[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój umysł zaczął błądzić wokół dni spędzonych w drodze z Henrykiem.Przypominałam sobie momenty, jakże teraz cenne dla mnie, drobne, nieistotne z pozoru chwile, kiedysię śmiał, upuszczał kukiełkę i w związku z tym przeklinał, kiedy się wygłupiał, kiedy udawał ekstazęwywołaną posiłkiem przyrządzonym przeze mnie.A nawet przypomniałam sobie -nie bez pewnejzazdrości - moment, kiedy uciekł do lasu przed gniewem Palomy i wrócił razem z nią.Trzymali się zaręce, a ona miała na głowie mały wianuszek z kwiatów.Zmuszałam się do czytania, choć niewielerozumiałam z lektury, a o dziesiątej byłam już tak zmęczona, że bez trudu usnęłam.Następnego ranka,po swojej zwykłej przechadzce w parku, dowiedziałam się od Edge'a, że ani pan, ani pani Galliard niewrócili do domu poprzedniego wieczoru.- Nie ma się czym przejmować, panienko - pocieszył mnie,doglądając jednocześnie Daisy ustawiającej podgrzewacze do potraw na kredensie.- Pan czasamiwyjeżdża w ważnych sprawach bez uprzedzenia. 302  Usiadłam przy stole i powiedziałam:- Ale pani Galliard miała wrócić z Sanktuarium wczoraj wieczorem.Zdaje się, że pojechała tam tylkona jeden dzień.- Dokładnie tak, panienko.Zapewne zmieniła zdanie.To się już przedtem zdarzało.- Rozumiem.Dziękuję, Edge.To na razie wszystko.Ledwo skończyłam śniadanie, kiedy zjawił sięznowu, a na jego twarzy malował się wyrazny niepokój.- Przyszli dwaj panowie z policji, panienko - oznajmił przyciszonym głosem.- To znaczy twierdzą, żesą z policji.Pokazali mi specjalne karty, ale są w zwykłych ubraniach.Podobno to detektywi z tegonowomodnego wydziału kryminalistyki.Zaskoczona spytałam:- Czy powiedzieli, o co chodzi?- Pytali najpierw o pana, a kiedy powiedziałem, że nie ma go w domu, spytali, czy mogą rozmawiać zkimś z rodziny.Odparłem, że to może być tylko pani Galliard, ale jej nie ma w domu.Poprosili zatemo kogoś odpowiedzialnego z domowników, więc wskazałam panienkę.Starając się zachować spokój,powiedziałam: - Dobrze, Edge.Zaprowadzcie ich do salonu.Zaraz tam przyjdę.- Dziękuję, panienko.Dokończyłam kawę, otarłam usta serwetką, spojrzałam w lustro, czy włosy mam w porządku, iruszyłam do salonu.Czekali tam dwaj mężczyzni.Jeden był krępej budowy, miał kwadratową twarz iszczeciniaste wąsy, drugi był młodszy, szczuplejszy, gładko wygolony, z jasnymi włosami.- Sierżant Perry, panienko - przedstawił się starszy mężczyzna i wyciągnął legitymację w moją stronę.- Wydział dochodzeniowo-kryminalny.Oto moja legitymacja służbowa.A to jest mój kolega iasystent, detektyw Wooderson.- Dzień dobry, panowie - skłoniłam lekko głowę.- Jestem JemimaLawley, dama do towarzystwa pani Galliard.Może zechcecie, panowie, usiąść.- Dziękujemy, panienko.- Usiedli dosyć sztywno na skrajach wysokich krzeseł.Młodszy wyjąłnotatnik i ołówek, a sierżant Perry powiedział: - Poinformowano nas, że 300  pan Galliard jest nieobecny.Czy może nam panienka powiedzieć, kiedy tu był po raz ostatni?- Ostatni raz widziałam go wczoraj rano około wpół do dziesiątej.Z tego, co powiedział kamerdyner,domyślam się, że wyszedł pózniej tego samego ranka i do tej pory nie wrócił.Nie niepokoiliśmy sięzbytnio, ponieważ czasami wyjeżdża nagle w prywatnych sprawach, ale muszę przyznać, że terazzaczęłam się o niego martwić, sierżancie.Co panów tutaj sprowadza? Czy coś się stało?- Zanim dojdę do celu naszej wizyty, najpierw chciałbym zadać kilka pytań, jeśli nie ma panienka nicprzeciwko temu - powiedział sierżant uprzejmie, lecz stanowczo.-Czy widziała pani wczoraj paniąGalliard? - Widziałam ją przy śniadaniu.O godzinie dziewiątej wyjechała do swego domku wSouthwark.- Czy chodzi o dom zwany Sanktuarium, panienko?- Tak.- I od tego czasu nie widziała panienka żadnego z państwa?- Zgadza się.- Moja ciekawość była rozpalona do białości, tak bardzo chciałam dowiedzieć się, co sięza tym wszystkim kryje.Zauważyłam jednak, że sierżant Perry jest człowiekiem dość ociężałym i wżadnym razie nie da się popędzać.Im szybciej odpowiem na jego pytania, tym prędzej dowiem się,dlaczego je zadaje.- Czy była panienka wczoraj przez cały dzień w domu?- Nie, wyjechałam około godziny dziesiątej.Pojechałam do Granger w hrabstwie Hampshire.Wróciłam przed siódmą.Sierżant Perry głośno pociągnął nosem i pokiwał poważnie głową, rzucającprzy tym ukradkowe spojrzenie na swego kolegę.- Czy ktoś może potwierdzić, że spędziła panienka cały dzień w Hampshire?Rozgniewał mnie tym.Spojrzałam na niego surowo.- Może pan spytać wielmożną markizę Whitchurch i jej syna lorda Henryka Boota, jeżeli panu na tymzależy, sierżancie.Zmieszał się nieco i przesunął palcami po kołnierzyku.- No tak, to wystarczy, panienko. 304  Postanowiłam wykorzystać zdobytą przewagę i oznajmiłam wyniośle:- Chyba już nadszedł czas, by wyjaśnił mi pan powód tych wszystkich pytań.Państwo Galliard zpewnością będą chcieli wiedzieć, o co chodzi, kiedy po powrocie poinformuję ich o wizycie panów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    ANGIELSKI, PET B3 L1.T1
    Torres Armando Encounters with the Nagual (j.angielski)
    Sanderson Catherine Mała Angielka(1)
    ksi%b9%bfka+ +j%eazyk+angielski+ +gramatyka
    Weeks Brent Nocny Anioł 03 Poza Cieniem 2
    Weeks Brent Nocny anioł 02 Na krawędzi cienia
    Angielka Garwood Julie
    Garwood Julie Angielka
    Rosalind Brett Winds in the Wilderness [HR 773, MB 527] (pdf)
    Tony Cleaver Economics The Basics (Routledge 2004)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • immortaliser.htw.pl