[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do zobaczenia w kościele, chłopcy - zaprosiła nas i odwróciłasię do odejścia.- Może być siostra pewna, że przyjdziemy - rzucił Tommy.- Co za brzoskwinka - powiedział John, patrząc, jak szła z po-wrotem do klasztoru przy Pięćdziesiątej Pierwszej Ulicy, a długibiały habit kołysał się u jej stóp.- Niebrzydka pupcia - skonstatował Michael, puszczając domnie oko.- Co wy, kurwa, możecie wiedzieć o dupach - rzucił GrubyMancho zza kontuaru.- Idę się wysikać - oświadczył John, puszczając się biegiemprzez ulicę.- Dłużej nie wytrzymam.- Tylko poczekaj - powiedział do mnie Tommy.- Tym razemwpadnie na twoją matkę.- To się zdarza - stwierdził Michael.- Równie dobrze mógłbysię rzucić przez okno.- Tak czy inaczej powinien się rzucić - powiedział GrubyMancho.- Bezużyteczny śmieć.- Wysmaruj sobie gębę gównem, grubasie - poradził mu Tom-my.- Podpal się - odparł Gruby Mancho.- Wszyscy się podpalcie.Palcie się, aż zdechniecie.Spojrzeliśmy na Grubego Mancho i wybuchnęliśmy śmiechem.Odeszliśmy od jego sklepu i ruszyliśmy do hydrantu, ochłodzić siępo skwarnym dniu.9.Ksiądz Robert Carillo, syn robotnika portowego, równie swobodnieczuł się na stołku w jakimś podrzędnym barze, jak odprawiającmszę.Wychowany w Kuchni Piekła, flirtował z drobnymi przestęp-stwami, zanim odnalazł religijne powołanie.Na trzy tygodnie przedukończeniem szesnastego roku życia wyjechał do seminarium naśrodkowym zachodzie.Kiedy wrócił po dziesięciu latach, powierzo-no mu parafię Najświętszego Serca.W ogóle nie traktowaliśmy go jak księdza.Po popołudniowymmeczu wyskakiwał po pizzę albo wykręcał rękę komu trzeba i zbierałpieniądze na nowy sprzęt sportowy do sali gimnastycznej.Był przy-jacielem.Tak się złożyło, że był też księdzem.Podobnie jak my, ksiądz Bobby miał pokazną kolekcję komiksówi kart z graczami baseballowymi, był zagorzałym fanem boksu iprzedkładał Jamesa Cagneya nad wszystkich innych aktorów.Natyłach kościoła miał małe biuro pełne książek i starych płyt blueso-wych.Na centralnym miejscu wisiała wielka, oprawiona w ramyfotografia Jacka Londona, stojącego na śnieżnej zaspie.Jeżeli kiedy-kolwiek kusiło mnie, żeby ukraść coś księdzu Bobby'emu, było towłaśnie to zdjęcie.Pomimo przestępczych skłonności dzielnicy, kościół posiadałznaczne wpływy, a jego hierarchowie wyróżniali się w życiuspołeczności.Księża prowadzili wśród chłopców nabór do stanuduchownego, prezentując kapłaństwo jako sposób wydostania się zKuchni Piekła.Zakonnice często brały dziewczęta na stronę i prowa-dziły z nimi szczere rozmowy o seksie i przemocy.Księża, zakonnice i bracia zakonni z dzielnicy wiedzieli, jakiejsłużą klienteli i starali się opatrywać nasze fizyczne i psychicznerany.Wysłuchiwali pobitych żon, które przychodziły po ukojenie,pocieszali przestraszone dzieci, pomagali zawsze i gdzie tylko mogli.Dbali, by nie znalezć się poza nawiasem życia dzielnicy, pamiętającjednocześnie, że istniały sytuacje, nad którymi nie mieli kontroli.Duchowni znali reguły obowiązujące w Kuchni Piekła.Wiedzieli,że niektórzy ludzie musieli łamać prawo, aby móc utrzymać rodzinę.Mieli świadomość, że znaczna część naszych ubrań pochodziła znielegalnego przemytu, a mięso, które większość z nas jadła, brałosię z kradzionych ciężarówek.Byli przekonani też, że nie należyzadzierać z takimi ludzmi jak Król Benny.Pomagali nam jednak natyle, na ile potrafili.Oferowali cichy pokój, gorącą kawę i miejsce,gdzie w razie potrzeby można się było wygadać.Niewielu ludzi zdzielnicy oczekiwało od religii czegoś więcej.Ksiądz Bobby