[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba mu uwiązać kłodę u szyi.Nie powróz: tylko kłodę lekką, ale taką, żeby nie mógłsię dostać na żadne ogrodzone podwórko ).Tak, więc nikt inny, tylko ten adwokat usiłował w granicach rozsądku czy też odwagi,powstrzymywać go od wydawania pieniędzy, za daleko jednak nigdy się nie posuwał, bo wiedział,że wystarczy, by ten syn poszedł do matki, a natychmiast ten koń wyścigowy, jeżeli tylko zechce,dostanie złoty żłób, a i nowego dżokeja także, o ile dżokej dotychczasowy nie będzie miał się nabaczności.Liczył więc adwokat pieniądze i wyobrażał sobie, co zachapie przy tym tempie za paręlat, i dręczył się jak na krzyżu rozpięty między tym zagadnieniem i drugim: sam siebie krzyżowałpomiędzy swymi dwoma zagadnieniami: czy nie byłoby rozsądniej umyć ręce od sprawy złowieniaSutpena na wędkę, zgarnąć pieniądze, które są w tej chwili, i ulotnić się z nimi do Teksasu.Tylkoże kiedykolwiek przychodziło mu to na myśl, natychmiast musiał myśleć o tych wszystkichpieniądzach, które Bon już zdążył wydać, i żałować, że nie wyjechał do Teksasu dziesięć lat temualbo pięć lat temu, albo bodaj w zeszłym roku, na czym wyszedłby o niebo lepiej.Więc możewieczorami, kiedy czekał, aż okno zszarzeje, mówił sobie tak, jak mówiła sobie ta ciotka Rosa, żesamym faktem, że oddycha, musiałby zaprzeczyć faktowi, że się w ogóle urodził (czy też możewolałby się nie urodzić), gdyby nie to, że z każdym Nowym Rokiem ta wartość  sama przez się uSutpena wzrasta dwukrotnie.No, więc wracając do tego słowa  córka - jak woda cofająca się od kija, wznosiła się ta myśli rozszerzała wokół niego spokojnie, łagodną światłością, a on tam siedział rzeczywiście w białejłunie jasnowidzenia (albo może to był drugi zmysł, wzrok albo wiara w ludzkie nieszczęście czy wludzkie szaleństwo, czy jak tam sobie chcesz to nazwać) widząc nie tylko to, co ewentualniemogłoby się stać, ale i to, co naprawdę stać się miało; ale on nie chciał w to drugie uwierzyć - niedlatego, że to spadło na niego jak olśnienie, ale dlatego, że on sam, żeby w to uwierzyć, musiałby mieć w sobie miłość i honor, odwagę i dumę; wierzył natomiast w to, co ewentualnie mogłoby sięstać, nie dlatego, że to było logiczne i możliwe, ale dlatego, że to byłoby rozwiązaniemnajnieszczęśliwszym dla wszystkich zamieszanych w to osób; a chociaż on był niedowiarkiem i niedałoby się go przekonać o istnieniu grzechu czy cnoty, tchórzostwa czy odwagi, nie pokazując mutego namacalnie w postępowaniu żywych ludzi, tak samo jak nie dałoby się go przekonać o śmiercinie pokazując mu trupa, to jednak wierzył w nieszczęście, bo rygorystyczne, zawiłe, zakurzone,eunuchowate przeszkolenie, jakie odebrał, już go nauczyło pozostawiać sprawy szczęścia i radościludzi Panu Bogu, który w zamian wszystkie ludzkie niedole i szaleństwa, i nieszczęścia odstępujewszom i pchłom rojącym się w prawniczych dziełach Littletona i Coke a.A tymczasem ta matka,ta stara Sabina.Wpatrywali się w siebie - spode łba.Teraz mówił Shreve, chociaż pomijając nieznacznąróżnicę wynikłą ze stopni szerokości geograficznej, jakie ich dzieliły (różnicę nie w tonacji, tylkow pewnych zwrotach i doborze słów), równie dobrze mógłby mówić to zarówno jeden, jak i drugi,i w pewnym sensie mówili to obaj razem: obaj myśleli teraz jak jeden, więc głos w danej chwilimówiący wyrażał przecież tę samą wspólną myśl, sprawiał po prostu, że ta myśl stawała siędosłyszalna, zwokalizowana; oni obaj ze skrawków i strzępów starych opowieści i gadek stwarzaliteraz wspólnie ludzi, którzy może nigdy i nigdzie nie istnieli - stwarzali cienie, które były nie tylkocieniami istot z krwi i kości, niegdyś żyjących i zmarłych, ale również cieniami cieni (przynajmniejdla jednego z nich, dla Shreve a), cichymi jak ich oddechy widzialne w obłoczkach pary.Zegar nawieży zaczął teraz wydzwaniać północ melodyjnie, powoli, dzwiękami słabo dolatującymi przezzamknięte, śniegiem zapieczętowane okno.-.ta stara Sabina, która prawdopodobnie nawet za cenę swego życia nie potrafiłaby tobie czytemu adwokatowi, czy rodzonemu synowi, czy komukolwiek bądz innemu powiedzieć, czego onaw ogóle chce, czego się spodziewa, na co ma nadzieję, skoro kobiety nie mają przecież potrzebychcieć ani spodziewać się czegokolwiek konkretnie, więc ona tylko ogólnie chciała, spodziewałasię, miała nadzieję (a zresztą twój ojciec powiedział, że kiedy się w sobie nosi rzetelną, mocnąnienawiść, to już nawet żadna nadzieja nie jest potrzebna, bo wystarczy karmić się samą tąnienawiścią).No, więc ta stara Sabina (jeszcze właściwie nie taka stara, tyle że zaniedbana, bo onana pewno się opuściła i było z nią tak, jak na przykład z parostatkiem czystym i naoliwionym, i zzapasem najlepszego węgla, ale z częściami mosiężnymi nie wypolerowanymi, a drewnianymi niewyszorowanymi, bo szkoda na to fatygi; po prostu nie dbała o swoją powierzchowność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Roderick Gordon & Brian Williams Tunele 01 Tunele
    Cinda Williams Chiima [Heir The Dragon Heir (v5.0) (epub) i
    Cinda Williams Chima [Heir 02 The Wizard Heir (v5.0) (epub) i
    097. Heretyk Mocy II UchodĹşca ( Sean Williams & Shane Dix) 28 lat po Nowa Era Jedi
    William Inboden Religion and American Foreign Policy, 1945 1960, The Soul of Containment (2008)
    William G. Rothstein Public Health and the Risk Factor, A History of an Uneven Medical Revolution (2003)
    William Blum Killing Hope, US Military and CIA Interventions Since World War II (2003)
    [Anthology] @Things That Go Bump in the Night V@ Melani Blazer, B. J. McCall, Cynthia Williams
    William H Bates The Cure Of Imperfect Sight by Treatment Without Glasses (1920)
    Gibbs Abigail Anna Mroczna bohaterka Kolacja z wampirem
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • protectorklub.xlx.pl