[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Poco wchodzicie? powtórzy³, bacznie patrz¹c na stoj¹cego ko³o drzwi cz³owieka i nie-znacznie posuwaj¹c siê do biura. PoznaliScie mnie? Jestem Sielaninow.By³em u was w Poroninie, towarzyszu.Przycho-dzê raz jeszcze ostrzec was.Je¿eli zrobicie zamach na konstytuantê.Nie skoñczy³, bo w kurytarzu rozleg³ siê przeci¹g³y, trwo¿ny dzwonek.To Lenin, ostro¿nie skradaj¹c siê, doszed³ do biurka i nacisn¹³ guzik elektryczny.Wbieg³ Chalajnen z ¿o³nierzami. Wexcie go! rzek³ spokojnie Lenin. Ten cz³owiek zakrad³ siê do mnie i grozi³ mi.Finnowie porwali Sielaninowa i wywlekli go z pokoju.Lenin rzuci³ siê na sofê i natychmiast usn¹³.By³ straszliwie znu¿ony, a sumienie mia³ spokojne.Nie s³ysza³ nawet, ¿e na podwórzu, tu¿ pod jego oknami, hukn¹³ samotny strza³ rewolwe-rowy i rozleg³ siê ponury g³os Chalajnena: Wyrzuciæ cia³o na ulicê!.Zegar wydzwoni³ jeden raz.G³ucho, przeci¹gle, niby na pogrzeb.Godzina widm i djab³Ã³w minê³a.182ROZDZIA£ XXII.W domu pañstwa Bo³dyrewych po pewnym czasie zapanowa³ spokój.S³owo to nie zupe³-nie SciSle okreSla³o stan rzeczy.W³aSciwie ¿adnego spokoju nie by³o.Zjawi³a siê mo¿liwoSæistnienia.W prze¿ywane krwawe, burzliwe czasy podnosi³o siê to do potêgi szczêScia.Po zdobyciu Piotrogrodu przez komunistów mieszkanie in¿yniera Bo³dyrewa zosta³o za-rekwirowane.Na szczêScie dosta³o siê ono jego dawnym robotnikom.¯y³ z nimi zawszew dobrych stosunkach, wiêc narazie nie robili ¿adnych przykroSci, pozostawiwszy dla rodzi-ny w³aSciciela mieszkania, a swego by³ego dyrektora dwa pokoje i rozlokowawszy siê w in-nych z ¿onami i gromad¹ dzieci.Dra¿ni³y i smuci³y pañstwa Bo³dyrewych dochodz¹ce odg³osy t³uczonych zwierciade³i porcelanowych drobiazgów, ³oskot przewracanych mebli, niemilkn¹cy ani na chwilê ha³as,tupot nóg uganiaj¹cych po mieszkaniu dzieciaków, niesfornych, wrzaskliwych, k³Ã³tnie kobiet,waSni¹cych siê o zagarniêt¹ kanapê, kobierzec lub o miejsce przy piecu w kuchni.Przyzwy-czaili siê stopniowo do nowej sytuacji.¯yli, staraj¹c siê nie pokazywaæ ludziom na oczy i jaknajmniej spotykaæ siê z nimi, chocia¿ nieraz spostrzegli, ¿e ¿ony robotników wynosz¹ z do-mu rzeczy, nale¿¹ce do mieszkania, i sprzedaj¹ je na mieScie. Trudno! szepta³ Bo³dyrew do ¿ony. Nie smuæ siê, Masza! Je¿eli burza przeminie, jak z³ysen, nabêdziemy wszystko, co stracimy.Usprawiedliwiam robotników.Co maj¹ biedacy robiæ?Zagarnêli wszystko w swoje rêce, a teraz z g³odu przymieraj¹.Fabryki pozostaj¹ nieczynne, pracanie idzie, bo przeró¿ne komitety naradzaj¹ siê, uk³adaj¹ nowe plany, k³Ã³c¹ siê.Nikt nic nie p³aci,chleba, miêsa, mas³a na targu niema.Ludzie wprost zmuszeni s¹ grabiæ i sprzedawaæ zrabowanerzeczy! Chwa³a Bogu, ¿e choæ nikt nas nie rusza, ¿e mamy swój k¹t i synów przy sobie!To mówi¹c, prze¿egna³ siê nabo¿nie i, z wdziêcznoSci¹ spojrzawszy na Swiêty obraz, obj¹³ ¿onê. Masz s³usznoSæ, drogi! szepnê³a. Wczoraj, gdy chodzi³am na poszukiwanie kaszyi