[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie.Wdarłaby się w tę wąską szczelinę jakszatan, a potem znowu spłynęłaby na dół.A wszystko, co będziesię wtedy znajdować w tej zamkniętej przestrzeni, zostanie starte naproch.- Co jest, John? - dobiegł go z góry ostry głos Pierce'a.- Nie dam rady - powiedział Ducane.- Musisz spróbować.Nogi trzymaj nieco niżej od głowy.Poszukajjakiegoś dobrego oparcia dla stóp.Potem po prostu zacznij przesuwaćsię plecami, a nogami poruszaj tak, jakbyś szedł.- Nie spróbuję, Pierce.Nie mam siły.Nie martw się.Kiedynadejdzie czas, woda mnie podniesie.- Chyba zwariowałeś.Uważaj, schodzę na dół.Ducane nie zdążył w porę przesunąć swego zdrętwiałego ciała.Pierce spadł na niego, przewracając go w stale podnoszącą się wodę.- Przepraszam.O Boże.Mógłbym spróbować ci pomóc, aleprzecież ledwo dałem radę wnieść Mingo.Boże, co my teraz zrobimy?Gdybym tylko wziął ze sobą linę.nawet mi to do głowy nieprzyszło.Ducane'owi udało się wstać. Lada chwila się załamię" -pomyślał.Nie wiedział, czy będzie to załamanie ducha, czy też ciała.Jego duch i ciało zlały się teraz w jeden zimny ból i mrok. Muszęzrobić wszystko, żeby przeżyć" - nakazał sobie.- Moglibyśmy.zrobić.linę.z naszych ubrań.- powiedziałz wysiłkiem, opierając się o ścianę.- Racja! Szybko, szybko.Możesz się rozebrać? Podrzyj wszystkona pasy.294- Już jestem rozebrany, ale to ty będziesz musiał zająć siędarciem.Masz.Ducane niezdarnie wydostał się z podkoszulka i spodenek.Sprawiał wrażenie człowieka, który stracił orientację we własnymciele i musiał od nowa szukać umiejscowienia swoich kończyn.Zacząłniepohamowanie dygotać.- Potrzymaj twoje ubranie, najpierw podrę swoje.Jezu, jakie tomocne.Tracę siłę.- Drzyj wzdłuż bocznych szwów - powiedział Ducane.- Namiłość boską, tylko niczego nie upuść, już nigdy byśmy tego nieznalezli.Trzymaj jeden koniec, a teraz ciągnij, ciągnij.- Rozległ sięcichy trzask.- Dobra, teraz to, ciągnij.Jak myślisz - wystarczy?Materiał oczywiście trochę się rozciągnie.Będziesz potrafił je związać?Zrób węzeł rafowy.- Nie mam czucia w rękach - powiedział Pierce drżącym zezdenerwowania głosem.- Spróbuj się skupić na węzłach.Pokaż - świetnie.Teraz Pierce,posłuchaj mnie uważnie.Wejdziesz na górę z jednym końcem liny.Drugim końcem obwiążę się w pasie.Nie widzę innego wyjścia.Potem ty będziesz powoli ciągnął, a ja zrobię, co mogę, żeby ci pomóc.Uważaj, żeby nie stracić równowagi, a jeżeli zacznę spadać, puśćmnie.Jeżeli się nie podniosę, to trudno.Nie schodz po mnie; potemmożesz nie mieć siły na powrót.Może mi się uda coś zrobić, kiedywoda się podniesie.No, ruszaj się.Pierce opuścił go z cichym jękiem.W nasilającym się hukuwzbierającej wody Ducane nie słyszał odgłosów wspinaczki.Usiadłna krawędzi dziury, popuszczając mokrą linę.Po jakimś czasie linaznieruchomiała.- Masz ją jeszcze? - doszedł go z góry głos Pierce'a.- Tak.Chyba wystarczy, żeby się obwiązać.- Ale czy dam radęzrobić węzeł?" - pomyślał.Głupio zrobił, że nie poprosił o to Pierce'a.Bardzo powoli przepasał się liną i zrobił węzeł.- Ciągnij powolutku,a ja spróbuję się wspinać. To niewykonalne" - pomyślał.- Absolutnie niewykonalne".Woda, z której dopiero co się wydostał, już sięgała mu do kolan.Huczenie w jego głowie miało teraz metaliczne, przytłaczającebrzmienie, przywodzące mu na myśl nocne koszmary z dzieciństwa.295 Gdybym tylko potrafił się modlić" - pomyślał.- Gdyby istniałojakieś zródło, z którego mógłbym czerpać dla siebie siłę".Siedziałskurczony w dziurze.Nie miał nawet tej odrobiny siły, którapozwoliłaby mu dzwignąć się choć parę centymetrów w górę.Jego nogi były sztywne, zmarznięte i bezwładne, a nagie plecyczyniły nadaremne wysiłki, ślizgając się to w górę, to w dół polodowatej skale.Jego nagie ciało wisiało bezwładnie pomiędzydwiema ścianami. Gdybym tylko zajął czymś umysł, mogłobyto pomóc mojemu ciału.Cokolwiek, cokolwiek".Tuż przed jegooczami w powietrzu unosiło się coś białego.Przepłynęła przed nimtwarz kobiety; poruszała się, była jak płynący po niebie księżyc -niewyrazna, lecz uważnie w niego wpatrzona.Uświadomił sobie, że już nie siedzi, lecz jest zawieszonypomiędzy dwiema ścianami. Zostań, zostań, zostań" - powiedział domigoczącej twarzy, jednocześnie niemal ukradkiem koncentrując sięna swych szukających oparcia stopach i plecach.Nad sobą słyszał głosPierce'a - niewyrazny, głuchy, niezrozumiały.Lina nadal ciągnęła gow górę.Ducane bardzo, bardzo powoli się podciągnął.Teraz było munieco łatwiej.Blada twarz zaczęła mu kogoś przypominać.Położył się na skalnej półce. Te ciepłe gwiazdki pod moimipowiekami to pewnie łzy" - pomyślał nieprzytomnie.Pierce gorozcierał i usiłował włożyć rękę Ducane'a do rękawa swetra.- Czekaj, Pierce, czekaj, czekaj.Chwilę pózniej Ducane usiadł.Wyciągnął przed siebie skostniałeręce i doknął jakiejś ciemnej płaszczyzny, która mogła być Pierce'em,Mingo, skałą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]