opiekował się nami w szczególny sposób i, o tyle,o ile byliśmy zdolni do kochania człowieka z zewnątrz, kochaliśmygo za tę opiekę.Znał problemy, z jakimi borykali się moi rodzice; wiedział o tym,że ojciec bił matkę i zaciągał długi.Próbował łagodzić tę sytuację,rozmawiając ze mną o książkach i baseballu oraz odciągając mnie odłatwych pieniędzy i rozrywek, które oferował Król Benny i jegoludzie.Rozumiał instynktowny opór Michaela przed obcymi, nawet po-chodzącymi z dzielnicy.Widział w nim chłopca, który miał bardzoniewiele powodów, by ufać komukolwiek.Za twardymi słowamiwyczuwał osamotnienie, a lęk pod zawadiacką pozą.Ksiądz Bobbywiedział, że Michael jest chłopcem, który po prostu tęskni za ojcem,mającym do zaoferowania więcej niż tylko pranie swego jedynegosyna.Zostawiał Michaelowi wybór; kładł na jego biurku książkę,która mogła się spodobać, zamiast wręczać mu ją po lekcjach.Pod-sycał jego niezależność, zamiast z nią walczyć.%7łartował z Johnem, dostrajając się do poczucia humoru opartegona obelgach i szybkich ripostach.Wymieniał się z nim komiksami,oddając cenne zeszyty Flasha za poślednie opisy przygód Fan-tastic Four , ignorując szydercze prychnięcia, którymi John kwito-wał transakcje.Na dziesiąte urodziny podarował mu ilustrowanewydanie Hrabiego Monte Christo , czym doprowadził Johna do łez.Wspierał go w cichym pragnieniu zostania artystą, stale podrzu-cając mu papier i ołówki.W zamian za to John ofiarował księdzuBobby'emu oryginalne wersje komiksów, nad którymi pracował.John był też jego ulubionym ministrantem i ksiądz Bobby starał się,by jak najczęściej posługiwał do mszy, nawet jeśli wiązało się to zezwalnianiem go z lekcji.- Z Johna wyrósłby dobry ksiądz - powiedział mi ojciec Bobbywiele lat pózniej.- Był przepełniony dobrocią.Troszczył się o ludzi.Miał jednak talent, podobnie jak wy wszyscy, do znajdowania się wniewłaściwym miejscu i czasie.Wielu ludzi ma ten rodzaj zdolności,ale w jakiś sposób dają sobie radę.John tego nie potrafił.Z całej naszej czwórki jednak najbliższe związki łączyły księdzaBobby'ego z Tommym.Masło nigdy nie pogodził się z faktem, że miał ojca w więzieniu,i chociaż nigdy o tym nie mówił, wiedzieliśmy, że rzucało to cień najego pogodną naturę.Ksiądz Bobby próbował wypełnić tę pustkę.Wwiosenne wieczory grywał z Tommym w koszykówkę jeden najednego , w zimowe wieczory zabierał go na filmy z Jamesem Bon-dem, pomagał mu zajmować się gołębnikiem, który Tommy urządziłna dachu swego domu.Pilnował, by chłopak nigdy nie zostawał samw Dniu Ojca.Ojciec Bobby miał duszę księdza, ale instynkt pierwszorzędnegodetektywa.Stale czujny, jako pierwszy zabierał naszą klasę na wy-cieczki i jako pierwszy kwestionował naszą działalność pozaszkolną.Wiedział, że moi przyjaciele i ja pracujemy dla Króla Benny'ego inie cieszyło go to.Rozumiał jednak potrzebę dorabiania na boku.Wmłodości sam zasilał budżet rodzinny, pracując jako chłopiec naposyłki Lucky'ego Jacka i rodziny Anastasia.Nie martwił się zarabianym przez nas kieszonkowym.Martwił gonastępny krok, moment, w którym poproszą nas, żebyśmy wzięli doręki broń.Nie chciał, żeby nas to spotkało.Chciał zapobiec nieszczę-ściu, byśmy zobaczyli zbyt wiele rzeczy, których nie powinniśmywidzieć.Niestety, niektórym wypadkom ksiądz Bobby nie mógłzapobiec.*W szkolnym audytorium było bez liku balonów i stolików poke-rowych, zastawionych dzbanami piwa i misami pełnymi precli.Naścianach porozwieszano papierowe transparenty z życzeniamiwszystkiego najlepszego młodej parze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]