[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głosie Cnthy słychać było strach, aleton Leo był zupełnie wyprany z emocji.Przeszedł tak wiele, że już nic nie czuje, uświadomiła sobie Eve.Rose zaczęła się zsuwać ze stołka, gdy Eve rozwiązała ostatni supeł.Eve asekurowała ją,żeby się upewnić, że jej głowa nie uderzy o betonową podłogę.- Eve, pomóż mi - krzyknęła Jess.- Nie mogę uwolnić Petera.Ręce mi się ślizgają.-wyciągnęła dłonie do Eve, jej palce były całe u mazane krwią Petera.- Cześć, Peter.Cześć, stary - powiedziała Eve.podchodząc do Jess.- Zaraz cię stądwydostaniemy.- Spojrzała na przyjaciółkę.- M usimy zatrzymać krwawienie.- Gdzie ja jestem? - Peter rozglądał się nerwowo, jakby po raz pierwszy w życiu widział jeobie.- Jesteś w szkole, słonko oznajmiła spokojnie Jess.Eve nie sądziła, że kiedykolwiek usłyszyprzyjaciółkę, zwracającą się do brata w ten sposób - W budynku liceum.Peter zmarszczył brwi.- To nie jest liceum Skąd się tu wziąłem?Pewnie jest w szoku, stwierdziła Eve.Zdołała uwolnić jego dłonie i zaczęła pracować nadkostkami.- Pózniej - odezwała się Jess.- Wszystko ci pózniej wyjaśnię.- Chwyciła żabot bluzki, jednejz dziesięciu rzeczy, które umieściła na liście do uratowania w pierwszej kolejności nawypadek pożaru, szarpnęła dziko i paskiem jedwabnego szyfonu owinęła ciasno ranę Petera.Jak niby mu wyjaśnią, co się wydarzyło? - zastanawiała się Eve.Zresztą teraz to nieistotne.- To nie działa - krzyknęła Jess.Eve rzuciła okiem na prowizoryczny opatrunek.Krew jużzdążyła przez niego przesiąknąć.- Potrzebny mu lekarz.Powinnam była wezwać karetkę, gdy tylko tu zeszłyśmy.Potrzebujemy pomocy, jeśli chcemy wszystkich stąd wyprowadzić, zanim wróci demon.- Demon? - krzyknęła Cathy.Elisha zaczęła płakać.- Demon brzmi niezle - zauważył wypranym z emocji głosem Leo.- Nie mamy czasu czekać na pomoc - sprzeciwiła się Jess.- On może wrócić w każdej chwili-- Wiem, ale ich jest zbyt dużo.A ty.nie czujesz się najlepiej, Jess.Jess otworzyła usta, żeby zaprotestować.- Wiesz, że to prawda - uprzedziła ją Eve.- Jeśli zdołałam cię wyprzedzić w biegu, to znaczy,że jesteś chora.Ale to nic.To wszystko wkrótce się skończy.Nic ci nie będzie.Eve wyjęła z torby komórkę.- Nie ma zasięgu.Idę na górę.Jess kiwnęła głową i zaczęła owijać ramię Petera swoim paskiem.Przeskakując po dwa-trzystopnie, Eve wciąż słyszała kojący głos przyjaciółki.Na korytarzu jeszcze raz sprawdziła zasięg.Trzy czarne kreski.Właśnie wciskała 911, gdyzza rogu wyszedł ojciec Luke'a.Gwałtownie odetchnęła.Pastor Thompson niósł swojegosyna na rękach! Ciało Luke'a było zupełnie bezwładne.- Co się stało? - krzyknęła, gdy duchowny podszedł, - Czy Lukę dobrze się czuje? Proszę gostąd zabrać, tam jest demon.Zaraz wróci.Musi pan wynieść Luke'a I wezwać pomoc.Na dolejest jeszcze sześć osób.Wszyscy stracili dużo krwi.Jedna z nich.Serce się jej ścisnęło, gdy nagle zrozumiała.To nie był pastor Thompson, nie z tak gniewniewykrzywionymi ustami.To Amunnic! Demon o Wielu Twarzach! I ma Luke'a! Ten telefonod ojca to była.pułapka.- TY wstrętny bydlaku! - wrzasnęła.Gniew sprawił, że moc zaczęła kipieć, gorąca i silna.Dosłownie było widać, jak przebłyskuje przez skórę.Ale nie mogła teraz zaatakować.Niemogłaby tak ryzykować.Nie, gdy w ramionach demona spoczywa Luke.Amunnic roześmiał się, widząc jej wahanie.Jego śmiech ranił uszy jak papier ścierny, a to, żewydobywał się z ciała i ust pastora Thompsona zakrawało na świętokradztwo.Eve usłyszała w głowie głos mistrza Justina.Kopnięcie boczne! Okej, była na tylko jednejlekcji, ale gdyby zdołała zmusić Amunnica, żeby upuścił Luke'a.Raz, dwa i trzy.Obróciłasię i uderzyła, celując w kolano demona.Fala satysfakcji, która ją zalała, gdy usłyszała stęknięcie bólu przeciwnika, była prawie takobezwładniająca jak uderzenie mocy.Bez wahania kopnęła jeszcze raz, w to samo miejsce.Amunnic warknął gniewnie, a potem cisnął Lukiem w otwarte drzwi do piwnicy.Eve poczułaból, słysząc, jak jego ciało spada po betonowych schodach.- Luke! - usłyszała krzyk Jess.- O Boże, Luke!- Twój błąd! - zawołała do demona, który rzucił się na nią z wyciągniętymi rękami.- Nikt niebędzie tak traktować moich przyjaciół.- Wyrzuciła do przodu dłonie, celując w brzuchAmunnica.Z jej palców posypały się błyskawice, jedna za drugą, tak szybkie i gorące, że ażdymiły, jarząc się oślepiającym światłem.Amunnic przywarł do ziemi, unikając ciosów.Wykręcił się i staranował Eve, która odleciałana bok i zderzyła się ze ścianą.Część błyskawic musiała sięgnąć celu - czuła przecież smródpalących się włosów i widziała odymione, łyse miejsce na czaszce Amunnica.Ale większośćz tuzinów ciosów, które posłała, chybiła.Przeleciały mu nad głową i rozbiły okno na końcukorytarza.Szkło rozprysło się na tysiąc kawałków.Demon przygotował się do kolejnego ataku, jeśli uderzy w nią, gdy będzie się opieraćpiecami o ścianę, to będzie jej koniec.Kręgosłup trzaśnie jak zapałka.Na szczęście wludzkiej postaci Amunnic był niezdarny.I znacznie wolniejszy niż Eve.W ostatniej chwili rzuciła się na bok i zamiast niej, demon staranował ścianę.Tynk popękał,gdy wbił się w nią z całym impetem.Eve podskoczyła, uniosła ręce i znów uderzyła.Demon upadł na kolana.Dziwny ruch, aleskuteczny.Jeden z rękawów jego koszuli zaczął się tlić, ale większość pocisków Eve znówminęła.Posłała kolejne, gdy Amunnic stawał na nogi.Jest zbyt silny, pomyślała, gdy zaczął się doniej zbliżać, choć mocą cały czas uderzała w to samo ramię, klatkę piersiową i brzuch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]