mleka, spotka³am genera³ow¹ Uszakow¹.Opowiada³a mi wprost przera¿aj¹ce rzeczy! Donich codzieñ wyrywa³y siê bandy czerwonych gwardzistów, dokonywa³y rewizyj, wynosi³ywszystko, co wpada³o pod rêkê, l¿y³y, potr¹ca³y, a w koñcu uprowadzi³y ze sob¹ genera³a.Pani Uszakowa daremnie poszukuje mê¿a ju¿ drugi tydzieñ. Zabity? spyta³ Bo³darew, bledn¹c i wylêk³ym wzrokiem spogl¹daj¹c na ¿onê. Z pewnoSci¹.Ona sama te¿ tak mySli, lecz jeszcze ³udzi siê nadziej¹! odpar³a.Straszne czasy! Kara, dopust Bo¿y!Oni jednak czuli siê zadowoleni.Pamiêtnego dnia zdobycia Pa³acu Zimowego, Bo³dyrew z synem Piotrem póxno w nocyodnalexli Grzegorza.Mia³ silnie pot³uczon¹ pierS, lecz móg³ opuSciæ szpital.Maj¹c mandatAntonowa Owsienko, Bo³dyrew zabra³ syna i przewióz³ go do domu.183Od tego czasu ¿yli jak w norze lecz doSæ spokojnie.Ca³y kapita³ rodziny, z³o¿ony w banku, dosta³ siê w rêce zdobywców Piotrogrodu, a w dwa dnipóxniej równa³ siê zeru, gdy¿ Rada komisarzy ludowych znios³a system pieniê¿ny i zniszczy³a wszel-kie papiery wartoSciowe.Bo³dyrewowie jednak posiadali sporo srebra, klejnotów, ubrania, bieliznyi futer, mogli wiêc prowadziæ handel zamienny z przybywaj¹cymi do stolicy wieSniakami.Dawa³o to mo¿noSæ istnienia ca³ej rodzinie.Pani Bo³dyrewa na piecyku naftowym sporz¹-dza³a skromne obiady, wcale do kuchni nie zagl¹daj¹c, gdzie z dniem ka¿dym rozpala³a siêcoraz bardziej za¿arta wojna domowa pomiêdzy ¿onami robotników, a za ich namow¹ i wSródmê¿czyzn.Nieraz wieczorem, po powrocie robotników z wieców i nigdy nie skoñczonychnarad, rozleg³y siê ohydne wyzwiska, przekleñstwa, a po nich ponure wycie, ³oskot padaj¹-cych mebli brzêk rozbijanych szyb odg³osy bójek.Nieraz po takiej burdzie Bo³dyrewowie musieli iSæ i robiæ opatrunek potrubowanym.Bija-tyki sta³y siê codziennem zjawiskiem.Dopomaga³a temu wódka.Chocia¿ alkohol pozosta-wa³ zakazany, jednak wszechmocni ¿o³nierze, pod pozorem rewizji, zaczêli plondrowaæ sk³a-dy win i sklepy monopolu spirytusowego, sprzedaj¹c zdobycz z wolnej rêki.Ze wszystkiem tem godzi³a siê inteligentna, kulturalna rodzina in¿yniera.Pani Bo³dyrewa, widz¹c, jak lekkomySlny i bezwolny m¹¿ jej zmienia siê pod wp³ywemniespodziewanie spadaj¹cych ciosów; jak powoli zacieSniaj¹ siê bli¿sze wiêzy duchowe po-miêdzy nim a synami, od paru lat zgorszonymi panuj¹cemi w domu stosunkami, nieraz my-Sla³a, ¿e dopiero teraz czuje siê naprawdê szczêSliwa, tak¹, jak¹ by³a w pierwszych latachma³¿eñstwa.Bez skargi i rozgoryczenia znosi³a drobne przykroSci, niewygody i pracê, którejzmuszona by³a siê podj¹æ dla mê¿a i synów.Pomagali jej, jak mogli.Robotnicy mieli poddostakiem.Dziwnej siê wydawa³o, ¿e takie zwyk³e, oddawna funkcjonuj¹ce urz¹dzenia, jak wodoci¹-gi miejskie i stacja elektryczna, kierowane rêkami nowych administratorów bolszewików,zaczê³y szwankowaæ i nieraz przerywa³y swoj¹ dzia³alnoSæ.Rury wodoci¹gowe i kanalizacyj-ne zamarza³y i pêka³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]