[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myron znał takiereakcje.Taki żal przetrąca ci kręgosłup.%7łyjesz dalej, ale już się nie prostujesz.Uśmiechaszsię, ale nigdy oczami.- Chyba nic - odparł.- Próbuję kogoś odszukać.Osobę, która może mieć związek ześmiercią pańskiej córki.Urządzony w tonacji bardzo ciemnej wiśni gabinet z zasuniętymi zasłonami oświetlałwątły żółty poblask pojedynczej lampy.George Garston obrócił się bokiem i wpatrzył wbogatą wzorzystą tapetę, pokazując Myronowi profil.- Kiedyś współpracowaliśmy - powiedział.- Nie osobiście.Nasze firmy.Wiedział pan otym?- Tak.George Garston dorobił się na sieci greckich restauracyjek, które najlepiej prosperują wcentrach handlowych.Sieć nosiła nazwę Dania Achillesa.Serio.Myron reprezentowałgreckiego hokeistę, który reklamował sieć Garstona w północnych stanach ZrodkowegoZachodu.- A więc agent sportowy interesuje się śmiercią mojej córki.- To długa historia.- Policja milczy.Ale za winnego uważają jej przyjaciela.Tego reportera.Pan też?- Nie wiem.A co pan myśli?Garston prychnął.Myron ledwie widział jego twarz.- Co myślę? Pyta pan jak terapeuta od pocieszania ludzi w żałobie.- Przepraszam.- Zalewa cię czułostkowymi pomyjami.Próbuje odwrócić uwagę od rzeczywistości.Twierdzi, że chce, żebyś się z nią pogodził.Ale dąży do czegoś odwrotnego.Chce cię zmusićdo zagłębienia się w siebie, żebyś nie widział, jak straszne stało się życie.- Garston chrząknąłi poprawił się w fotelu.- Nie wiem, co myśleć o Stanie Gibbsie.Nie znam go.- Wiedział pan, że pańska córka się z nim spotyka?Wielka głowa Garstona zakiwała się w mroku.- Powiedziała, że kogoś ma.Nie wyjawiła nazwiska.Ani tego, że jest żonaty.- Nie zaakceptowałby pan takiego związku?- Oczywiście, że nie - odparł Garston, siląc się na surowy ton, ale nie zdołał wykrzesać zsiebie oburzenia.- A pan by zaakceptował coś takiego, gdyby chodziło o pańską córkę?- Chyba nie.A zatem nic pan nie wie o jej związku ze Stanem Gibbsem?- Nic.- Podobno rozmawiał pan z nią niedługo przed śmiercią.- Cztery dni wcześniej.- O czym rozmawialiście?- Melina piła - odparł Garston tak monotonnym głosem, jakby słowa te zbyt długo tłukłymu się w głowie.- Dużo.Za dużo.Miała to po swoim tacie, a jej tata po swoim tacie.Dziedzictwo Garstonów.Zachichotał, lecz zabrzmiało to bardziej jak szloch niż śmiech.- Powiedziała panu o swoim zeznaniu?- Tak.- Co dokładnie?- Popełniłam błąd, papo.Oto jej słowa.Powiedziała, że skłamała.- Jak pan zareagował?- Nie wiedziałem, o czym mówi.Nie wiedziałem nic bliższego o jej przyjacielu.- Zażądał pan wyjaśnień?- Tak.- I?- Odmówiła.Powiedziała, żebym się tym nie przejmował.%7łe sama to załatwi.Zapewniła,że mnie kocha, i skończyła rozmowę.Myron milczał.- Miałem dwoje dzieci, panie Bolitar.Wiedział pan?Myron potrząsnął głową.- Trzy lata temu w katastrofie samolotowej zginął Michael.A teraz jakieś bydlęzadręczyło na śmierć moją córkę.Moja żona, też Melina, zmarła piętnaście lat temu.Niemam nikogo.Czterdzieści osiem lat temu przyjechałem do tego kraju przekonany, że nic niemam.Dorobiłem się.Ale dopiero teraz naprawdę nie mam nic.Rozumie pan?- Tak.- Czy to wszystko?- Pańska córka mieszkała na Broadwayu.- Tak.- Czy jej rzeczy osobiste wciąż tam są?- Sandra, moja synowa, spakowała je.Ale zostały w tamtym mieszkaniu.A o co chodzi?- Chciałbym je przejrzeć, jeśli pan pozwoli.- Policja już to zrobiła.- Wiem.- Sądzi pan, że znajdzie coś, co oni przeoczyli?- Najprawdopodobniej nie.- Ale?- Ale mam inne spojrzenie na tę sprawę.Spoglądam na nią świeżym okiem.George Garston obrócił się w stronę lampy.Jej światło zabarwiło jego twarz naciemnożółty kolor.Oczy miał tak suche, że błyszczały jak spadłe żołędzie w słońcu.- Jeżeli znajdzie pan mordercę Meliny, dowiem się o tym pierwszy.- Nie.- Wie pan, co on jej zrobił?- Tak.Domyślam się też, co chce pan zrobić.Ale to nie poprawi panu samopoczucia.- Mówi pan tak, jakby to wiedział na pewno.Myron nie odpowiedział.- Sandra tam pana zawiezie.George Garston zgasił światło i odwrócił się.- Siedzi całymi dniami w gabinecie - poskarżyła się Sandra Garston, naciskając guzikprzy windzie.- Nie wychodzi z domu.- Rany są wciąż świeże - odparł Myron.Potrząsnęła głową.Jej kruczoczarne włosy opadały dużymi, luznymi falami niczympapier z faksu.Ale mimo ich koloru miała w sobie coś islandzkiego: figurę światowej klasyłyżwiarki szybkiej, rysy twarzy ostre i zdecydowane, a cerę zaróżowioną jak od mrozu.- Myśli, że nie ma nikogo.- Ma panią.- Jestem synową.Widzi mnie i myśli tylko o synu.Nie mam serca powiedzieć mu, żezaczęłam się nareszcie z kimś spotykać.- Czy pani i Melina byłyście przyjaciółkami?- Tak, tak sądzę.- Wiedziała pani o jej związku ze Stanem Gibbsem?- Tak.- Ale ojcu o nim nie powiedziała.- Nie śmiała.Papa nie akceptował większości mężczyzn.Wściekłby się na wieść ożonatym.Przeszli przez ulicą i weszli do cudu w środku miasta, Central Parku.W ten pokazowydzień było tam pełno ludzi.Azjatyccy mistrzowie pędzla uwijali się przy robocie.Mężczyzniw szortach podejrzanie przypominających pieluchy truchtali.Na trawie opalali się stłoczeni, azarazem kompletnie samotni plażowicze.Nowy Jork już taki jest. To miasto obdarzazarówno samotnością, jak prywatnością - powiedział kiedyś E.B.White.Zgadza się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]