[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W środku był spory identyfikator z jego nazwiskiem, paskiem magnetyce, nym i spinaczem do przyczepiania do kieszeni, pendrive na smyczy, jeszcze jeden egzemplarz Kodeksu tajnego postępowania w operacjach morskich, dwustronicowa bibliografia na temat Atlantydy – książki mógł przeczytać w bibliotece lub ściągnąć przez sieć, oraz koperta z tymczasowymi hasłami dostępu do sieci komputerowych, ogólnej i medycznej.Crane zawiesił smycz na szyi, przyczepił identyfikator, po czym usiadł przy biurku i przez chwilę wpatrywał się w pusty ekran.W końcu ciężko westchnął, włączył terminal i wpisał tymczasowe hasło.Na moment przerwał, żeby rozmasować miejsce na ramieniu, gdzie wszczepiono mu radiową etykietę.Otworzył edytor i zaczął pisać.Niespecyficzne objawy:Fizjologiczne neurologiczne? – deficytyPsychologiczne – apatia/dysocjacjaSprawdzić objawy kliniczneMożliwe główne przyczyny?Czynniki atmosferyczne/środowiskowe?Zatrucie: układowe lub ogólne?Wcześniejsze schorzenia?Crane odsunął się od biurka i spojrzał na ekran.„Choroba kesonowa? Narkoza azotowa?” – spytał Ashera, gdy jeszcze był na górze.„Raczej to pierwsze niż drugie”, odparł Asher.Dopiero teraz Crane w pełni sobie uświadomił, jak wymijające to były odpowiedzi.W istocie doktor Asher – choć wydawał się taki serdeczny i otwarty – do tej pory praktycznie nie udzielił mu niemal żadnych informacji.Było to irytujące, a nawet dość niepokojące.Pod jednym względem nie miało jednak znaczenia.Teraz wreszcie Crane zaczął rozumieć, dlaczego Asher chciał wezwać właśnie jego-Czy to wszystko staje się już jasne? – usłyszał za sobą czyjś głos.Zaskoczony Crane niemal podskoczył na krześle.Jego serce wyraźnie przyśpieszyło.Gdy się obrócił, zobaczył przed sobą zaskakującą postać.W pokoju stał starszy mężczyzna w wyblakłym kombinezonie.Miał przenikliwe, niebieskie oczy i długie, siwe włosy, zaczesane do góry – wyglądał jak Einstein.Był bardzo niski – miał nie więcej niż metr pięćdziesiąt – i chudy.Crane pomyślał, że może przyszedł coś naprawić.Drzwi do łazienki były zamknięte.Nikt nie zapukał, nie słychać było, jak wchodził.Zupełnie tak, jakby nagle się zmaterializował w jego pokoju.–Przepraszam?Mężczyzna spojrzał na ekran ponad jego ramieniem.–No, no.Tak mało słów, tak wiele znaków zapytania.Crane jednym dotknięciem klawisza wyłączył ekran.–Nie sądzę, bym miał przyjemność pana poznać – powiedział oschle.Mężczyzna się zaśmiał.Miał piskliwy, wysoki śmiech, jak szczebiot ptaka.–Wiem.Przyszedłem, żeby pana poznać.Słyszałem, że na pokładzie pojawił się doktor Crane i to mnie zaintrygowało.– Wyciągnął rękę.– Nazywam się Flyte.–Miło mi pana poznać.Zapadła niezręczna cisza.Crane zastanawiał się nad jakimś uprzejmym, neutralnym pytaniem.–Czym się pan tutaj zajmuje, doktorze Flyte?–Autonomicznymi systemami mechanicznymi.–Co to takiego?–Pytanie godne nowego przybysza.Stacja przypomina miasto na Dzikim Zachodzie.Gdyby był pan entuzjastą westernów tak jak ja, wiedziałby pan, że w takim mieście nie zadaje się dwóch pytań: skąd pochodzisz? i co tu robisz? – Flyte na chwilę zamilkł.– Wystarczy, jeśli powiem, że jestem tu niezbędny.To, czym się zajmuję, jest ściśle tajne.–To chyba przyjemna sytuacja – wyjąkał Crane.Nie wiedział, co odpowiedzieć.–Tak pan sądzi? Niestety, nie.To wcale nie jest przyjemne zajęcie, tutaj tak głęboko pod vduŁ eoc ócdpco.–Przepraszam? – Crane zamrugał.–Boże, jeszcze jeden! – Flyte uniósł oczy do nieba.– Czy już nikt nie zna ojczystego języka? Kiedyś wszyscy cywilizowani ludzie znali starożytną grekę.– Pogroził mu palcem.„Okeanos, chociaż od niego pochodzą, jakie są: rzeki i morze”*.To Homer, mój krajan.Nie zaszkodzi panu, jeśli go pan przeczyta.* Homer.Iliada, pieśń XXI.przekład K.Jeżewska.Crane powstrzymał się od spojrzenia na zegarek.Roger Corbett czekał na niego w mesie.–Cieszę się, że miałem okazję pana poznać…–A ja pana – przerwał mu Flyte.– Darzę wielkim podziwem wszystkich mistrzów tej szlachetnej sztuki.Crane zaczął czuć irytację.Zastanawiał się, jak taki człowiek zdołał przejść przez system selekcji pracowników stacji.Miał nadzieję, że nie stanie się on problemem.Najlepiej będzie zerwać od razu wszystkie próby nawiązania bliższych stosunków.–Doktorze Flyte, jestem pewny, że jest pan bardzo zajęty, podobnie jak ja…–Wcale nie! Mam mnóstwo czasu! Przynajmniej teraz.Dopiero gdy znowu zaczną wiercić, mogą potrzebować mnie i mojej sztuki.– Flyte podniósł małe dłonie i udał, że gra na fortepianie jak wirtuoz.Flyte rozejrzał się po pokoju.Spojrzenie jego niebieskich oczu padło ponownie na otwartą torbę.Co my tu mamy? – powiedział i wyciągnął kilka książek.Pierwsza z brzegu była Antologia poezji XX wieku.L – Co to ma być? – spytał niemal kłótliwymi tonem.–A na co to wygląda? – zniecierpliwił się Crane.– To zbiór wierszy.–Nie mam czasu na czytanie nowoczesnej poezji.Pan również nie powinien marnować na to czasu.Jak powiedziałem, lepiej niech pan przeczyta Homera.– Flyte wrzucił antologię do torby i spojrzał na następną książkę: Pi: historia i tajemnica.- Aha! A to co?–Książka o liczbach niewymiernych.Flyte znowu roześmiał się piskliwie.Pokiwał głową.–Doprawdy! Jak to świetnie pasuje!–Pasuje do czego?Flyte spojrzał na niego ze zdziwieniem.–Liczby niewymierne! Nie rozumie pan?–Nie.Nie rozumiem.–To oczywiste.Co niewymierne, to nieracjonalne, a pośród nas jest spora liczba nieracjonalnych ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]