[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tymdrugi oszczep czasem wypadał mu z dłoni, gdy bardzo się spieszył.Filo-kles rzucał daleko i dokładnie, za to zbyt wolno.Nadto kiepsko radził sobiez koniem - jezdził już wprawdzie coraz lepiej, lecz wciąż ustępował w tympozostałym.Kineasz postanowił nie wystawiać Filoklesa - Spartanin był zresztą wpełni świadom swych niedostatków.Po zakończonych ćwiczeniach wezwałwszystkich i zwrócił się do nich tymi słowami:- Pamiętajcie, że te tereny zamieszkują wyborni jezdzcy.Nie mówiętylko o Sakach.Nasi hippeis muszą być lepsi od jazdy większości miastgreckich, równie dobrzy jak jazda tracka czy tesalska.Dzisiejsze ćwiczeniauważam za udane.Zaprowadzcie teraz konie do stajni.Potem Filokles,Diodor, Lykeles, Laertes i Kojnos pójdą ze mną do gimnazjonu.Pozostalipochodzą po mieście.Przyjrzyjcie się ulicom.Zapamiętajcie, gdzie są bra-my i tylne wyjścia.Nie patrzcie tylko na winiarnie.Getyjski niewolnik, Sitalkes, odprowadził Kineaszowego wierzchowca izaczął go wyczesywać.Nikiasz posłał mu niechętne spojrzenie.Kineasztymczasem szedł już do gimnazjonu.Koszary przy gimnazjonie były wprawdzie nieduże, lecz posiadały spo-ro udogodnień.W ścianach głównej sali, tuż za portykiem, tkwiły licznekołki na płaszcze.Do owej sali przylegała kuchnia, w której gotowałodwóch miejscowych niewolników, następne duże pomieszczenie oraz dwaduże pokoje Kineasza.Opodal, na tyłach budynku, znajdował się piec, orazschody wiodące do pasażu, po którego obu stronach znajdowały się drzwido sześciu pokoików z pryczami dla żołnierzy.Zajęli oni dwa z nich, poło-żone bezpośrednio nad kuchnią.Były to pomieszczenia nieogrzewane,lepsze jednak niż namiot.137Dotarłszy do swego pokoju, Kineasz rozebrał się, otarł zimny pot z na-pierśnika, wyczyścił hełm, po czym położył jedno i drugie na stojaku przyłóżku, a pas do miecza powiesił na ścianie.Założył na siebie przyzwoitątunikę i sandały, i udał się do głównej sali.- Teraz musimy wyglądać jak arystokraci - zwrócił się tam do Diodora.- Obiecuję, że się postaram - odrzekł Diodor.Kojnos uśmiechnął się szyderczo.- To raczej miejscowi powinni dowieść, że są dobrze urodzeni - po-wiedział.- Wyglądają jak ostatni prowincjusze.Czekając na pozostałych, Kineasz wysłał do gimnazjonu niewolnika zpytaniem, czy wolno im korzystać z tego budynku.Jako najemnicy cieszylisię pewnymi przywilejami, nie mieli jednak statusu obywateli.Lepiej byłosię upewnić.Na sali pojawił się Lykeles.- Mam ochotę sprawić sobie niewolnika do czyszczenia koni - powie-dział, drapiąc się po głowie.- Ten smród.Niewolnik posłany do gimnazjonu wrócił z garścią glinianych krążków.- To dla panów - powiedział.- Po tych krążkach rozpoznaje się gości.Kineasz dał chłopcu obola.- Poćwiczmy może - zwrócił się do swych ludzi.Olbijski gimnazjon prezentował się okazalej niż ten w Tomis, choćurządzono go z mniejszym smakiem.Fasada była z kamienia, na stopniachzaś, również kamiennych, widniały brązowe delfiny.Były tam podgrzewa-ne podłogi i ciepłe łaznie, a ciężka pozłacana płyta z brązu na portykuoznajmiała, że ten budynek to dar, jaki miasto otrzymało od archonta Leu-kona, syna Satyrosa.Kineasza napis rozbawił, bo dopiero w tym miejscu archont raczyłujawnić swe imię.Gdy niewolnicy odebrali od nich płaszcze i sandały, Kineaszowi najem-nicy udali się krótkim korytarzem do chłodnej przebieralni, aby w drew-nianych szafkach powieście swoje tuniki.Dwóch obecnych tam mężczyznprzerwało rozmowę i przyglądało im się w milczeniu.Rozgadali się znowu,138jak tylko pięciu żołnierzy wyszło z przebieralni na płytę gimnazjonu.Tam również wszyscy od razu zamilkli.Na pokrytej piaskiem płyciestało co najmniej dwunastu olbijskich obywateli.Kilku z nich ćwiczyłociężarkami, jeden szorował drugiego skrobaczką.Diodor rozejrzał się dokoła i wzruszył ramionami.