[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Clay opowiedział mu również o Carlosie Hernandezie, Wesie Saulsberrym i DamonieDidierze, swoich nowych kumplach z adwokackiego komitetu nadzorczego.Pace słyszał onich wszystkich.Przy drugim piwie spytał:- Sprzedałeś akcje Ackermana, tak? - Rozejrzał się wokoło, ale nikt ich niepodsłuchiwał.Siedzieli w studenckim barze, a wieczór był spokojny.- Sto tysięcy po czterdzieści dwa i pół - odrzekł z dumą Clay.- Dzisiaj na zamknięciu szły po dwadzieścia trzy.- Wiem.Codziennie sprawdzam.- Pora je odkupić.Jutro z samego rana.- Coś się kroi?- Tak.Skoro już o tym mówimy, kup, ile możesz po dwadzieścia trzy i czekaj.- Na co?- Cena się podwoi.Sześć godzin pózniej, a więc przed wschodem słońca, był już w kancelarii,przygotowując się do kolejnego szalonego dnia i niecierpliwie czekając na otwarcie giełdy.Lista spraw do załatwienia miała dwie strony, lecz najważniejszym zadaniem byłonatychmiastowe zaangażowanie dziesięciu nowych prawników i znalezienie pomieszczenia,w którym można by ich ulokować.Rzecz była praktycznie niewykonalna, ale nie miałwyboru; o wpół do ósmej zadzwonił do pośrednika i wyciągnął go spod prysznica.O wpół dodziewiątej przeprowadził dziesięciominutową rozmowę ze świeżo zwolnionym młodymprawnikiem, niejakim Oscarem Mulrooneyem.Biedak, był prymusem w Yale.Zwerbowanogo do wielkiej firmy za wielkie pieniądze, a potem wyrzucono na bruk, bo firmę szlag trafił.Od dwóch miesięcy był żonaty i rozpaczliwie potrzebował pracy.Clay zaangażował go napoczekaniu za siedemdziesiąt pięć tysięcy rocznie.Mulrooney miał czterech kumpli, też zYale, którzy podobnie jak on szukali roboty.Jasne, dawaj ich tu.O dziesiątej zadzwonił do swego maklera.Gdy okazało się, że na akcjach Ackermanazarobił na czysto milion dziewięćset tysięcy z małym hakiem, kazał mu zainwestować całyzysk w dwieście tysięcy akcji po dwadzieścia trzy dolary za sztukę.Przez cały ranekobserwował kurs w Internecie.Kurs ani drgnął.W południe przyszedł Oscar Mulrooney z kolegami, chętnymi do pracy jak harcerzena biwaku.Clay zaangażował ich i przydzielił im zadania:wypożyczenie mebli, podłączenie telefonów, załatwienie wszystkiego, co byłoniezbędne, żeby mogli rozpocząć karierę wyrobników od pozwów zbiorowych.Oscar miał teżposzukać pięciu kolejnych prawników, a ci znalezć pomieszczenie, podłączyć telefony i takdalej, i tak dalej.Narodziła się grupa z Yale.O siedemnastej czasu wschodnioamerykańskiego Philo Products oznajmiła, że kupujepozostałe akcje Ackermana po pięćdziesiąt dolarów za sztukę: doszło do fuzji za czternaściemiliardów dolarów.Clay obserwował ten dramat na ekranie wielkiego telewizora w salikonferencyjnej - samotnie, bo wszyscy pozostali odbierali te przeklęte telefony.Wiadomość ofuzji wyparła z dzienników wszystkie inne wiadomości.CNN wysłało reporterów do siedzibyAckermana w White Plains; czatowali przed głównym wejściem jak sępy z nadzieją, żedyrektor nękanej kłopotami firmy wyjdzie do nich i zacznie łkać przed kamerami.Niekończący się sznur ekspertów i analityków przedstawiał jedną bezpodstawnąopinię po drugiej.Często wspominano o dylofcie.Chociaż Ackermanem od lat zarządzanozle, nie ulegało wątpliwości, że wykończył ich właśnie dyloft.Czy to Philo była producentem tarvanu? Klientem Pace'a? Czy Claya podstępniewciągnięto w grę, której celem była fuzja za czternaście miliardów dolarów? I - to niepokoiłogo najbardziej - jaki wpływ będzie miała ta fuzja na przyszłość Ackermana i dyloftu? Chociażobliczanie zysku z kupna akcji było niezwykle ekscytujące, musiał zadać sobie pytanie, czyoznacza to również koniec marzeń o ich pozwie.Tego nie wiedział i zdawał sobie sprawę, że najpewniej się nie dowie.Był małympionkiem w grze między dwiema gigantycznymi korporacjami.Ackerman ma duże aktywa,powtarzał sobie w duchu.I wypuścił na rynek bardzo szkodliwy produkt, który zrobiłkrzywdę wielu ludziom.Sprawiedliwość zwycięży.Patton French zadzwonił do niego z samolotu - był gdzieś między Florydą a Teksasem- i poprosił go, żeby przez godzinę nie ruszał się z miejsca.Organizował pilną konferencjętelefoniczną adwokackiego komitetu nadzorczego.Jego sekretarka już wydzwaniała dopozostałych.Godzinę pózniej przekręcił do niego z Beaumont, gdzie nazajutrz miał spotkanie zadwokatami od cholesterolu, którzy prosili go o pomoc; czekała go góra pieniędzy, ale -wracając do tematu - za nic nie mógł namierzyć pozostałych członków komitetu.W NowymJorku rozmawiał już z Barrym i Harrym, którzy nie martwili się przejęciem Ackermana.- Mają dwanaście milionów własnych akcji wartych netto co najmniej pięćdziesiątdolarów za sztukę, a kiedy się to wszystko przetoczy, może nawet więcej.Niedawno kupilisześć milionów akcji zwykłych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]