[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwróciłem na niego uwagę, bo miał teczkę podobną do mojej.- Teraz wygląda jak luzak, a ty nadal jak prawnik.Cohen uśmiechnąłsię nieznacznie.- A drugim razem?- Ubrany był podobnie jak teraz, w dżinsy, tylko zrobił coś zwłosami, musiał je ostrzyc.- Mistrz charakteryzacji - ocenił Bourdonnec.- Ale kształt nosa,brody, rozstawienie oczu te same?- Te same.- Zdumiewasz mnie.Co za zmysł obserwacji.Zrobimy jeszcze zciebie detektywa.- Oby nie.Bourdonnec nachylił się.- Muszę zadzwonić.Zajmij jakoś naszego przyjaciela, nie chciałbym,żeby zwracał na mnie uwagę.Idz, zapłać rachunek, pokłóć się z Jean-Paulem o cenę filiżanki, zrób aferę, Jean-Paul podchwyci ton.Potrzebujękilku minut.Spotkamy się na ulicy.- Dobrze - zgodził się chętnie Cohen.196RS Szli przez Paryż, zatopieni w rozmowie, nie oglądając się za siebie,jakby nic się nie stało.- Silva wyszedł z domu o szóstej trzydzieści, powiedział coś dotaksówkarza i wrócił na górę.W kilka minut pózniej światła w mieszkaniuzgasły i pojawił się ponownie na ulicy, z torbą na ubrania i niewielkąteczką.Bez Flint.W pierwszej chwili chciałem go zatrzymać, alepomyślałem sobie: po co? Jedzie przecież na lotnisko.Dwa nasze wozymiały go pilnować.Zanim dotrze do Roissy, będziemy wiedzieć, co sięstało.- Bałeś się najgorszego?- Niekoniecznie.Znam Grace od dawna, równie długo jak swojążonę.Kiedy poznałem Dominique, były nierozłączne jak siostry.Nieodwracaj się.- Dobrze.- Idzie za nami.Ten niebieski van, który nas minął, to moi chłopcy.Widzisz, skręcają w lewo.Dają nam sygnał.- Co teraz?- Też skręcimy w lewo.Naszego przyjaciela czeka niespodzianka.Mnie też, pomyślał Cohen i nagle zdjął go niewytłumaczalny strach.- Od kiedy Grace została gliną, ciągle nadstawia karku, szuka guza.Nie opowiada mi swoich histoires, ale zwierza się Dominique, co na jednowychodzi.Wiem, że się śmiertelnie boi, ale zawsze jakoś wychodzi zopresji.Nie, nie oczekiwałem najgorszego.Była tylko jedna możliwość.Agauche, skręcamy.Skręcili w wąską uliczkę, pustą i ciemną.Latarnie nie paliły się iCohenowi przemknęło przez myśl, że ktoś je wyłączył na polecenie197RS Bourdonneca.Nigdzie śladu vana, co zdziwiło Cohena, bo uliczka niewyglądała na ślepą.Wreszcie dojrzał słabe odbicie świateł w szybie idomyślił się, że zaułek musi zakręcać na końcu ostro w prawo.Bourdonnec zatrzymał się, żeby zapalić papierosa - może był to sygnał? -Cohen zesztywniał, czekając, co się za chwilę wydarzy.- Zacząłem się martwić, kiedy nie odbierała telefonu.Wydzwaniałemdo Silvy co chwila ze swojej komórki.Bez rezultatu.Odpręż się, bozepsujesz niespodziankę.- Przepraszam.- Nie mogliśmy dostać się do budynku, bo nie znaliśmy koduwejściowego.Próbowałem dzwonić domofonem do mieszkania Silvy.Nacikałem przycisk chyba z pół minuty.Nic.Dopiero wtedy zacząłemobawiać się najgorszego.A droite.Skręcili w prawo i teraz Cohen wyraznie widział już światła i kilkuludzi.Nic nie rozumiał.Tak ma wyglądać zasadzka?- Zacząłem dzwonić po kolei do wszystkich mieszkań, wreszcie ktośnas wpuścił.Narobiliśmy niezłego zamieszania.Ruszyliśmy pędem nagórę, na klatce schodowej pojawili się zaspani sąsiedzi w koszulachnocnych i piżamach.Wykrzykiwali: Co się dzieje?".A my krzyczeliśmy: Policja, policja! Z drogi! Nie blokować schodów!".Niezła scena.Dopadłem drzwi Silvy i zacząłem walić w nie pięściami,nawoływałem Grace.Nic, brak odpowiedzi.Pójdziemy dalej prosto.Wiesz, gdzie jesteśmy?198RS - Nie - powiedział Cohen, trochę zdezorientowany neonami iszyldami zapraszającymi, do wyboru, na  peep show",  live sex",  hardporno video show".- Myślałem, że przygotowujesz zasadzkę.- On też tak myślał - przytaknął Bourdonnec.- Teraz jestprzekonany, że szukamy dziewcząt.I ma rację.Szli rue Saint-Denis niby dwóch poszukiwaczy nocnych atrakcji,niezdecydowanych jeszcze, który z przybytków wybrać, którą z dziewczynzaczepić.