[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strażnik pieczęci skończył.Złożył kartki i czekał.Po kilku minutach Filip Piękny uniósł podbródek znad dłoni. Panie Wilhelmie rzekł dokładnie poinformowaliście nas o bolesnychsprawach.Kiedy już osądzimy, zniszczycie to.Wskazał na welinową teczkę..aby ślad pozostał tylko na dnie naszej pamięci.Nogaret skłonił się i wyszedł.Zapadła długa cisza.Nagle ktoś wykrzyknął: Nie!To wstał książę Karol i powtarzał: Nie , jakby nie mógł przyjąć prawdy dowiadomości.Ręce mu drżały, policzki pokryły się wypiekami, nie mógł powstrzy-mać łez. Templariusze. rzekł z błędnym wzrokiem. Co mówicie, Karolu? zapytał Filip Piękny.Nie lubił, aby mu ktoś przypominał tę nazbyt świeżą sprawę.Jak każdemuz tu obecnych, z wyjątkiem Izabeli, brzmiał mu jeszcze w uszach głos wielkiegomistrza: Przeklęci aż do trzynastego pokolenia waszego rodu..Lecz Karol nie myślał o przekleństwie. Tej nocy wyjąkał tej nocy oni byli razem. Karolu rzekł król byliście bardzo słabym małżonkiem, udawajcieprzynajmniej mocnego księcia.Były to jedyne słowa pociechy, jakie młody człowiek otrzymał od ojca.Dostojny Pan de Valois nic jeszcze nie powiedział, a tak długie milczenie byłodla niego męczarnią.Skorzystał z odpowiedniej chwili i wybuchnął: Na rany boskie! wykrzyknął. Dziwne rzeczy dzieją się w królestwie,i to nawet pod dachem króla! Ginie rycerstwo, Sire, mój bracie, a z nim razemcały honor.Po czym zapuścił się w gwałtowną krytykę, w której mętny patos był podszytysporą ilością perfidii.129Dla Valois wszystko było logiczne.Doradcy króla, z Marignym na czele,chcieli obalić zakony rycerskie, ale za jednym zamachem waliła się w gruzy praw-dziwa moralność.Legiści urodzeni byle jak wynajdywali nie wiedzieć jakie no-we prawa, wywleczone z rzymskich urzędów, aby zastąpić nimi dobre stare prawofeudalne.Rezultat nie dał na siebie czekać.Za czasów wypraw krzyżowych nie-wiasty przez długie lata były osamotnione; umiały zachować swą cześć, a żadenwasal nie odważył się ich zbezcześcić.Teraz wszystko stało się hańbą i nierządem.Jakże to? Dwaj giermkowie. Jeden z tych giermków należy do waszego dworu, mój bracie rzekłoschle król. Tak jak drugi, mój bracie, jest starszym giermkiem waszego syna odparłValois, wskazując na hrabiego de Poitiers.Ten rozłożył długie ręce. Każdy z nas może zostać wyprowadzony w pole przez osobę, której zaufał. Otóż właśnie to! wykrzyknął Valois, który ze wszystkiego wyciągałwnioski. Otóż to, nie może wasal popełnić gorszej zbrodni niż porwać się nauwiedzenie żony swego suzerena i pogwałcenie jej czci.D Aunayowie musieli-by. Uważajcie ich za zmarłych, mój bracie przerwał król.Wykonał ręką niedbały, a jednocześnie stanowczy gest, który był bardziej wy-mowny niż najdłuższe uzasadnienie wyroku, po czym ciągnął dalej: Musimy teraz rozstrzygnąć los wiarołomnych księżniczek.Poczekajcie,mój bracie, aż wpierw zapytam moich synów.Mówcie, Ludwiku.W chwili gdy Ludwik Nawarry otwierał usta, schwycił go atak kaszlu, a dwieczerwone plamy wystąpiły mu na policzki.Przeczekano, aż przestanie się krztu-sić.Gdy wreszcie odzyskał oddech, wykrzyknął: Wkrótce powiedzą, że moja córka jest bękartem.Oto co powiedzą! Bękart! Jeśli wy pierwsi to głosicie, Ludwiku odrzekł król z pewnością inninie omieszkają tego powtórzyć. Rzeczywiście. rzekł Karol de Valois, który jeszcze nie pomyślał o tejewentualności, a w jego wypukłych, niebieskich oczach zalśnił osobliwy błysk. A czemuż by tego nie głosić, jeżeli to prawda? podjął Ludwik, tracącnad sobą panowanie. Zamilczcie, Ludwiku. rzekł król Francji, uderzając w poręcz swegokrzesła. Raczcie tylko doradzić, jaką karę należy zastosować wobec waszejmałżonki. Odebrać jej życie