- Kineaszu, może małe zapasy?Było zbyt chłodno, by zwlekać.Kineasz przyjął pozycję do walki zDiodorem, Kojnos i Lykeles zaczęli rozgrzewać zziębnięte mięśnie, Laerteswziął się za podnoszenie ciężarów.Diodor udał, że chce chwycić Kineasza za nogi, złapał go jednak za ra-mię i przewrócił.Padając, Kineasz przytrzymał głowę przeciwnika i w tensposób obaj wylądowali na ziemi.Po chwili jednak znów stali naprzeciwsiebie.W drugim starciu Diodor był ostrożniejszy, lecz nie udało mu sięsprowokować Kineasza do żadnego fałszywego ruchu.W pewnym mo-mencie Kineasz unieruchomił rękę Diodora i starał się go powalić na zie-mię.Diodor uderzył go mocno w żebra, ale Kineasz zręcznie podłożył munogę i Diodor niemalże się przewrócił.Obaj znowu stanęli przed sobą,rozgrzani już i zadyszani.Kineasz uniósł ręce, dłońmi na zewnątrz, w wysokiej gardzie, Diodorzaś trzymał dłonie nisko, przy ciele.Przez jakiś czas krążyli wokół siebie.Kątem oka Kineasz zauważył, że większość obecnych w gimnazjonieuważnie im się przygląda.Nagle Diodor uderzył, przebijając się przez gar-dę, i trafił Kineasza w czoło.Kineasz zachwiał się, a Diodor przypadł dońszybko i, wciskając mu kolano między nogi, powalił przeciwnika na płytkąwarstwę piasku i usiadł na nim okrakiem.Kineasz poczuł lekki ból w bio-drze.Po chwili obaj znów wstali.Pot lał się z nich strumieniami.- Niezła akcja - powiedział Kineasz, pocierając obolałe biodro.- Też tak uważam - odparł Diodor.- Sam każesz mi ćwiczyć i się roz-wijać.A z ciebie może być jeszcze całkiem przyzwoity zapaśnik.Odbyli jeszcze dwie walki, obie wygrane przez Diodora.Potem za bok-sowanie zabrali się Kojnos z Lykelesem.%7ładen z nich nie był tak szybkijak Kineasz ani też równie silny jak Ajas, obydwaj jednak walczyli solid-nie, choć trochę na pokaz.139Nikt poza tą czwórką nie zgłosił się do walki.Wszyscy miejscowi ary-stokraci stali milcząco przy fontannie, patrząc na najemników.Idąc w ich stronę, Kineasz przypomniał sobie o bezowocnych wysiłkachtowarzyskiego zbliżenia się do macedońskich oficerów z armii Aleksandra.Podszedł teraz do najstarszego mężczyzny w gimnazjonie, chudzielca zniemalże białą brodą.- Witaj - powiedział Kineasz.- Jestem tu gościem i chciałbym pobie-gać.Gdzie tu się biega?Starzec wzruszył ramionami.- Ja biegam na swojej podmiejskiej posiadłości.Jak chyba każdy wol-ny człowiek.Kineasz uśmiechnął się.- Pochodzę z Aten - powiedział.- Nasze posiadłości znajdują się zbytdaleko od domów, byśmy mogli na nich ćwiczyć.Dlatego wiele razy obie-głem tam amfiteatr i agorę.Starzec przychylił głowę, jakby przyglądał się baranowi na aukcji.- Doprawdy? Masz własną posiadłość? Zdumiewasz mnie, młodyczłowieku.Myślałem, że jesteś korsarzem.Kineasz zaczął napinać mięśnie nogi, jakby znów się rozgrzewał.Spojrzał na starca i stojących obok ludzi.- Mój ojciec przed śmiercią należał do najmajętniejszych posiadaczyw Atenach.Eumenes.Mogłeś coś o nim słyszeć.Nasze statki dobijały dotych brzegów.- Przenosząc nacisk na drugą nogę, dodał z emfazą: - A mójprzyjaciel Kalchas dalej z wami handluje.Z grupki wysunął się mężczyzna z pokaznym brzuchem, wskazującymna brak ruchu.- Ja handluję z Kalchasem.Znasz go?Kineasz starł piasek z uda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]