[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.208RSDlatego że ona nad niczym już nie panowała.Spuściwszy głowę, dostrzegła sadzę na swoich palcach.Poczułateraz swąd spalonej wełny i pierza.Podeszła do miednicy z wodą i zaczęłabezwzględnie nacierać mydłem dłonie i paznokcie.Następnie zmoczyłaręcznik i przetarła nim policzki.Rozkład sił się zmienił i wcale nie była tym zachwycona.Wszystkobuntowało się w niej przeciw nowej rzeczywistości.Jednak, jak już częstobywało w jej życiu, musiała zmierzyć się z niezaprzeczalną prawdą.Niemiała żadnej władzy.Została zdominowana i pobożne życzenia niczegonie mogły tu zmienić.Twarz piekła ją od szorowania.Jeremyn przeszukiwał kieszenieopryszka.Wyciągnął brudną chusteczkę i sakwę z kilkoma pensami.Odrzucił je na bok, a jego pogarda dla pieniędzy pokazała tylko Amy, jakwielka dzieli ich przepaść.W wewnętrznej kieszeni kamizelki odnalazłdrugi pistolet.Gdyby Amy nie przyglądała się uważnie Jeremynowi, niedostrzegłaby zaskoczenia na jego twarzy.Obejrzał uważnie rękojeść zkości słoniowej, zdobioną lufę i spojrzał nawet na spód obudowy.Lśniącaczystością stal zupełnie nie pasowała do brudnego właściciela.- To wyjątkowy egzemplarz.- Głos Jeremy-na brzmiał dziwnie.Jakgłos człowieka, którego najgorsze podejrzenia sprawdziły się.-I jest nała-dowany.Oboje wiedzieli dlaczego.Gdyby nie zabił Jeremyna pierwszymstrzałem, miał zamiar użyć drugiej broni.Jeremyn umieścił powoli pistolet w swojej kieszeni.Amy spojrzała z uwagą na bandziora.Zaczął odzyskiwaćprzytomność i obserwował ich.Wyglądał na zwykłego edynburskiego209RSrzezimieszka, a mimo to miał przy sobie dwa pistolety i zakradł się aż tu-taj.Nie mógł być zwykłym złodziejem.Jakby dla potwierdzenia jej wywodów, Jeremyn wyciągnął z kieszeniukrytej przy udzie oprawcy solidny, wypolerowany kij z leszczyny.- Daj mi jego pelerynę - powiedziała Amy.Bandzior nie opierał się,gdy pozbawiano go broni, jednak teraz nagle powrócił do życia i zacząłwalczyć z więzami.Jeremyn pozwolił mu przetestować węzeł.- Ojciec uczył mnie żeglarstwa - poinformował Amy swobodnymtonem.- Już jako ośmioletni chłopak umiałem zawiązać węzeł, któryzaciska się, gdy ktoś próbuje z nim walczyć.- Właśnie widzę - odparła Amy, pozostając przy ścianie, z dala odwijącego się na podłodze ciała.Gdy znajdowały się z Klarysą w trudnympołożeniu, wielokrotnie pragnęła przenieść się nagle do innego, odległegomiejsca.Nigdy jednak tak bardzo jak dziś.Kiedy opryszek zrozumiał, że w ten sposób się nie uwolni, poddał sięi spojrzał na nich wściekle.Z uśmiechem niewróżącym nic dobrego Jeremyn wyciągnął nóż -niewielkie, złowieszcze ostrze, które Amy widziała po raz pierwszy.Roz-ciął pelerynę, ściągnął ją z mężczyzny i podał Amy.Przejechała dłonią wzdłuż brzegu peleryny i znalazła to, czegoszukała.Rozerwała szwy i na jej dłoń zaczęły jedna po drugiej wypadaćzłote gwinee.- Zamożny jegomość.Kto by się spodziewał.- Jeremyn znówprzyjrzał się opryszkowi.- Ciekawe, skąd wziął tyle pieniędzy.- UstaJeremy-na znów wykrzywił szeroki, grozny uśmiech.Przetarł pięścią dłoń.Mężczyzna obserwował z uwagą pięść Jeremyna, jakby rozpoznał w210RSniej dawną znajomą.Amy wiedziała, co teraz czuł.Jeremyn ją też zranił przezzaskoczenie.Jednakże nie pięścią.Nie, jej ból pochodził od ciosów wserce i w dumę.