[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No cóż, może pani wystarczy - odparła nadęta Becky.-Oczywiście, jeślipani sobie poradzi.- A spoglądając ironicznie na Edwarda, dodała: - A możeprzywiozła pani następnego weterynarza do pomocy?Alice po raz drugi ugryzła się w język i z chłodnym uśmiechem przedstawiłaBecky Edwarda.Potem, zwracając się w stronę przegród, spytała:- Której mam zrobić zastrzyk?- Tej przedostatniej.- Becky.ostentacyjnie wydęła usta.-Ale sama pani nieda rady.Ona ma okropny charakter.Rzuci się na panią, jak zobaczy strzykawkę.Naprawdę szkoda, że nie ma Jamesa.Udając, że nie słyszy słów Becky, Alice uważnie obejrzała maciorę.Leżałana brzuchu i nie ruszała się, a małe bezskutecznie usiłowały dopchać się po po-karm.Po krótkim namyśle Alice otworzyła torbę, wyjęła strzykawkę i napełniłają pituitryną.Maciora uniosła lekko głowę, gdy Alice weszła do zagrody, lecz niezdążyła zareagować, bo Alice błyskawicznie zrobiła zastrzyk i opuściła legowi-sko zwierzęcia.- Coś podobnego! - powiedział Edward, ocierając czoło z potu.- Dlaczegowbiłaś igłę za uchem?- Ponieważ jest to jedyne miejsce u świń, gdzie można użyć cienkiej igły -odparła, chowając strzykawkę do torby.RS- Niepotrzebnie pani ryzykowała - odezwała się Becky.-Nikt nie powinienpodchodzić do maciory tak blisko tuż po oproszeniu.Myślałam, że pani to wie.Alice jakby na to czekała.Ta zarozumiała, przemądrzała pannica zasługujena przywołanie do porządku!- Moje doświadczenie nauczyło mnie, co można, a czego nie można robić zezwierzętami.Proponuję, żeby zajęła się pani swoją robotą, a ja będę pilnowaćswojej.- Słusznie - powiedział męski głos.Alice obejrzała się i ujrzała Jamesa, któ-ry patrzył na nią z aprobującym uśmiechem.- Skończyłem wcześniej, niż myśla-łem, ale widzę, że sobie pani poradziła.- O, James! - zawołała Becky radośnie.- Myślisz, że z maciorą już wszystkow porządku? W końcu duże zwierzęta są twoją specjalnością, prawda?Alice czuła, jak narasta w niej gniew.Nawet Edward patrzył na Becky zezdziwieniem, James jednak roześmiał się i wskazał na boks.- A ty jak myślisz? Nie widzisz, że Alice działa cuda? Wszystkie oczy zwró-ciły się na maciorę, która leżała na boku,a prosiaczki potykały się jeden o drugiego w walce o mleko, którego już by-ło w bród.Becky wzruszyła ramionami.- No cóż, muszę wracać do domu.Do zobaczenia, James.Uśmiechnęła siędo niego, demonstracyjnie ignorując Alice i Edwarda.RSROZDZIAA PITYAlice szła do samochodu, kiedy zauważyła, że Becky zawraca, by porozma-wiać z Jamesem.Poczuła ukłucie jakby.zazdrości? No nie! Trzeba widziećwszystko we właściwych proporcjach.James nie jest jej własnością.Do rzeczy-wistości przywołał ją głos Edwarda:- Jesteś bardzo zamyślona.Czy zastanawiasz się nad tym, dlaczego tadziewczyna cię nie lubi?- Nie lubi? Bo ja wiem.Myślę, że po prostu ma taki sposób bycia.Ale rze-czywiście nie przepada za mną.- To uczucie jest chyba odwzajemnione, prawda? - Edward nie dawał za wy-graną.- Ciekaw jestem dlaczego.Odniosłem wrażenie, że ona traktuje cię jakrywalkę.- A cóż to za pomysł? - sarknęła ze złością i wsiadła do samochodu.- Wiesz przecież, o co mi chodzi.Ona o tobie myśli to, co ja zaczynam my-śleć o Jamesie.Spojrzała na niego ostro, na co zareagował nieco drwiącym uśmiechem.- Ponosi cię wyobraznia - oświadczyła chłodno.