[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ka e jejodpoczywa jak dzie d ugi.Opieka to minimum tego, co móg jej ofiarowa w zamian zadarowan ziemi.Ziemia stanowi a zreszt jedyny powód jego obecnej troski o wygodyJohanny.Wiatr zsun pannie m odej kosmyk w osów na twarz.Johanna pu ci a dMacBaina, eby go odgarn z powrotem na rami.Gest by drobny i bardzo kobiecy.Masaotych pofalowanych w osów zdawa a si sp ywa jej po plecach.Johannie tak bardzo dr a, e bukiecik, trzymany przy talii, szybko roni p atki.Nie odszuka a z powrotem d oni pana m odego.MacBaina bardzo to zaniepokoi o,pochwyci wi c jej r i przyci gn oblubienic do swego boku.Nicholas dostrzeg tozaborcze zachowanie i u miechn si.Ceremonia sz a ca kiem g adko do chwili, gdy ojciec MacKechnie kaza pannieodej lubowa m owi mi , szacunek i pos usze stwo.Johanna zastanawia a si przezdobr minut.Potem pokr ci a g ow i zwróci a si do MacBaina.Gestem pokaza a mu, by si schyli i stan wszy na palcach, wyszepta a mu do ucha.- Spróbuj ci pokocha , milordzie, i z pewno ci b szanowa jako swego m a,ale nie s dz , eby z pos usze stwa wiele wysz o.Wiem ju , e bezwarunkowa uleg k ócisi z moim charakterem.Przedstawiaj c swe stanowisko, stopniowo oskubywa a ody ki z p atków.Nie mog aspojrze MacBainowi w oczy, wi c czekaj c na reakcj , wbi a wzrok w jego podbródek.MacBain by zbyt oszo omiony tymi s owami, by zauwa , jak zatroskana jestJohanna.Si powstrzymywa si od miechu.- arty sobie ze mnie stroisz?Nie pyta szeptem.A poniewa nie przejmowa si szczególnie audytorium, jakiemia a ich rozmowa, Johanna postanowi a, e i ona nie b dzie si przejmowa.Odpowiedzia awi c równie mocnym g osem:- Mia abym artowa w po owie przysi gi ma skiej? Chyba nie, milordzie.Jestemmiertelnie powa na.Takie s moje warunki.Czy pan je przyjmuje?Teraz si roze mia.Po prostu nie potrafi si pohamowa.Przyp yw odwagi by uJohanny krótkotrwa y.Wróci y jej zak opotanie i poczucie upokorzenia.Sprawa by a jednakzbyt wa na, by pomin j milczeniem.aaTTnnssFFffooDDrrPPmmYYeeYYrrBB22.BBAAClick here to buyClick here to buywwmmwwoowwcc.AAYYBBYYBBr rZosta a jej tylko jedna mo liwo.Wyprostowa a si , wyrwa a r z u ciskuMacBaina i wepchn a mu w d bukiecik.Potem dygn a przed ksi dzem, odwróci a si iodesz a.Przes anie by o jasne.Mimo to kilku Maclaurinów mia o k opoty z jegozrozumieniem.- Czy dziewczyna sobie idzie? - Keith, dowódca nierzy Maclaurinów wyszepta topytanie dostatecznie g no, by wszyscy go s yszeli.- Ona odchodzi, MacBain - wykrzykn kto inny.- Wygl da na to, e naprawd sobie idzie - stwierdzi ojciec MacKechnie.- Czypowiedzia em co , czym j urazi em?Nicholas chcia pój po siostr.MacBain chwyci go za rami i przecz co pokr ciow.Wepchn baronowi do r ki bukiecik, mrukn co pod nosem i pod za swoblubienic.Przygotowa a si na jego gniew.By a pewna, e rzuci si na ni.Przypomnia a sobie,e jest siln kobiet.Umie wytrzyma jego w ciek.- Czy spróbujesz by pos uszna?Sprawia wra enie, jakby kompletnie straci cierpliwo.Tak zaskoczy Johannswym zachowaniem, e si u miechn a.Pomy la a, e jednak wcale nie jest ca kiembezsilna.Przed chwil stawi a czo o starszemu klanu i zmusi a go do pertraktacji.Nie by aprzekonana, czy wiele zyska a, ale stanowczo nic nie straci a.