[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak Dermot przyjął zupełnie inną taktykę.Uznał, że czego żąda, należy się mu i próbował wymusić na niej zgodę.Znał Celię jako istotę łagodną i ustępliwą, toteż jej opór go zaskoczył.A Celia prawie nie jadła, prawie nie spała, nogi się pod nią uginały, torturował ją ból głowy i uszu, a mimo to - nie ustępowała.Celia trwała w uporze, a on wszelkimi sposobami usiłował wymusić na niej zgodę.Powiedział jej, że zachowała się haniebnie, że jest wulgarną, czepiającą się mężczyzny kobietą, że powinna wstydzić się za siebie, że on wstydzi się za nią.To nie dało żadnego rezultatu.To znaczy, rezultatu widocznego gołym okiem.Wewnątrz jego słowa paliły ją jak otwarta rana.Jak Dermot.Dermot!.mógł o niej myśleć w ten sposób.W Celii narastał strach o własną kondycję fizyczną.Coraz częściej gubiła wątek w rozmowie i coraz częściej plątały jej się myśli.Budziła się w środku nocy, sparaliżowana strachem.Była pewna, że Dermot, aby się jej pozbyć, czymś ją truje.Za dnia zdawała sobie sprawę, że ten strach to jedynie szalone senne urojenia, mimo to szopkę z narzędziami ogrodniczymi, w której stała torba z trucizną na chwasty, zamknęła na klucz.To, co robię, jest przecież nierozsądne, myślała, nie powinnam poddawać się szaleństwu, naprawdę nie powinnam.Wstawała w nocy i chodziła po domu, jakby czegoś szukała.Którejś nocy zaczęła szukać naprawdę.Zaczęła szukać swojej matki.Musi znaleźć matkę.Ubrała się, włożyła płaszcz i kapelusz.Wzięła jej fotografię.Pomyślała, że przecież może udać się na posterunek policji i ubłagać policjantów, by pomogli w poszukiwaniach.Jej matka zniknęła, lecz policja mogłaby ją odnaleźć.A kiedy już raz odnajdzie matkę, wszystko znów będzie dobrze.Szła długo.Padał deszcz i było mokro.Nie mogła sobie przypomnieć, dokąd idzie.Ach tak, na posterunek.Gdzie jest posterunek? Na pewno gdzieś w mieście, a nie na otwartej przestrzeni, pośród pól.Zawróciła i poszła w drugą stronę.Policjanci powinni być uprzejmi i pomocni.Ona poda im nazwisko matki.Jak nazywała się jej matka? Jak miała na imię? Dziwne, nie mogła sobie przypomnieć.A jak ona ma na imię?Jakie to straszne.ona nie pamięta własnego imienia.Sybil? A może Yvonne.jakie to straszne, nie móc sobie przypomnieć.Ona musi przypomnieć sobie własne imię.Potknęła się.To był rów.Rów pełen wody.W wodzie przynajmniej można się utopić.Zawsze lepiej się utopić niż powiesić.Jeśli człowiek położy się w wodzie.Och, jaka zimna! Ona nie mogłaby.Nie, nie mogłaby.Powinna znaleźć matkę.Jej matka przywróciłaby rzeczom właściwy porządek.Omal się nie utopiłam w rowie, mamo.Kochanie, to by było bardzo niemądre.Bardzo niemądre, tak, to prawda.Dermot kiedyś też tak o niej myślał, że jest bardzo niemądra, że jest głupia.Ale to było dawno temu.Powiedział to, a jego twarz coś jej przypomniała.Ależ tak! Oczywiście! Uzbrojonego Bandytę!To był strach przed Uzbrojonym Bandytą.Przez cały czas Dermot tak naprawdę był Uzbrojonym Bandytą.Zrobiło jej się niedobrze ze strachu.Musi dostać się do domu.Musi się ukryć.Szuka ją Uzbrojony Bandyta.Dermot.Uzbrojony Bandyta.W końcu doszła do domu.Była druga w nocy.Cały dom spał.Skradała się w górę schodów.To potworne, Uzbrojony Bandyta był tam, za drzwiami.słyszała jego oddech.Dermot, Uzbrojony Bandyta.Nie ośmieliła się wrócić do swojego pokoju.Dermot chciał się jej pozbyć, więc mógł się tam zakraść.Biegiem pokonała jedną kondygnację schodów.Wpadła do panny Hood, guwernantki Judy.- Proszę nie pozwolić, by mnie znalazł, proszę nie pozwolić.Panna Hood była cudownie uprzejma.Panna Hood zapewniła, że nie pozwoli.Następnie sprowadziła Celię do jej pokoju i została przy niej.Celia, zasypiając, powiedziała nagle:- Jakie to głupie.Nie mogłam znaleźć mojej matki.Ona nie żyje, przecież wiem.2Panna Hood wprowadziła do sypialni lekarza.Był miły i wyrozumiały.Celia miała się oddać pod wyłączną opiekę panny Hood.Lekarz przeprowadził wywiad z Dermotem.Powiedział mu wyraźnie, że Celia jest w bardzo złym stanie.Ostrzegł, co się zdarzy, jeśli nie zostanie całkowicie uwolniona od wszystkich kłopotów.Panna Hood - weszła w rolę opiekunki z wielką skrupulatnością.W miarę swoich możliwości, nie zostawiała Celii i Dermota sam na sam.Celia przylgnęła do niej.Z panną Hood czuła się bezpiecznie.Panna Hood była dobra.Któregoś dnia Dermot wszedł do sypialni i przystanął przy łóżku.- Przykro mi z powodu twojej choroby.To Dermot przemawiał do niej, nie ktoś obcy.Czuła, że coś ściska ją za gardło.Następnego dnia panna Hood weszła do niej ze zmartwioną twarzą.- Odszedł, prawda? - spytała Celia.Panna Hood skinęła potakująco głową.Pannie Hood zrobiło się lżej na sercu, kiedy zobaczyła, że Celia przyjmuje tę wiadomość ze spokojem.Celia leżała bez ruchu.Nie czuła żalu ani bólu.Była jak odrętwiała.Odszedł.Któregoś dnia trzeba będzie się podnieść i zacząć żyć od nowa, z Judy.Wszystko minęło.Biedny Dermot.Zasnęła i spała nieprzerwanie prawie przez dwie doby.3A potem wrócił.Wrócił Dermot, nie tamten obcy człowiek.Powiedział, że jest mu przykro, że ledwo zdążył odejść, a już poczuł się nieszczęśliwy.Powiedział, że wszystko przemyślał i że uważa, iż jego miejsce jest przy niej i przy Judy.A przynajmniej powinien spróbować.- Ale musisz wydobrzeć.Nie znoszę chorób ani nieszczęść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]