[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechżełaskawa pani nam wybaczy, cierpienie przez nas przemawia.Wszak nasze intencje są jaknajlepsze, czemu więc pani traktuje nas tak surowo?Co do mnie, nawet w kazamatach Dzielnicy Rosyjskiej nic ze mnie nie wycisną.Choćbymi przypalali skórę papierosami, jak dzieciaki Grillów papudze pani Wiśniak.Mogą mizrywać paznokcie, i tak nie wydobędą ze mnie ani słowa.Będę pogardliwie milczał.Jestemprzecież zastępcą Efraima.A przynajmniej jednym z zastępców.Trzy godziny przesiedziałemonegdaj w warsztacie, drżąc z dumy na całym ciele, nanosząc strzałkami na mapę Jerozolimyplan operacji Jan z Giszali.Efraim swoim zwyczajem udzielił mi jedynie najogólniejszychwskazówek: Zawsze nacieraj od skrzydła.Zawsze od strony lasów.Z dolin.Z najmniejspodziewanych kierunków.Przejrzał w milczeniu moje szkice, coś zmienił, coś poprawił, uśmiechnął się, tu usunął,tam dodał, powiedział błyskotliwe rozwiązanie , z żalem wskazał na jakiś niedopracowanyszczegół.W tym momencie wezbrały w nim ciepłe uczucia, przytulił mnie, pogłaskał powłosach, westchnął i nagle mnie odepchnął.Jeśli zdarzało mi się krzyczeć w nocy, oboje rodzice wstawali zagrzać mi szklankę kakao isiadali na brzegu łóżka, błagając przestań, przestań , aż się uspokajałem.Może myśleli, że niepotrzebnie pozwolili mi czytać przerażającą książkę o psieBaskerville ów.Może martwili się, że łobuziaki Grillów mają na mnie zły wpływ.Niezaprzeczałem, bo przysięgłem milczeć do końca.VIIIZapadał zmierzch.Tylko w szybach domu naprzeciwko płonęły wciąż plamy ognia i krwi.Uliczka chłonęła cienie.Staliśmy w oknie salonu, mama wsparta na ramieniu taty, a ja wśrodku przed nimi, jakbyśmy się ustawili do urodzinowego zdjęcia przed fotografem, panemKovacsem.Spoglądaliśmy na zewnątrz.Czekaliśmy.%7ładne z nas się nie odzywało.Nadworze żołnierze Szóstego Pułku Powietrznodesantowego podzielili się na grupki i zaczęlirewidować domy.Gdzieś bardzo daleko padł pojedynczy strzał.Zegar w koszarachSchnellera wybijał siódmą.Wiedziałem, że nie wolno wierzyć temu zegarowi, bo zawszewskazuje trzy minuty po trzeciej.Krwawe plamy w oknie naprzeciwko zgasły i zapanowałaciemność, lecz była to ciemność szarawa, nie czarna, bo niebo wciąż rozjaśniała łunaodległych pożarów.U nas pożaru nie było, tylko niedogaszone ognisko małych Grillówdymiło i kopciło bez płomienia.Zdawało się, że tym razem mrok spłynie na nasze kamienne domy, na konający sad wokółnich, na rdzę balkonów, na blaszane ściany szop, na połamane płoty, na chwasty, naszczekanie psów, na całą Ziemię nie na jedną noc, lecz na zawsze.Mama przerwałamilczenie: Dziś nie szukają ulotek, ani nawet pistoletów i materiałów wybuchowych.Jego szukają.Tata powiedział: To nic.Jeśli, nie daj Bóg, kogoś złapią, ktoś inny zajmie jego miejsce.Mama powiedziała: Nie złapią go.A ja: Ale są różni szpicle i mogą na niego donieść. %7ładen szpicel powiedziała mama nie mógłby im go wydać, Uri, bo jego nie ma.Toznaczy w ogóle go nie ma, on nie istnieje.Wymyśliła go Agencja %7łydowska.Wymyślili goArabowie.My sami.Anglicy go wymyślili w swoim brytyjskim obłędzie i teraz ganiają zanim z tommy gunami, wpadają do naszych domów i przewracają do góry nogami cały kraj,ale i tak go na pewno nie złapią, bo on jest jak muzyka i jak tęsknota.Jest ich zmorą.Jestzmorą wszystkich.Niech szukają! wykrzyknęła nagle z desperacką radością. Niechszukają, aż całkiem stracą rozum! Nie odpowiadaj