- Spróbuj - obieca a.- Od czasu do czasu - doda a po piesznie.MacBain przewrócioczami i skierowa wzrok ku niebu.Uzna , e do ju gadania na ten temat.Chwyci j zai powlók z powrotem do o tarza.Musia a podbiega , eby dotrzyma mu kroku.pWidz c u miech na twarzy siostry, Nicholas przesta marszczy czo o.By naturalnie bardzozaciekawiony, czego dotyczy a sprzeczka, ale uzna , e musi doczeka do ko ca lubnejceremonii, eby us ysze , co si sta o.Nie musia jednak czeka tak d ugo.Johanna wzi a od niego bukiecik i zwróci a sido ksi dza.- Prosz wybaczy t przerw , ojcze - szepn a.Ksi dz skin g ow.Znów nakaza jej kocha m a, szanowa go i by mu pos uszn.Tym razem jednak, polecaj c wypowiedzenie przysi gi, doda s owo prosz .- B m a kocha i szanowa , i spróbuj by mu pos uszna od czasu do czasu -powiedzia a Johanna.aaTTnnssFFffooDDrrPPmmYYeeYYrrBB22.BBAAClick here to buyClick here to buywwmmwwoowwcc.AAYYBBYYBBr rNicholas wybuchn miechem.Zrozumia teraz, o co posz o.Maclaurinowie iMacBainowie j kn li jak jeden m.Byli przera eni.Starszy MacBainów rozejrza si dooko a, gniewnym spojrzeniem zmuszaj cobecnych do milczenia.Potem spiorunowa wzrokiem pann m od.- Pos usze stwo i uleg niekoniecznie s tym samym - warkn.- Uczono mnie, e s tym samym - broni a si.- le ci uczono.Mars na jego czole przera a! j tak, e znowu zacz y ponosi j nerwy.Dobry Bo e,naprawd nie by a w stanie przez to przej.Nie mia a do si y.Po raz drugi wcisn a MacBainowi do r ki bukiecik i zebra a si do odej cia.Starszyklanu wepchn kwiatki w wyci gni d Nicholasa i pochwyci Johann , zanim zd asi oddali.- O nie, tylko nie to - szepn.- Nie b dziemy powtarza tego jeszcze raz.- Dlapotwierdzenia swoich s ów obj jej ramiona i unieruchomi j u swego boku.- Powinni mysko czy z tym przed zapadni ciem zmroku, Johanno.Czu a si g upio.Ksi dz wpatrywa si w ni z takim wyrazem twarzy, jakby s dzi ,e straci a rozum.Johanna odetchn a g boko, znowu wzi a kwiatki od brata i powiedzia a:- B agam, niech ojciec zechce wybaczy t drug przerw.Prosz kontynuowaceremoni.Ksi dz otar brwi lnian chust , po czym skupi zainteresowanie na panu m odym.Johanna ma o zwa a na wyk ad o zas ugach, jakich przysparza bycie dobrym m em.Zabardzo zajmowa a j walka z w asnym zmieszaniem.Mia a po uszy swoich strapie.Podj adecyzj i koniec.Pomodli a si krótko i postanowi a ofiarowa swe l ki Bogu.Niech trapi siza ni.Uzna a, e pomys jest s uszny.Mimo to bardzo pragn a dosta od Boga znak, ewszystko naprawd u y si dobrze.Ta my l wywo a na jej twarzy u miech.Ale jej si roi.Jest przecie kobiet , a wi c ostatni z ostatnich istot, które Bóg darzy mi osierdziem, tak wka dym razie powtarza jej wielokrotnie biskup Hallwick.Bóg z pewno ci nie ma czasuucha o jej b ahych troskach.Prawdopodobnie pope ni a grzech pró no ci przez sam my l,e mog aby otrzyma jakikolwiek znak.Cicho westchn a.MacBain us ysza ten odg os ischyli g ow , by spojrze na Johann.U miechn a si s abo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]