[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze nie teraz.- Dokąd mnie wieziesz? - spytała znużonym głosem:- Nie chcę, żebyś teraz siedziała sama.Jesteś zbyt przygnębiona.- Nic mi nie jest.- Jest.- Posłuchaj, Greg, nie musisz bawić się w niańkę.- Nie bawię się w niańkę.Miałaś ciężki dzień i jesteś wykończona.Przejedziesz się trochę.Odprężysz, A poza tym zaraz lunie i trochę się ochłodzi.Pokażę ci coś.Wyjrzała przez okno.Miasto zostawało w tyle; widziała jedynieposzarpaną linię dachów spalonych słońcem, błyszczących, odbijającychpromienie, przygniecionych upałem.- Nie widać żadnych chmur.- Poczekaj.Jechali na północ w stronę gór Santa Catalina, minęli osiedle Grega izatrzymali się dopiero na kolejnym skrzyżowaniu.Greg pomógł jej wysiąść.Poczuła się znowu jak w rozżarzonym piecu.- Po co mnie tutaj przywiozłeś? - spytała.- %7łebyś zobaczyła ulewę - odparł - i rozerwała się choć trochę.229anula + polgarausoladnacsObrócił ją łagodnie w stronę południowego zachodu, zatrzymując dłoń nawygięciu jej krzyża.Spojrzała we wskazanym kierunku i zobaczyła zygzakibłyskawic, niczym fajerwerki rozświetlające horyzont.Słychać było grzmoty,dalekie, lecz złowrogie.- Zamieszkujący pustynne tereny Indianie świętowali nadejście nowegoroku właśnie w czerwcu, w dniu, kiedy spadał pierwszy deszcz monsunowy -wyjaśnił.- Dla nich deszcz oznaczał życie.- Naprawdę będzie padać? - spytała z niedowierzaniem.- Będzie lało jak zcebra.Widziałaś te zbiorniki przydrodze, te ze skalą do ponad dwóch metrów? Napełnią się wodą.Zdarzająsię przypadki utonięć.- Na pustyni?- Tak, na pustyni.Obejrzała się za siebie.Rozciągająca się przed nimi dolina Tucson niczympotężna pięść wrzynała się w pasmo gór, a koryta wyschniętych rzek i drogiwyglądały jak pokrywająca ją siatka rozgałęziających się żył.Ulewa zbliżała się szybko.Granatowoczarne chmury gęstniały i potężnaściana deszczu, jak gdyby poruszana nieziemską ręką, powoli zasłaniała świat.Długie strugi spływały z nieba, gdzieniegdzie tylko przenikało przez niejaskrawe słońce.Teraz Bettie prawie nie widziała gór po drugiej stronie szerokiej doliny.Zimny wiatr rozwiewał jej włosy.Przymknęła powieki i uniosła głowę,rozkoszując się orzezwiającym podmuchem.- Spójrz - odezwał się nagle Greg.Otworzyła oczy.Wiązki błyskawic wytryskiwały z czarnych chmur kugórskim szczytom, grzmoty stawały się coraz głośniejsze.Spadły pierwsze krople deszczu, odbijając się od pokrytej płowym pyłemziemi, zostawiając duże okrągłe ślady, które dopiero po dłuższym czasie zaczęływypełniać się wodą.To było magiczne zjawisko.%7łyciodajny deszcz padał coraz230anula + polgarausoladnacsintensywniej, zygzaki błyskawic pokrywały niebo siatką świateł, drzewa ikrzewy, uginały się pod strugami ulewy.W powietrzu poczęła unosić się świeżawoń mokrej ziemi i Bettie zaczęła oddychać pełną piersią.- Lepiej schowajmy się do samochodu - powiedział Greg.- Nie, nie - zaoponowała.- Zostańmy jeszcze chwilę.Stali więc, moknącw deszczu, z uniesionymi twarzamii wyciągniętymi dłońmi, w które chwytali cenny dar.- Dopiero teraz, po raz pierwszy tego lata, nie jest mi duszno i gorąco -powiedziała czując, jak strużki wody ściekają jej po policzkach.W końcu zdecydowali się wsiąść do samochodu.Na nieskazitelnej, nowejtapicerce natychmiast ukazały się mokre plamy.- Nie szkodzi - powiedział - to tylko woda.Odwrócił się ku Bettie i przezmokrą tkaninę koszuli zobaczyła włosy pokrywające jego tors i sutki.Nazewnątrz deszcz zacinał i bębnił o szyby, błyskawice wybuchały na niebie jakneonowe reklamy.- Powinniśmy jechać - odezwała się, nagle uzmysławiając sobie, żeprzemoczone ubranie tak samo jak Gregowi przywiera jej do ciała, uwydatniabrzuch i pełne piersi, i że wygląda jak naga.Zaczęła skubać i ciągnąć materiał,usiłując odlepić go od skóry.Z policzków i czoła odgarnęła mokre kosmyki.- Przemokłaś - powiedział dziwnie zmienionym głosem.- Nie mam tu nić,czym mogłabyś się wytrzeć.- Ty też przemokłeś - odparła, nie patrząc na niego, lecz na zasnutądeszczem szybę.- Jak tylko ulewa odrobinę ustanie, zawiozę cię szybko do domu.- Dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]