[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet jeśli miał listę paszportów poszukiwanych", niesprawdził jej.Takie zaniedbanie na pewno nie miałoby miejsca naMiędzynarodowym Lotnisku im.Imama Chomeiniego, ale w ramachukłonu w stronę kapitalizmu Kish Air organizowało loty do mniej za-tłoczonego, tańszego Tappeh.W Tappeh mieściła się baza wojskowa,więc zamknięto ją na cały rok, a potem ponownie otwarto dla mię-dzynarodowych lotów mniejszych przewozników.Brian Douglas jako Sam Wallingford siedział w fokkerze i czekałna odlot.W głowie odtwarzał sobie poranne wydarzenia.Co stało sięz Soheilem? Pomimo jego zapewnień, \e znajduje się poza wszelkimipodejrzeniami, musiał wiedzieć, \e tak nie jest.Odłączony telefon,radio, zasłony, strzelba.A mimo to spotkał się z Douglasem.Przekazał mu skarb.To ludzie Soheila z MinisterstwaBezpieczeństwa zaczęli coś podejrzewać.Mo\e skojarzyli, \eprzesyłał dokumenty poza wewnętrzną sieć w ministerstwie.Wysłalitylko dwóch oficerów, \eby przesłuchali Soheila.A Soheil ju\ nanich czekał ze strzelbą myśliwską.Zastrzelił ich, a potem zabrałjednemu z nich pistolet i zastrzelił siebie.A teraz broń drugiegooficera le\ała na dnie kanału burzowego, a nie w mieszkaniu Soheila.Tak naprawdę wcale go nie potrzebował; trzeba było go nie zabierać.Gdyby ogłuszył kierowcę mercedesa ręką, a nie rękojeścią broni,człowiek ten le\ałby teraz nieprzytomny, a nie martwy, z tyłuswojego samochodu przy drodze do małego lotniska.186Nigdy wcześniej nie zabił niewinnego człowieka.Uderzył za mocno.Zachował się jak nowicjusz.Nienawidził się za to.Fokker zaczął kołować.Jeszcze dwie godziny, zanim znajdzie sięna wyspie Kisz.Dwie godziny, w ciągu których policja mo\e znalezćzaginionego kierowcę mercedesa.Mo\e znalezć mercedesa, pomimomiejsca, gdzie został zaparkowany, pomimo zamazania błotem nu-merów rejestracyjnych.Mo\e się zorientować, \e małe lotnisko pro-wadzi loty na małą wyspę wypoczynkową w Zatoce.Mo\e zadzwonićdo biura odpraw albo do VEVAK na Kisz.Spojrzał na małe rozcięcie na szwie starej marynarki.Myślał, \e toza du\e ryzyko wozić australijski paszport pod podszewką, \e to głu-pie przygotowywać awaryjny sposób opuszczenia kraju.Pamela miałajednak rację, jak zawsze.Miał nadzieję, \e dobrze zorganizowała te\następne posunięcie.Kiedy samolot wystartował, pomyślał o tym, co teraz robi Bowers:zabiera rzeczy Simona Manleya z hotelowego pokoju.Płaci za Manleyai za siebie w recepcji.Właśnie teraz odlatuje do Johannesburga.Czybaza danych biura odpraw na lotnisku Chomeiniego powią\e wizęBowersa z Manleyem? Gdzie jest pan Manley? Wyjechał na jedendzień do Szirazu.Brian Douglas zamknął oczy, ale nie mógł zasnąć od wstrząsówsamolotu przelatującego nad górami.Serce nadal mocno mu waliło.Myśli wcią\ galopowały.Biedny człowiek z mercedesa.Nic tego nieusprawiedliwia.Ale dysk ukryty w skarpetce jest warty tego, \ebyDouglas zaryzykował własne \ycie, uciekał samotny, nie pierwszejmłodości, w przebraniu.Nikt inny by tego nie wydobył.Soheil i jegoojciec nie zaufaliby nikomu innemu.A co, gdyby ojciec Soheila nie pra-cował ju\ w kiosku z gazetami? Douglas wyszedłby na głupca i wróciłdo domu z pustymi rękami.Ale ojciec był na miejscu i wszystko za-działało.Nie do końca tak jak trzeba, ale zadziałało.Dzięki Bogu, \ePamela uparła się przy tym planie awaryjnym.Obudził go wstrząs przy lądowaniu.Odrobinę odpoczął.Bolały gokości.Terminal był nadspodziewanie du\y i nowoczesny.Powtórzył sobiew myślach kolejne punkty planu Pameli.Znalazł męską toaletę.Zegarekpokazywał 11.40.Był dziesięć minut za wcześnie.Czy Omani ju\ tu był?187Podszedł do ostatniej kabiny i pchnął drzwi.- Bardzo przepraszam, ale było otwarte, ja.- Omani z majtkamiwokół kostek trajkotał do niego po arabsku.Omani pojawił się wcześ-niej i czytał gazetę.Zamiana gazet zajęła trzy sekundy.Brian Douglaswszedł do kabiny obok.Dokumenty wyglądały porządnie.Paszportnowozelandzki z wyjazdową wizą z Kisz.Bilet na Hormuz Airlines,wylot za kilka minut do Szarii.Ktoś musiał za to dostać niezły bak-szysz, ale to nigdy nie stanowiło \adnego problemu w Iranie.W całym Iranie nie znalazłoby się drugie takie lotnisko, gdzie pa-sa\erowie przylatujący mieszali się z tymi, którzy wylatywali z kraju.Ale tak było na Kisz.Teheran zgodził się, by utworzono tutaj strefęwolnocłową pod kątem turystyki międzynarodowej.Nowe, wysokiehotele przy pla\y przypominały Dubaj.Wszystko tutaj tchnęło pewnąswobodą.Chiny miały Hongkong.Iran miał Kisz, przepuszczalnąbłonę, miejsce, gdzie dopuszczano swobodny handel, gdzie ludzie wy-glądali inaczej.Ustawił się w kolejce do odprawy.Czekał na nich ił, który wyglą-dał, jakby odkupiono go od Aerofłotu.Zostały przed nim jeszcze tyl-ko dwie osoby, kiedy usłyszał wezwanie w farsi.- Wallingford, profesor Wallingford, proszony jest o zgłoszenie sięna komisariat policji lub do urzędnika celnego.Zcisnęło go w \ołądku.Czy\by Omani wszystko zepsuł? Ale przecie\on nie był Samuelem Wallingfordem.Ju\ nie.Był NowozelandczykiemAverym Daltonem.Uśmiechnął się do biletera.Wspiął się po schod-kach do iła.Samolot ledwo wystartował, a ju\ podchodził do lądowania.Brianprzestraszył się, \e zawrócił na Kisz na wezwanie policji lub urzędni-ka celnego.Ale nie, to nie było małe lotnisko, i to nie była wyspa.Aup.Wylądowali jak tona cegieł.Nie, to ju\ nie był Iran.To była Szaria wZjednoczonych Emiratach Arabskich.Tak głosił napis nad stanowi-skiem celnym i imigracyjnym.Witamy w Zjednoczonych EmiratachArabskich.- Proszę pana ze mną, panie Avery - powiedział celnik.Przejechałpaszportem pod skanerem optycznym.- Słucham? Nazywam się Dalton.Avery to moje imię - wyjąkał.188- Nie mamy zapisu pańskiej wizy wjazdowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]