[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy wszystkiesię tam znalazły, cofnęła się o krok i szczęśliwa jak dzieckopodziwiała całą grupę.A kiedy uruchomiła mechanizmy, ciszępustego domu wypełniła prawdziwa kakofonia dzwięków.Walce mieszały się z charlestonami, szkockie melodie z rytmamiflamenco, zaś dziewięć dam tańczyło swój taniec specjalniedla niej.Patrzyła na tę wirującą barwną grupę i nie zdawała sobiesprawy, że łzy płyną jej po policzkach.Poczuła, że płacze,Siostry z klanu MacGregor 267dopiero kiedy słone krople zaczęły zbierać się w kącikach ust.Zasłoniła dłońmi mokrą twarz i stała bez ruchu, dopóki nieucichła ostatnia melodia, a roztańczone damy nie zastygływ najdziwniejszych pozach.- To się musi skończyć - szepnęła przez łzy.- Jak mamspokojnie wszystko przemyśleć, skoro on cały czas mi w tymprzeszkadza? To się musi skończyć - powtórzyła i wybiegłaz kuchni.Branson siedział przy komputerze i pracował w skupieniu.Kolejne sceny przepływały przez jego głowę i za pośrednictwem szybkich palców przenosiły się na ekran, który lśniłw ciemnym pokoju błękitnawą poświatą.Najwyrazniej chwilowy kryzys minął, bo pisało mu się terazdużo lepiej.Właśnie doszedł do fragmentu, w którym detektywScully był o krok od zakochania się w demonicznej doktor Mirandzie Kates.Tym razem twardy glina okazał się bezradnywobec uroku tej niebezpiecznej kobiety i gotów był zapomniećdla niej o swoim zadaniu, rzucić wszystko w diabły i ulec fascynacji.Całe szczęście nim zdążył popełnić jakieś głupstwo,kapryśna pani doktor rzuciła go i zajęła się kimś innym, zaśScully przechodził typowe męki twardziela, któremu złamanoserce.- Dobrze ci tak, mała depresja wyjdzie ci tylko na dobre- mruknął pod nosem Branson.Pomyślał sobie, że dzięki cierpieniu jego bohater stanie się bardziej ludzki, a przez to bliższyczytelnikom.Czy w poprzednich częściach Scully nie był zbytzimny, surowy i powściągliwy? Zawsze w pełni kontrolowałsytuację, nie popełniał żadnych błędów, przez co mógł byćmało wiarygodny.Za to teraz Branson postanowił dać mu szkołę życia.- Tak, tak, przyda ci się to, bracie.Wyjdziesz z tegobogatszy wewnętrznie - tłumaczył swojemu bohaterowi, którego właśnie ulokował w ciemnym pokoju z butelką whiskyi paczką papierosów w ręku.268 NORA ROBERTSPoczuł się znużony, więc przestał pisać i przetarł dłońmi zmęczone oczy.Swoją drogą, pomyślał, łatwo powiedzieć, że cierpienie uszlachetnia.Znacznie trudniej samemu cierpieć.Zresztą,na co komu szlachetność? Niedawno zachował się bardzo szlachetnie i co z tego miał? Nic, prócz zmartwień, których najmniejw tej chwili potrzebował.Za to potrzebował Amelii, pragnął jejjak powietrza, a ona jak na złość nie przychodziła.yle to wszystko rozegrałem, stwierdził niezadowolony.Kark zesztywniał mu od długiego siedzenia, więc podniósł sięi zaczął krążyć po pokoju.Od ubiegłej niedzieli setki razy analizował całą sytuację i zastanawiał się nad tym, co zrobił zle.Wiedział już, że największym błędem było zatajenie spiskuDaniela MacGregora.Powinien był powiedzieć jej o nim natychmiast, jak tylko sam się zorientował.Gdyby tak zrobił,być może skończyłoby się tylko na żartach ze starego swata.Jak na złość nawet się o tym nie zająknął, bo doszedł downiosku, że cała ta historia z matrymonialnymi planami Daniela jest śmieszna i niewarta zachodu.Poza tym, musiał touczciwie przyznać, uznał, że mówienie Amelii o pomysłachdziadka mogłoby zaszkodzić jego planom wobec niej.Za nicw świecie nie chciał ryzykować.Jak się okazało, całkiem słusznie obawiał się, że kiedy Amelia usłyszy, co wymyślił jejdziadek, przestraszy się i ucieknie, zanim Branson zdoła rozkochać ją w sobie.A potem sprawy potoczyły się bardzo szybko.Zaangażowałsię tak bardzo, że prawie zapomniał, komu zawdzięcza swojąznajomość z Amelią Blade.Był tak pochłonięty własnymiprzeżyciami, że nic go nie obchodziły machinacje Daniela.Liczyła się tylko ona.I kiedy stało się wreszcie to, o czym marzył, kiedy Ameliaprzyszła do niego i spędzili cudowną noc - wszystko diabliwzięli.Jak mógł być tak nieostrożny, tak popędliwy? Po copowiedział, że ją kocha, skoro zdawał sobie sprawę, że niejest jeszcze gotowa do przyjęcia takich wyznań?Siostry z klanu MacGregor 269Wsunął ręce do kieszeni i podszedł do okna.U jego stópmiasto migotało tysiącami świateł, szerokimi alejami ciągnęłysamochody, które stąd wyglądały jak świetliste rzeki.Płynęływ różnych kierunkach, były mniejsze lub większe, żółte alboczerwone.Na wodach zatoki kołysały się niewidoczne w ciemności statki.Za to ich drobniutkie lampki pozycyjne kojarzyłymu się z świętojańskimi robaczkami, które widywał w dzieciństwie podczas wakacji nad morzem.Westchnął ciężko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]