[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogładził wieżę i w tej chwili usłyszał, że Jehan mówi coś do siebie stojąc wotworze przebitym w nawie północnej.Zamknął oczy ipomyślał: "Przetrwaliśmy.Niech to będzie punkt zwrotnyna lepsze!" Wydawało mu się, że za przymkniętymi oczamiwidzi suche dni nabierające rozpędu, ruszające ku światłu.Usłyszał dobiegające z dachu uderzenia młota i naglepoczuł podniecenie patrząc na to, co trzymał w rękach.Przypomniał sobie rysujące się w powietrzu nad katedrąlinie i wzruszenie ścisnęło go za gardło.Poczuł w sobienową energię.Uniósł głowę, otworzył oczy i chciał jużotworzyć usta w modlitwie dziękczynnej.Ale zamarł wmilczeniu.Z królestwa Pangella wyłoniła się Goody.Zrobiła trzy szybkie kroki, zatrzymała się i cofnęła jużwolniej o krok.Potem ruszyła przed siebie w kierunkuskrzyżowania naw, lecz nie patrzyła na nie, tylko w bok.Jedną ręką zaciskała płaszcz pod szyją, w drugiej niosłakoszyk.Patrzyła w bok, jakby przechodziła obok ogiera lubbyka.Nogi uniosły ją poza granice wytyczonej drogi, ramięnieomal ocierało się o ścianę.Czuło się, że jej stopy nie mająsiły posuwać się naprzód.Oczy wyglądały jak dwie czarneplamy w kredowobiałej twarzy, dolna warga opadłaukazując półrozchylone usta; można by wziąć tę kobietę za osobę niespełna rozumu, gdyby tak miłe stworzenie możnao obłęd posądzić i gdyby nie jawny strach malujący się najej obliczu.Ten wyraz strachu przyciągnął uwagę Jocelina,który spojrzał w kierunku, gdzie patrzyła Goody.Czas byłteraz odruchami lub też nie był wcale czasem.Nicdziwnego, że stwierdził, iż wie, na co ona patrzy, zanimjeszcze zobaczył majstra, kierownika budowy.RogerMason stał z nogą opartą o dolny szczebel najniższejdrabiny rusztowania otaczającego filar po stroniepołudniowo-wschodniej.Zszedł z drabiny wpatrując się wGoody.Skręcił.Szedł teraz po posadzce, a ona pełzła corazto wolniej pod ścianą.Kuliła się, kurczyła, odwracaławzrok.Była tam jak przygwożdżona do muru; Rogerspoglądał w dół i mówił coś z przejęciem, a ona wciążpatrzyła przed siebie, z otwartymi ustami, potrząsającgłową.Dziwna pewność ogarnęła Jocelina.Widział,wiedział, jak sprawa wygląda.Widział, że to jeden zpojedynków.Widział ból i smutek.Widział - jak wmodlitewnym jasnowidzeniu - że otacza ich jakaśniezwykła atmosfera.Widział, że znajdują się jakby wnamiocie, który odgradza ich od reszty ludzi, i widział, żeoboje lękają się tego namiotu, lecz są bezsilni.Rozmawiali teraz poważnie, spokojnie.I choć Goody nadal potrząsała zuporem głową, nie odchodziła, nie mogła odejść, boniewidzialny namiot zamykał ich w swym wnętrzu.Wrękach trzymała koszyk, ubrana była tak, jakby wybierałasię na targ, nie miała powodu rozmawiać z jakimkolwiekmężczyzną, a tym bardziej z majstrem.Wystarczyłopotrząsnąć głową i odejść.Mogła łatwo zignorować tegotęgiego człowieka w skórzanych spodniach i brązowejkurtce z granatowym kapturem, nie musiała sięzatrzymywać na jego widok.Można było minąć go zodwróconą głową: jego ręka nie dotykała jej ręki.Ale onastała patrząc na niego z ukosa, choć jej ciemne, nieruchomeoczy i wargi mówiły: "Nie".Nagle rzuciła się naprzód,jakby chciała zerwać jakieś więzy.Ale i to na nic się niezdało, bo niewidoczny namiot, tworzący z nich parę,rozciągał się nadal nad nią.Znajdowała się w jego wnętrzu,pozostanie w nim zawsze, tak jak teraz, choć szła szybkonawą boczną, a policzki jej nie były już kredowobiałe, leczczerwone.Roger Mason stał patrząc za nią, jakby nikt i niena całym świecie nie miało dla niego znaczenia, jakby nicnie mógł na to poradzić i czuł się tym udręczony.Odwróciłsię tyłem do Jocelina, a gdy drzwi w północno-zachodnim rogu katedry zatrzasnęły się za Goody, podszedł do drabinyjak lunatyk.Z jakiejś czeluści wnętrza Jocelina buchnął gniew.Migałamu w pamięci twarz, która się pochylała przed nim co dzieńpo błogosławieństwo, słyszał jej spokojny śpiew wkrólestwie Pangalla.Uniósł brodę i z jakichś