[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pharaun wiedział, że kapłanki też zostały oczyszczone.Onrównież.A także, w pewnym sensie, Jeggred.Poleciał ku nim, zdziwiony, że nie pozabijały się nawzajem.Pharaun przypuszczał, że wołanie Lolth okazało się silniej-sze niż ich wzajemna nienawiść.Głos Pajęczej Królowej kon-trolował konflikt między nimi, tak jak jej kult kontrolował kon-flikt powszechny w społeczeństwie drowów.Zwiat rozmazał mu się w oczach, ale siłą woli odzyskał przy-tomność.Słabł.Chciał zawołać Quenthel, ale nie mógł mówić.Leciał ku ścieżce.Kapłanki zauważyły go.Halisstra podniosła miecz z ziemi,ale żadna z nich nie zrobiła nic, żeby mu pomóc.Opadł na zie-mię przed Quenthel.Zza pleców, z dołu, usłyszał Jeggreda sadzącego susami w gó-rę stoku.-Twój samiec wrócił - powiedziała Danifae z drwiną, choćPharaun odnotował z satysfakcją, że wzdrygnęła się z bólu.-A twój wraca - rzuciła Quenthel przez ramię, mając na myśliJeggreda.Kapłanka Baenre przyglądała się Pharaunowi przez chwilęz dziwnym wyrazem twarzy.Mistrz Sorcere poznał po jej spoj-rzeniu, że jego życie wisi na włosku.- Możesz latać dzięki pierścieniowi, ale oprócz tego jesteśunieruchomiony? zapytała.Pharaun nie mógł odpowiedzieć.- Wystarczy kontrzaklęcie - stwierdziła Quenthel.Pharaun westchnąłby z ulgą, gdyby tylko mógł.Quenthel wypowiedziała zaklęcie, a kiedy skończyła, Pharaun nadal nie mógł się ruszać.Mroczny uśmiech przeciął twarz wysokiej kapłanki.- Koniec z lataniem - powiedziała.Sprawdził czy nie kłamie, rozkazując pierścieniowi, by gouniósł.Nadaremnie.Dziwka zniweczyła magię jego pierścienia!- Bogini wzywa mnie, mistrzu Mizzrym - oznajmiła.- Spełniłeś swoje zadanie, tak jak wszystkie samce.Ale teraz twojadusza należy do niej.Zza skał, dysząc i krwawiąc, wypadł Jeggred.Poszarpany ki-kut ręki draeglotha broczył szkarłatem.- Pani - zwrócił się do Danifae, spoglądając na Quentheli Pharauna z nieskrywaną nienawiścią.Danifae popatrzyła na Jeggreda, na Pharauna, a potem naRówninę Ognia Dusz.- Bogini wzywa nas, Quenthel Baenre - sprostowała.A doJeggreda powiedziała: - Znieś mistrza Mizzryma na równinęw dole i zostaw go tam.Jak powiedziała mistrzyni Quenthel,jego dusza należy do Pajęczej Królowej.Pharaun miał ochotę zakląć, rzucić czar, ale nie mógł zrobićnic.Serce waliło mu w piersi jak młotem.Jeggred nie zadawał pytań.Uśmiechnął się łakomie do cza-rodzieja i wyciągnął ku niemu bojowe ramiona.Maga przeszył dreszcz.Ultroloth nie rozproszył zaklęciaewentualności.W chwili, w której draegloth go dotknie, poja-wi się magiczna pięść.Pharaun mógł kontrolować ją umysłem.Stężał, przygotowując się.Jeggred przekrzywił łeb i odsunął się.- Powiedział, że rzuci zaklęcie ewentualności, więc kiedygo dotknę.- Jeggred nie dokończył, wpatrując się w maga.Pharaunowi serce zamarło w piersi.Dlaczego draegloth do-piero teraz postanowił wykazać się odrobiną inteligencji?Danifae cmoknęła.- Nigdy nie grzeszyłeś subtelnością, mistrzu Mizzrym - powiedziała i wyskandowała kontrzaklęcie.Kiedy skończyła,czarewentualności prysł.-Teraz, Jeggred - powiedziała.-%7łegnaj, samcze - dodała Quenthel głosem wyzutym z ja-kichkolwiek emocji.Jeggred porwał go w ramiona bojowe i zbiegł ścieżką w dół.Kiedy dotarł na równinę, obrócił Pharauna tak, aby znalezli siętwarzą w twarz.- Wolałbym zabić cię sam - powiedział draegloth.- Co? %7ładnej ciętej riposty?Draegloth zaśmiał się i jego cuchnący oddech poleciał Pha-raunowi w twarz.Mistrz Sorcere nie mógł uwierzyć, że jednym z ostatnichzmysłowych doznań w jego życiu będzie cuchnący oddech Jeg-greda.Jeggred oddalił się trochę od zbocza góry i rzucił Pharaunana skalistą ziemię.Mag wylądował na boku, z twarzą zwróco-ną ku Nieskończonej Pajęczynie, ku miastu Lolth i zastępompajęczaków zebranych na Równinie Ognia Dusz.Z góry dobiegł go głos Danifae:- Oszczędzaj siły, jeśli zdołasz, Jeggredzie Baenre.Zostałam wezwana do świątyni.Potem Pharaun usłyszał słowa zaklęcia.Po kilku chwilachkażda z trzech kapłanek przeleciała nad nim pod postacią sza-rego oparu.Szybko jak bełty z kusz, jak gdyby się ścigały, po-mknęły wreszcie na spotkanie Lolth.Kiedy kapłanki znikały w oddali, zastęp pająków na drugimkońcu równiny zaczął się ruszać.Pharaunowi przypomniała sięHorda i myśl ta zaniepokoiła go.Bez żadnego ostrzeżenia pająki runęły przed siebie.Pharaunpatrzył, jak się zbliżają, ściana oczu, szponów, odnóży i kłów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]