- Ja i Becky nie jesteśmyżadnymi rywalkami, zapewniam cię.A ty daj sobie spokój z Jamesem.- Becky mnie nie obchodzi, ale czuję się trochę dziwnie, kiedy widzę cię zJamesem.Coś między wami jest.- Aączy nas jedynie praca - wyjaśniła zirytowanym tonem.- Na litość boską,przestań sobie coś roić.A poza tym bez przerwy dajesz mi do zrozumienia, żeRSznasz mnie lepiej niż ja sama.A to nieprawda! Bardzo się zmieniłam od czasu,kiedy.- Kiedy zaręczyłem się z Peggy? W każdym razie dobrze ukrywałaś swojeuczucia.Ja niczego się wtedy nie domyślałem.Pózniej matka mi o wszystkimpowiedziała.- Jak mogłeś się czegokolwiek domyślać, jeśli poza Peggy nie widziałeśświata?- A gdybym jej nie poznał i poprosiłbym cię wtedy o rękę, to czy byś zamnie wyszła?- Chyba tak.- Poczuła, że robi jej się gorąco i postanowiła nie mieć dla nie-go litości.-I któregoś dnia bym tego pożałowała, bo to, co do ciebie czułam, niebyło miłością.Na szczęście wyjechałeś.- Jesteś trochę okrutna.Sprawiał wrażenie przygnębionego, ale wiedziała, że jeśli zacznie łagodzićsens swoich słów, nigdy się od niego nie uwolni.- Zmieńmy temat - zażądała.- Ten już mnie znudził.Przez resztę drogiEdward milczał, toteż gdy przed lecznicąwysiedli z samochodu, odezwała się już uprzejmie:- Nie mogę cię zaprosić.Mam mnóstwo pracy.Trochę poweselał, natomiastona zbladła, gdy powiedział:- Nie umówiliśmy się jeszcze na kolację.Alice, przecież jesteśmy przyja-ciółmi.Nie skreślaj mnie całkiem.Jego głos był tak proszący, że złagodniała.Kusiła ją propozycja wyjścia nakolację, ale nie chciała być z Edwardem sam na sam.- A Molly? - spytała.- Ona była wtedy moją najbliższą przyjaciółką.- Co? - Zmarszczył czoło.- Och, nie wygłupiaj się.Nie będzie chciała graćprzyzwoitki.- Bez Molly nie pójdę.RS- Czy to ultimatum?.Skinęła głową, uśmiechnęła się.w duchu i pomaszerowała do domu.Pokilku sekundach usłyszała jego wołanie:- Dobrze! Zapytam ją i zadzwonię.A czy nie powinienem też zabrać naszejmatki?W jego głosie było tyle sarkazmu, że nie mogła się nie roześmiać.Kiedyjednak weszła do domu, przestała o nim myśleć.- Właśnie byłam u labradorki - rzekła matka na powitanie.- Ona już wstaje.Trochę się chwieje, oczywiście, ale jest coraz silniejsza.Aha, James przyjechał.Mówi, że pan Sanders chce wieczorem ją zabrać.Czy to nie za wcześnie?- Chyba tak - odparła.- Pójdę do niej.Kiedy weszła do pokoiku dla rekonwalescentów, James odwróci! w jej stro-nę głowę i oznajmił:- Ona jest cudowna.Niech pani zobaczy, już łapie równowagę.Za dzień lubdwa będzie chodzić.Czy nie powinniśmy jej tu zatrzymać?- Nie wiem, co powie na to pan Sanders.Może zmieni zdanie, kiedy ją zoba-czy? W tej chwili nie wygląda pięknie, no i trzeba ją obserwować.Właściciel jednak bardzo dobrze zniósł widok okaleczałej Bess.Kiwał gło-wą, gdy Alice wyjaśniała mu, że pies będzie wyglądać znacznie lepiej po zdjęciuszwów, kiedy ranę zakryje sierść.- Teraz opatrunek rzuca się w oczy - dodała - ale po zdjęciu bandaży bardzoszybko zacznie sobie radzić bez tej nogi.Czy chce pan, żeby u nas została?- Nie - odparł.- Powiedziałem żonie, że początkowo będzie w szoku, i jestna to przygotowana.Chyba potrzebuje Bess, a Bess będzie tak szczęśliwa z po-wrotu do domu, że może dzięki temu szybciej wyzdrowieje.Czy może iść dosamochodu?Alice potrząsnęła głową.RS- Jeszcze nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]