mrocznychgłębi wypełnionych oburzeniem i bólem padło słowo:"Nie".Wydało mu się nagle, że odnawiające się życieświata to rzecz plugawa, wzbierająca fala brudu, i aż mutchu zabrakło.Dojrzał otwór w ścianie nawy północnej ipospieszył tam, by się przezeń wydostać na światło dzienne.Słyszał z daleka kpiące uwagi robotników i w swojejwzmożonej wrażliwości odgadł, na jakie się wydałpośmiewisko wyłaniając się nagle z katedry z przedmiotemswego szaleństwa w dłoniach.Zawrócił i wpadł z powrotemdo kościoła.Z nawy północnej wynurzył się właśnie małyorszak.Szła w nim Rachela Mason z małym tobołkiem narękach.Złożył machinalnie życzenia i udzieliłbłogosławieństwa, a tymczasem żona strażnika porwała odniej dziecko i poniosła je do kaplicy do chrztu.Pozostałwięc z Rachela, która musiała się zatrzymać.I choć przedoczami miał ciągle jeszcze Rogera i Goody, zaczął słuchać wyjaśnień Racheli.Nie mógł pojąć, jak kobieta, nawetzadraśnięta (oczy wychodziły jej z orbit, czarne warkoczeopadły na policzki), może mówić w ten sposób.Zdruzgotałago nie tyle jej gwałtowność, ile treść jej słów.Bo Rachela, ztwarzą dygocącą jak szyba podczas burzy, wyjaśniała mu,dlaczego nie ma dziecka, chociaż się modli, by je mieć.Kiedy byli razem z Rogerem, ona w najbardziejniewłaściwym momencie zaczynała się śmiać, nie mogła siępowstrzymać od śmiechu - nie jest bezpłodna, jak można bymyśleć i jak ludzie mówią, nie, na Boga! Ale nie możepowstrzymać się od śmiechu, a z kolei i on zmuszony jest sięroześmiać.Dziekan stał zakłopotany, pełenniedowierzania, póki kobieta nie odeszła w krużganek, byzdążyć na chrzest.Stał u stóp rusztowania i czuł, że płoniew nim jakaś cząstka natury kobiecej.Kobiety były na ogółoględne w słowach, nawet jeżeli mówiły za dużo - dziewięćtysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy.Ale zadziesięciotysięcznym razem opowiadały rzeczy rażąconiewłaściwe, odsłaniały to, co winno być trzymane wtajemnicy, jakby pełne wściekłości łono obdarzone zostałojęzykiem.I ze wszystkich kobiet na świecie właśnieona.niemożliwe, niewiarygodne, ale właśnie Rachela to zrobiła.Nie, musiała zrobić pod wpływem swej gwałtownejnatury, w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie,zwracając się do niewłaściwej osoby.Obnażyła życie, wktórym królowała farsa i okropność: pstry klown wczerwono-żółtym stroju wymachujący w izbie torturświńskim pęcherzem na kiju.Powiedział zjadliwie dotrzymanego w rękach modelu:- Niezgłębione kobiece zuchwalstwo!Klown uderzył go świńskim -pęcherzem w pachwinę,a on zatrząsł się ze śmiechu, który przeszedł w dygot.Krzyknął głośno:- Brud! Plugastwo!Otworzył oczy i usłyszał własne słowarozbrzmiewające na skrzyżowaniu naw.Stal tam przyprowizorycznych drzwiach wiodących na krużganekPangall; wyglądał na przestraszonego.W na półświadomym wysiłku, by słowa jego miały jakiś sens i byukryć ich prawdziwe zródło, Jocelin zakrzyknął znowu:- Ohydnie tu brudno! Brud wszędzie!Ale przez kościół szli teraz ludzie: starzy kamieniarzeMel i Jehan, wybrany na pomocnika przez Rogera.Jehan śmiał się, gdy mijali Jocelina, nie zwracając wcale na niegouwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Faulkner William Absalomie,Absalomie
    William Faulkner Absalomie, Absalomie
    Roderick Gordon & Brian Williams Tunele 01 Tunele
    Cinda Williams Chiima [Heir The Dragon Heir (v5.0) (epub) i
    Cinda Williams Chima [Heir 02 The Wizard Heir (v5.0) (epub) i
    097. Heretyk Mocy II UchodĹşca ( Sean Williams & Shane Dix) 28 lat po Nowa Era Jedi
    William Inboden Religion and American Foreign Policy, 1945 1960, The Soul of Containment (2008)
    William G. Rothstein Public Health and the Risk Factor, A History of an Uneven Medical Revolution (2003)
    William Blum Killing Hope, US Military and CIA Interventions Since World War II (2003)
    Paranormal Dating Agency 4 Curves 'Em Right Milly Taiden
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl