[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mżawka.Jasna cholera! Zimno i mokro.- Pózniej odwrócił się i dorzucił śpiewnym tonem: - Nie mogą się spodziewać, że będziemy latać w takiej zupie!Odpowiedzieli mu mieszaniną śmiechu, pojękiwań i kociej muzyki.Zpryczy nad nim Tommy usłyszał głos pilota:- Może ktoś chciał przedrzeć się przez druty.Może o to chodzi.Jakiś jeniec odpowiedział mu z sarkazmem:- Wy wszyscy, chłopcy z myśliwców, myślicie tylko o jednym: że ktośzwiewa na własną rękę.62 -Po prostu rozumujemy w sposób niezależny - odpalił pilot myśliwca,żartobliwie machając sąsiadowi ręką.Kilku innych roześmiało się.-Mimo to konieczna jest zgoda komisji ucieczek - wtrącił się Tommy,wzruszając ramionami.- A po ostatniej klapie w tunelu wątpię, czy onipozwolą jeszcze komuś popełnić samobójstwo.Nawet szalonemudżokejowiz mustanga.Ten komentarz spotkał się z akceptującym pochrząkiwaniem.Z zewnątrz nadal słychać było gwizdki i głuchy tupot obutych stóp - tojeńcy ustawiali się w szyku.Mieszkańcy baraku sto jeden zaczęli naciągaćwełniane swetry i skórzane kurtki lotnicze, wiszące na sznurach przeciągnię-tych pomiędzy łóżkami.Ponaglali ich krzykiem strażnicy.Tommy mocnozasznurował buty, złapał wyblakłą czapkę i szybko włączył się w tłum ze-skakujących z łóżek jeńców.Wybiegając z baraku, popatrzył na przygnębia-jąco szare niebo.Poczuł na twarzy kropelki drobnego deszczu i przenikliwy,mglisty chłód, przenikający przez ochronne warstwy bielizny, swetra i kurt-ki.Natychmiast postawił kołnierz, skulił ramiona i ruszył na plac apelowy.Po chwili zobaczył coś, co niemal zatrzymało go w miejscu.Dwa tuziny niemieckich żołnierzy w długich, zimowych szynelach i sta-lowych, połyskujących wilgocią hełmach otaczało ubikację mieszczącą sięmiędzy barakami sto jeden i sto dwa.Uważnie, twardym wzrokiem spoglą-dali na alianckich lotników, trzymając w pogotowiu karabiny.Odnosiło sięwrażenie, że czekają tylko na komendę.Do Abortu prowadziło jedno wejście, przy końcu drewnianego budy-neczku.Komendant obozu von Reiter, w narzuconym na ramiona szarympłaszczu z lamówkami z czerwonej satyny, bardziej pasującym na wieczórw operze stał koło drzwi ustępu.Jak zwykle, trzymał w dłoni jezdziecki pejcz,którym miarowo uderzał po wypolerowanych cholewach wysokich, czarnychbutów.Kilka kroków od niego stał wyprostowany jak trzcina Fritz NumerJeden.Von Reiter nie zwracał uwagi na strażnika - patrzył na pospieszniemijających go jeńców.Gdyby nie nerwowe wymachiwanie biczem, pułkow-nik wyglądałby jak drzewo na skraju odległego lasu, stojące prosto niezależ-nie od pory dnia i pogody.Oczy komendanta przesuwały się po szeregachustawiających się w szyku więzniach, jakby sam chciał ich policzyć albo roz-poznać twarze tych, którzy go mijali.Jeńcy ustawili się grupami i stanęli na baczność, zwróceni tyłem do ubi-kacji i otaczającego ją oddziału.Kilku usiłowało zobaczyć, co się dzieje zaich plecami, ale przeszkodziła im w tym komenda:  Naprzód patrz!".Wszy-scy byli podenerwowani - nikt nie lubi mieć za plecami uzbrojonych ludzi.Tommy słuchał uważnie, lecz nie mógł się domyślić, co dzieje się wewnątrzAbortu.Potrząsnął leciutko głową i powiedział półgłosem:- To znakomite miejsce do wykopania tunelu.Kto to wymyślił?Ktoś z tyłu odpowiedział:63 -Ci geniusze co zwykle, tak sądzę.Sytuacja normalna.-Wszystko spieprzone.- dorzuciło jak na komendę kilka innych głosów.Włączył się jeszcze jeden jeniec:-No, ale jakim cudem szkopy to wykryły? Ludzie, to najlepsze i najgor-sze miejsce do kopania.Jeśli człowiek wytrzyma ten smród.-No właśnie, jeżeli.-Niektórzy faceci gotowi są czołgać się w gównie, byle tylko stąd sięwydostać - stwierdził Tommy.-Ale nie ja - usłyszał odpowiedz.Ktoś inny równie szybko sprzeciwiłsię temu.-Człowieku, gdybym mógł stąd wyjść, przelazłbym przez coś znaczniegorszego.Do diabła, zrobiłbym to nawet za przepustkę na dwadzieściacztery godziny.Tylko za jeden dzień, Chryste Panie, nawet za pół dnia podrugiejstronie tego pieprzonego drutu.-Zwariowałeś - odpowiedział pierwszy głos.-Możliwe, ale siedzenie w tym bagnie nie wpływa najlepiej na mój stanpsychiczny.Rozległ się pomruk oznaczający zgodę.- Tam idzie nasz stary - szepnął jeden z lotników.- A także Clarkie.Wyglądają, jakby mieli ogień w oczach.Tommy dostrzegł starszego oficera amerykańskiego, którzy przeszedłprzed frontem szyku i skierował się do Abortu.MacNamara maszerowałz energią i precyzją instruktora musztry z West Point.Major Clark, któregonogi wydawały się dwa razy krótsze od kończyn przełożonego, starał siędotrzymać mu kroku.Gdyby nie powaga na twarzach obydwu oficerów, sy-tuacja wydawałaby się komiczna.- Może oni rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi - mruknął ten samgłos.- Przynajmniej mam taką nadzieję.Już przemokły mi nogi.Ledwieczuję palce.Ale odpowiedzi długo nie było.Jeńcy stali na baczność przez następnepół godziny, marznąc i od czasu do czasu dla rozgrzewki przestępując z nogina nogę.Na szczęście przestało siąpić, nawet niebo pojaśniało od wschodzą-cego słońca, oświetlającego szeroki, szary szmat ziemi.Po upływie godziny jeńcy dostrzegli pułkownika MacNamarę i majoraClarka, jak w towarzystwie von Reitera przechodzą przez główną bramę obozudo biura komendanta.Więzniowie wciąż jeszcze nie zostali policzeni - Tom-my uznał to za rzecz zaskakującą.Nie wiedział, co się dzieje i był corazbardziej ciekawy.Wszystko, co nie zgadzało się z rutyną obozowego życia,stawało się na swój sposób pożądaną nowością.Dlatego, że było nietypowei przypominało jeńcom o całkowitej izolacji.Hart podświadomie liczył nawykrycie przez Niemców nowego tunelu.Podobały mu się przejawy buntu,64 nawet jeżeli sam nie czuł się na siłach brać w nim udział.Imponowała mupostawa Bedforda, który rzucał chleb Rosjanom.Odczuwał zdziwienie i za-dowolenie, gdy obserwował lekkomyślne postępowanie Lincolna Scotta przypodnoszeniu piłki.Cieszyło go wszystko, co mu uświadamiało, że jest nietylko jeńcem wojennym, ale i prawdziwym człowiekiem.Takie sytuacje zda-rzały się jednak bardzo rzadko.Po długim oczekiwaniu przed szeregiem więzniów pojawił się Fritz Nu-mer Jeden i wydał głośną komendę:-Spocznij.Poranne odliczanie opózni się jeszcze trochę.Wolno palić.Nie rozchodzić się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    John Dalmas Yngling 1 The Yngling
    John Dalmas Farside 01 The Lion of Farside
    John Norman Gor 25 Magicians of Gor
    John Norman Gor 23 Renegades of Gor
    John Norman Gor 12 Beasts of Gor
    John Norman Gor 22 Dancer of Gor
    John Norman Gor 21 Mercenaries of Gor
    416+%282%29
    Kodeks 632 Dos Santos Jose R
    ŁYSIAK WALDEMAR TEKSTY z GP i NGP
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kbotik.keep.pl