- Co zrobiliście, kiedy nie otwierała drzwi?- Wyważyliśmy je.VOstatni dzień letniego semestru.Lipiec jeszcze się nie skończył, całysierpień przed nią - miesiąc błogostanu na wyludnionej, słonecznejwysepce, owiewanej bryzą o zapachu cytryn i tymianku.Przekracza bramęTudor Hall, otoczona przyjaciółkami, którym ciężko się z nią rozstaćnawet na tych parę tygodni.Jej rodzice czekają w kabriolecie,wyrozumiale obserwują długie pożegnania, uśmiechają się.Są na wyspie, idą kamienistą ścieżką.Zapada zmierzch, gdzieś woddali słychać dzwony.Mad i John trzymają się za ręce, roześmiana Gracebiegnie przodem.Matka woła:  Uważaj, kochanie".Zcieżka jest stroma,prowadzi tuż nad urwiskiem, ale Grace się spieszy, dzwony ją ponaglają,zdają się wydzwaniać jej imię:  Gracie! Gracie! Gracie!".Obok biegnielabrador, jemu też spieszno.Grace odwraca się do matki, ale matki już nie ma.Ojciec stoi nadurwiskiem, patrzy w dół, na morze.Ma na sobie zielony szpitalny kitelpoplamiony sokiem z wiśni.W dłoni trzyma młotek.199RS Grace woła:  Tato".Chce mu powiedzieć, że pamięta o bólu, któryzniknął, jak zniknęło wspomnienie kochanka wraz z jego imieniem; już gonie pamięta.Mężczyzna - ojciec? kochanek? - nie słyszy jej pośródłoskotu.Grace! Grace! Grace!Odgłos eksplozji, w której ginie matka.W nogach łóżka stoi Gilles, jest blady, drży z wściekłości.* * *- Co ty, na litość boską, wyprawiasz?Grace usiłuje sobie przypomnieć, gdzie jest.- Odpowiadaj!Nigdy go nie widziała w takim stanie, boi się go.- Co się stało, Gilles? - pyta niepewnie.- Co się stało? Leżysz naga w jego łóżku i pytasz mnie, co się stało?Teraz dopiero sobie przypomina.Kuli się u wezgłowia łóżka, żebybyć jak najdalej od Gilles'a, podciąga kołdrę pod brodę.- To nie tak, jak myślisz.- Przeleciałaś tego gnojka.- Nie!- Pozwoliłaś, żeby cię pieprzył.- Nie!- Rany boskie, Grace, jak mogłaś?- Do niczego nie doszło.- Nie wierzę.- Do niczego nie doszło!200RS Krzyczy równie głośno jak Gilles.Wrzaski sprawiają, że jakiśmężczyzna zagląda do sypialni: zapewne jeden z ludzi Gilles'a.- Wszystko w porządku, szefie?- Nie.Wynoś się.Gilles zatrzaskuje drzwi, wraca do łóżka i ściąga z Grace kołdrę; niejest zupełnie naga, ma na sobie majteczki, zasłania piersi rękoma.- Gdzie twoje ubranie?- Nie wiem, gdzie je odłożył.- Chryste!- Posłuchaj, Gilles, zle się poczułam.Miałam atak migreny.Padałamz nóg.Facet mnie rozebrał i położył do łóżka, rozumiesz? Potem zrobiłomi się niedobrze, zaprowadził mnie do łazienki.I to wszystko.Nic pozatym się nie wydarzyło.Gilles idzie do łazienki, zapala światło, jakby szukał dowodów, pochwili wraca do Grace.- Wydobyłaś coś z niego? Wiesz coś o Harlingu?- Nic.- Zupełnie nic? Nie padło nawet jego nazwisko?Gilles kręci głową, jakby współczuł Grace.- I warto było spędzić noc z Mariem?- Daj spokój, proszę.- Ubieraj się.Wychodzi z sypialni z miną księdza, który natknął się na zbłąkanąduszyczkę.Grace jest skruszona, ale jednocześnie się buntuje.Co ci dotego, z kim śpię, stary? Co ci do tego? - jakiś wewnętrzny głos domaga sięodpowiedzi.201RS Nie może znalezć stanika, nie pamięta nawet, czy go miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Hyde Christopher (Paul Christopher) Duch Rembrandta
    Jodi Dean, Paul Passavant Empire's New Clothes, Reading Hardt and Negri (2003)
    Paul L. Atwood War and Empire, The American Way of Life (2010)
    Erik Paul Little America, Australia, the 51st State (2006)
    Kemp Paul S Wojna Pajęczej Królowej 06 Zmartwychwstanie
    Huang Di Nei Jing Su Wen Paul Unschuld(1)
    Kidd Paul Krolowa Pajeczych Otchlani
    § Boon Louis Paul Droga z kapliczkš
    Davies Paul Plan Stworcy
    § Droga do Różan 01 Droga do Różan Ziembicka Bogna(2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wielkikubel.opx.pl