odpowiedział Kłótliwy. Jej i tamtym dwóm.Wszystkim trzem.Zmierć, śmierć, śmierć!Powtarzał śmierć przez zaciśnięte zęby, a jego ręka ścinała w powietrzugłowy.Wtedy Filip de Poitiers, poprosiwszy spojrzeniem króla o głos, powiedział:130 Ból was oszałamia, Ludwiku.Joanna nie ma na sumieniu tak wielkiegogrzechu jak Małgorzata i Blanka.Z pewnością jest bardzo winna, gdyż popierałaich grzeszne skłonności i tym się wielce zhańbiła.Ale pan de Nogaret nie zdobyłdowodu, jakoby popełniła wiarołomstwo. Więc każcie mu ją katować, a zobaczycie, czy się nie przyzna krzyknąłLudwik. Pomagała splamić honor mój i Karola.Jeśli nas miłujecie, zastosujcietę samą miarę do niej, co do obu tamtych zdrajczyń.Filip de Poitiers odczekał chwilę. Drogi mi jest wasz honor, Ludwiku, lecz Franche-Comt nie mniej.Obecni spojrzeli po sobie, a Filip uzasadnił: Macie, Ludwiku, na własność Nawarrę, którą dziedziczycie po naszej mat-ce.Już jesteście królem, a mieć będziecie, oby Bóg dał jak najpózniej, Francję.Ja posiadam tylko Poitiers, którym mnie raczył obdarzyć nasz ojciec, i nie je-stem parem Francji.Ale dzięki małżeństwu z Joanną jestem hrabią palatynemBurgundii i panem na Salins, gdzie kopalnie dostarczają mi lwiej części moichdochodów.Niech więc Joannę zamknie się w klasztorze, dopóki czas wszystkie-go nie zatrze, lub na zawsze, jeżeli tego wymaga wasz honor, oto co proponuję;niech się jednak nie nastaje na jej życie.Dostojny Pan Ludwik d Evreux, który dotychczas milczał, poparł Filipa. Mój bratanek ma rację tak wobec Boga, jak i królestwa rzekł wzruszo-nym głosem, ale bez emfazy. Zmierć jest sprawą poważną.Dręczy nas myślo naszej własnej śmierci i nie powinniśmy w gniewie skazywać na nią kogokol-wiek.Ludwik Nawarry spojrzał na niego spode łba.W rodzime i to od dawna istniały dwa klany.Valois cieszył się sym-patią swoich bratanków Ludwika i Karola, którzy mieli słabe charaktery, ulegaliwpływom i z otwartymi ustami podziwiali jego gadatliwość, pełne przygód życiei utracone trony.Natomiast Filip de Poitiers przypominał swego stryja d Evreux,człowieka spokojnego, prawego, rozważnego, który nie zawracał głowy współ-czesnych własnymi ambicjami, ale całkowicie zadowalał się swymi normandzki-mi dobrami, którymi rozsądnie zarządzał.Obecni nie zdziwili się więc, widząc, że popiera ulubionego bratanka.Znaliich duchowe powinowactwo.Bardziej nieoczekiwana była postawa Valois, który po wygłoszeniu namiętnejmowy pozostawił Ludwika bez poparcia, a sam także wypowiedział się przeciwkarze śmierci.Klasztor wydał mu się karą zbyt łagodną dla winowajczyń, alewięzienie, twierdza dożywotnia podkreślił z naciskiem to ostatnie słowo oto co doradzał.Taka łagodność nie była wyrazem wrodzonych skłonności tytularnego eks-ce-sarza Konstantynopola.Mogła wynikać tylko z kalkulacji.Obrachunku tego do-131konał niezwłocznie, gdy Ludwik Nawarry wypowiedział słowo bękart.W isto-cie.W istocie, jaki był obecny stan następstwa tronu? Ludwik nie miał żadnegospadkobiercy poza małą Joanną, na której przed chwilą zaciążyło poważne podej-rzenie nieślubnego pochodzenia, co mogło stanowić przeszkodę do ewentualnegowstąpienia na tron.Karol nie miał potomstwa, żona jego Blanka wydała na świattylko dzieci martwo urodzone.Filip de Poitiers miał trzy córki, ale skandal mógł-by ewentualnie i na nie rzutować.Gdyby więc skazano na śmierć obwinione małżonki, trzej książęta pospie-szyliby się pojąć żony i mieliby wszelkie dane na nowe potomstwo; natomiastgdyby skazano ich małżonki na dożywotnie więzienie, w dalszym ciągu związa-ni ślubem nie będą mogli zawrzeć nowego małżeństwa i tym samym skuteczniezapewnić ciągłości dynastii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]