mi.Ty też nie.Milczcie obaj.I tak tylko jamogę z nimi rozmawiać.Nie wtrącajcie się, żeby wam nie powiedzieli you bastard, youbloody Jew.Come in, please, proszę wejść, kapitanie, i wypełnić swój obowiązek.W lodówcemamy butelkę lemoniady.Poczęstujcie się panowie, proszę, a potem wypełnijcie swójobowiązek.Dobry wieczór.Weszli do środka i stali zmieszani w korytarzu przy wieszaku, na którym w letnie dniwisiał tylko kaszkiet taty, jedwabna chustka i koszyk na zakupy.Kapitan odpowiedziałgrzecznie dobry wieczór , usprawiedliwiał się i wyjaśnił, dlaczego jemu i jego ludziom niewolno się na służbie częstować lemoniadą.Potem nagle przypomniał sobie, że należy zdjąćczapkę w obecności damy i zapytał, czy mógłby rozejrzeć się po mieszkaniu: postara sięoczywiście zająć jak najmniej czasu.Tak mu przykro.Tata i ja milczeliśmy.Mama mówiła za nas.Powiedziała: Naturalnie.I uśmiechnęła się.%7łołnierze, trzej wątli chłopcy w krótkich spodenkach khaki i wojskowych skarpetach dokolan, tłoczyli się nadal przy drzwiach, jakby gotowi byli natychmiast się wynieść nanajlżejszy sygnał, że ich odwiedziny są niepożądane.Tymczasem kapitan zdołał przemóczmieszanie.Wciąż zachowywał się tak, jakbyśmy my, jego ludzie i on byli grupką obcychsobie, dobrze wychowanych osób, które w przykrych okolicznościach znalazły się razem wzepsutej windzie.Nawet kiedy poprosił tatę, żeby stanął z podniesionymi rękoma twarzą dościany, a mamę, by zechciała łaskawie usiąść w fotelu i wziąć uroczego synka na kolana,zdawało się, że uprzejmy kapitan podsuwa życzliwie skuteczny skautowski sposób nawydobycie się z pułapki, który choć wymaga odrobiny tężyzny fizycznej, pomoże zmniejszyćdyskomfort, jaki odczuwamy pomimo dobrej woli i bezdyskusyjnej przyzwoitości wszystkichzainteresowanych.A jednak nie zdjął ręki z czarnej kabury pistoletu: ostatnio w Palestynie miały miejsceniewiarygodnie paskudne incydenty, i to za każdym razem o nieoczekiwanych porach i wporządnych z pozoru miejscach.Trzej żołnierze sprawdzili półka po półce regał z książkami, ostrożnie odłożyli na bokpoezje zebrane Bialika i Perły literatury , by zobaczyć, co się za nimi kryje, podnieśli wiekopianina i myszkując wśród strun zbadali jego wnętrze, zdjęli portret pioniera orzącego polaDoliny Jezreel, obojętnego na wrony w tle, opukiwali ścianę za obrazem i uważnie słuchaliecha.Unieśli głowę Szopena, potrząsnęli nią lekko i odstawili z szacunkiem na miejsce.Kapitan był ciekaw proszę mu wybaczyć co to za człowiek i co oznacza napis.Mamaznów przetłumaczyła z polskiego: Z całą żarliwością i do ostatniego tchu. Bardzo przepraszam powiedział trwożliwie kapitan, jakby nieumyślnie zakłócił jakiśdziwny obrzęd albo skalał dotykiem święte drzewo.Potem zaczęli przeszukiwać szafy, zaglądać pod łóżka, uderzać delikatnie w ścianykolbami pistoletów i nasłuchiwać odgłosu.Cały czas siedziałem z mamą w fotelu, odwracającwzrok, by nie widzieć taty stojącego z rękoma w górze, z twarzą przyciśniętą do ściany.Wduchu powtarzałem sobie cztery główne zasady dla przesłuchiwanych z użyciem tortur.Nauczył mnie ich Efraim, a może nawet sam je wymyślił.Ale do przesłuchania nie doszło.Kapitan wyraził tylko uprzejme życzenie, by tata zechciał oprowadzić jego i jego ludzi podrukarni: zgodnie z posiadanym przez niego wykazem powinna się ona znajdować w piwnicybudynku.Kończąc przeszukanie, zabrali z piwnicy trochę gotowych wydruków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]