[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kostka prawego kciuka wyprostowała się z lekkim trzaskiem.Zagryzł wargi, kiedy staw przeszył mu straszny ból.Spod szpona wysunęła mu się cienka jakwłos igła.Wbił ją w szyję Ngaaluh w miejscu, gdzie wcią\ pulsowała \yła.Ból wzrósł, kiedysurowica przepłynęła do ciała kapłanki, ale był on niczym w porównaniu z cierpieniem, jakieprze\ywała le\ąca przed nim kobieta.Nom Anor przytrzymał Ngaaluh, gdy ka\dy jej mięsieńzadrgał nagle w dzikim spazmie, spalając energię \yciową w ostatnim paroksyzmie agonii.Skrzekliwy, syczący dzwięk wydobył się z zaciśniętych szczęk kapłanki, narastając z ka\dymdrgnięciem.Nagle kapłanka zwiotczała.Nom Anor pochylił się nad nią, obawiając się najgorszego.- Yu'shaa.Słowo zabrzmiało niewiele głośniej ni\ westchnienie; Ngaaluh przymknęła oczy.Nom Anorprzycisnął dłoń do miejsca na szyi kapłanki, gdzie wcześniej wstrzyknął antidotum.Wyczułsłaby, leniwy puls, który świadczył o tym, \e kapłanka jeszcze nie rozstała się z tym światem.Podniósł wzrok.Widzowie spoglądali na niego z niepokojem i zdumieniem.Nie wiedział, ilezrozumieli z tego, co się właśnie wydarzyło, ale wątpił, aby którykolwiek zbli\ył się na tyle,\eby zrozumieć prawdziwe znaczenie sceny.Bogowie odpowiedzieli na modły Noma Anora,zsyłając mu kapłankę.a on omal jej nie zabił!Unrik spoczywał obok nieprzytomnej Ngaaluh.Nom Anor wziął go do ręki.Był ciepły iłagodnie pulsował w jego dłoni.Ngaaluh musiała go skraść z sanctum sanctorum najwy\szegokapłana, zanim przyszła tu, aby ofiarować go nowym bogom.Jak i dlaczego zaczęła w nich178wierzyć, Nom Anor nie mógł sobie wyobrazić, ale umiał poznać okazję, kiedy się nadarzyła, atej z całą pewnością nie zamierzał zmarnować.Dał znak Shoon-mi, aby się zbli\ył.Sługa uczynił to natychmiast, przepychając się przezci\bę.- Mistrzu, czy wszystko w porządku?- Tę akolitkę nale\y potraktować z największą troską, na jaką nas stać.- Nie było to wiele,biorąc pod uwagę skromne zasoby, jakimi dysponowali, ale lepsze to ni\ nic.- Ona jestwa\na, Shoon-mi.Rozumiesz? Nie mo\e jej się nic stać.Shoon-mi skłonił się.- Tak te\ będzie, mistrzu.- Zhańbiony pobiegł zorganizować jakieś nosze.Nom Anor wezwał teraz Kunrę.Były wojownik podszedł i ukląkł obok Noma Anora, by mócmówić szeptem.- Co się stało? - zapytał.- Kim jest ta kobieta?- To kapłanka z kręgów Shimrry.Znałem ją przed moim upadkiem.Nazwała mnie po imieniu,Kunro.- Były wojownik wytrzeszczył oczy i Nom Anor zauwa\ył, \e zrozumiał znaczenietego faktu. Sądzę jednak, \e mo\na jej zaufać.Przyniosła mi.dowody lojalności.-Powolne pulsowanie unrika naśladowało rytm tętna widoczny na grubej \yle w szyi Ngaaluh.- Mo\e być tym, czego teraz potrzebujemy - mruknął Kunra.- Właśnie.Ale najpierw musimy się upewnić, \e nikt nie słyszał.- Tłum zaczął się niepokoić;wierni kręcili się bez celu i mruczeli między sobą.- Mo\e podjąć odpowiednie środki?- Nie.- Nom Anor wiedział, \e Kunra z przyjemnością zabije wszystkich akolitów, aby zapewnićsobie bezpieczeństwo, ale nie było to rozwiązanie optymalne.Ngaaluh będzie się zastanawiała,co się z nimi stało, podobnie jak Shoon-mi.- Nie mo\emy sobie pozwolić na marnowaniezasobów i dostarczanie tematu do plotek.Jeśli wszyscy znikną, niektórych mogą zacząćszukać.Lepiej sprawdzić, czy mój sekret jest bezpieczny, i wypuścić ich.Kto wie? Mo\e tonawet zadziała na naszą korzyść.- Obrośniemy legendą - mruknął Kunra i skinął głową.- Tak się te\ stanie.Nom Anor wstał i zwrócił się do tłumu.- To niezwykły dzień! - rzekł dramatycznie, wiedząc, \e prawda jest zbyt niebezpieczna, byją wyrazić.- Prze\yłem atak i jestem po179nim silniejszy.Idzcie teraz i powiedzcie wszystkim! Trzeba czegoś więcej ni\ to, aby odebraćnam nale\ny szacunek!Tłum zaakceptował to oświadczenie z niejaką niepewnością, ale nie odrzucił go.Nom Anorzdą\ył im przekazać większość informacji, zanim pytania Ngaaluh zbiły go z pantałyku.Usłyszeli zatem wszystko, co trzeba.Jeśli jeszcze Kunra upewni się, \e nie słyszeli nic więcej,będą mogli rozpocząć swoją misjonarską pracę.- Nasz czas nadchodzi - rzekł, kiedy zaczęli pojedynczo opuszczaćsalę.- Po tym, co zdarzyło się dziś, spodziewam się, \e nadejdziewkrótce.- Jeszcze chwilka i zaraz się roztopię - szepnęła Tahiri, ocierając czoło grzbietem dłoni.- Popraw wentylację - poradził Goure stłumionym głosem, dochodzącym spod kombinezonuochronnego.Potę\ny egzoszkielet, o metr wy\szy ni\ on sam, na wysokości twarzy byłwyposa\ony w kolekcją elektronicznych czujników i dysponował znaczną siłą, którą Rynmógłwykorzystywać przy wykonywaniu mniej przyjemnych prac.Tahiri miała taki sam strój -pomalowany na matowy brąz, z zatartymi oznaczeniami na piersi i plecach - i obserwowałaświat za pośrednictwem oszałamiającego ró\norodnością zestawu widoków i dodatkowych in-formacji.Miała wra\enie, \e nosi staro\ytną zbroję.- Przykręć termostat i zaraz poczujesz sięlepiej.- Przykręciłam go tak, \e bardziej ju\ się nie da - odparła.Mogli porozumiewać się przezkomunikator, ale Goure obawiał się, \e ktoś ich podsłucha.Korzystali zatem z zewnętrznychgłośników i mikrofonów, które dość dobrze spełniały swoją rolę - w przeciwieństwie dosystemu klimatyzacji.Dzgnęła podbródkiem w kontrolki, próbując pozbyć się z oczu słonego potu.Wyrosła wśródludzi pustyni, była przyzwyczajona do wysokich temperatur, ale to ju\ przestawało byćzabawne.Poczuła uderzenie w plecy, po którym nastąpił wyrazny trzask.Kombinezon natychmiastwypełnił się lodowatym powietrzem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]