszy różnice,mówiłem następnie o półkolonialnym reżymie, jaki był charakterystyczny i dlaKuby w okresie Batisty, i dla Chin w okresie Czang Kai-szeka.Odniosłemwrażenie, że wszyscy się z tym zgadzają.Kiedy jednak wystąpiłem, w dobrej wierze, z uwagą, że jedną i drugą rewolucjęskłonny jestem uważać za rewolucje chłopskie, których przywódcy wyzwolilimiasta po wojnie ludowej, wygranej w górach i na polach, kilku z moich przyjaciółoświadczyło stanowczo, że jestem w błędzie.Według bezbrodych rewolucja zrodziła się w mieście.I sam Castro, jak bardzo bynie był brodaty, studiował w stolicy, wybrał sobie miejską profesję i, gdyby byłyinne czasy, wykonywałby wolny zawód adwokata.A poza tym zbyt lekkoprzechodzę nad podziemnym ruchem oporu, który się zorganizował w Santiago, wHawanie, w Santa Clara.Chłopi, dodali moi przyjaciele, przyszli pózniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]