- Skąd masz ten łup, mój cuchnący kolego? - zapytał Jeremyn.Amy dostrzegła w oczach mężczyzny błysk paniki.Po chwiliopryszek wydał z siebie żałosny jęk i znów popadł w omdlenie.Jednakżejedno oko miał na wpół otwarte i obserwował, co dzieje się wokół.Uśmiechnęła się gorzko.Nieoczekiwanie Jeremyn spojrzał jej w oczy.W jego stanowczychmiodowych oczach płonął złoty ogień.Usta, które tak niedawno całowała,przypominały teraz wąską kreskę, a imponująca szczęka zacisnęła sięsrogo.Nie patrzyła już na towarzysza długich wieczorów anipowściągliwego kochanka.Miała przed sobą lorda Northcliff - niemężczyznę, lecz pana i władcę.Najwyrazniej uważał się też za jej pana i władcę.Cóż, dlaczego nie? W swojej głupocie przywłaszczyła go sobie, lecznie miała do niego żadnych praw.Był markizem Northcliff.KsiężniczkaBeaumontagne miała prawo pluć mu w twarz, porywaczka mogładyktować mu warunki.Ona jednakże była teraz jedynie prostą panną AmyRosabel.Panną Amy Rosabel, która go porwała, uwięziła, zakuła wkajdany i uwiodła.Teraz Jeremyn odzyskał wolność.Teraz on był panem.Widział w niej cudzoziemkę bez rodziny.Zwykłą kryminalistkę.Gdybytylko zechciał, mógł skazać ją na śmierć.Gdyby wzięła los w swoje ręce iodwołała się do chciała skontaktować z ambasad Beaumontagne, mógłodmówić wysłania wiadomości.211RSBo niby dlaczego miałby uwierzyć, że ma do czynienia zksiężniczką? Babka powiedziałaby jej, że prawdziwa księżniczka nigdynie dałaby się zwieść tak prymitywnemu podstępowi, jak ten Jeremyna.Amy potrafiła znieść wilgoć i chłód, głód i ból.Nie potrafiła jednakznieść biernego oczekiwania na problemy.Wolała przyspieszyć całąsprawę.Sięgnęła po dzban i chlusnęła wodą w twarz mężczyzny.oraz nakolana klęczącego obok Jeremyna.Jeremyn wciągnął głośno powietrze.Jego poirytowane spojrzenieniemal przepaliło ją na wylot.Wstał.Grozna bestia obudziła się do życia.- Ej, po co to zrobiłaś? - zawołał mężczyzna z podłogi.Rzuciwszy Amy ostatnie mściwe spojrzenie, Jeremyn ukląkłponownie.Chwycił mężczyznę za fraki i uniósł go tak, że jego dziobatatwarz znalazła się na wysokości twarzy mokrego, wściekłego markiza.- Kto cię przysłał? - zapytał Jeremyn.- Co? - Mężczyzna udawał, że jest na wpół nieprzytomny.Jeremyn rzucił nim o podłogę, a potem podniósł i wstrząsnął niczymterier zdechłym szczurem.- Nie udawaj.Kto cię przysłał? Głowa złoczyńcy zakołysała siębezwładnie.- Nie wiem.- Powinieneś był skorzystać z szansy i mi odpowiedzieć.- Jeremynodsłonił zaciśnięte zęby i z całej siły zacisnął palce wokół szyi mężczyzny.Oprawca wytrzeszczył oczy i zaczął wierzgać nogami.Brutalność całej sceny wstrząsnęła Amy.Nie, to brutalność Jeremyna nią wstrząsnęła.Dotąd widziała go212RSjedynie jako wściekłego na nią, kusząco przystojnego arystokratę.Naglestał się kimś więcej: panem wydającym rozkazy i zdolnym do wymuszeniaswojej woli wszelkimi możliwymi sposobami.Jakimś cudem ukrył przednią tę stronę swojej natury.Przyglądała się, jak dusi opryszka, lecz w pewnym momencie niepotrafiła już znieść widoku.Rzuciła się do przodu, złapała markiza za nadgarstek izaprotestowała:- Jeremyn! Rozluznił uścisk.Chwycił mężczyznę za kołnierz iczekał, aż dojdzie do siebie.- Chcę cię zabić - wycedził.- Ta dama nie życzy sobie tego.Twojeżycie wisi na włosku.A więc? Kto cię przysłał?- Nie wiem - wysapał mężczyzna.- Przysięgam.Jeremyn zacisnął chustę wokół jego szyi.Opryszek zaczął rzucać sięgwałtownie, kopać, krztusić się i charczeć.Jeremyn wbił mu kolano w brzuch.Podczas tułaczki po Anglii Amy często była świadkiem pobić ipowieszeń.Brutalność tych aktów nigdy jej tak nie szokowała jak dziś.Dotej pory uważała Jeremyna za dyletanta, bezwartościowego arystokratę, anie zimnego obrońcę sprawiedliwości.Widocznie dostrzegł jej niechęć, gdyż uniósł na nią wzrok.- Kiedy usłyszałem strzał, myślałem, że nie żyjesz.- Wydawało musię najwyrazniej, że to wszystko wyjaśnia.Być może wyjaśniało.Kiedy usłyszała ten strzał, ona również bałasię o jego życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]