[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazł go za to na cmentarzu, na który z pewnością ściągnął go jakiś wampir.Gabriel unosił się w zamglonym powietrzu, dokładnie przeszukując cmen- tarz wposzukiwaniu nieumarłych.Brice szedł chwiejnym krokiem, jakby był pijany, mamrotał cośpod nosem i nie- ustannie drapał się po całym ciele, otrzepując się z nieist- niejącychinsektów.Gabriel zdjął z niego tę iluzję, gdy tylko Brice znalazł się poza obszarem posiadłościFranceski, ale najwidoczniej jakiś wampir zajrzał lekarzowi do pamięci i żeby go ukarać zato, że nie udało mu się przejąć Skyler, znów rzucił na niego przykre w skutkach zaklęcie.Gabriel wyczul niena- wistną obecność jednego z nieumarłych.Nie był to wieko- wy wampir,raczej młodziak, który trzymał się grupy star- szych wampirów, aby jak najszybciej i jaknajwięcej się od nich nauczyć.Takim młodziakom wydawało się, że wampi- ry zbierają się wbandy, by skuteczniej ochraniać się przed myśliwymi, jednak w rzeczywistości starszewampiry wyko- rzystywały młodsze jako pionki do stracenia w walce.Czy Lucian dołączył do takiej grupy? Pytanie to dręczy- ło Gabriela, szybko się jednakz niego otrząsnął, uznając, że bardziej prawdopodobne, iż Lucian obserwował bandy zdystansu, by móc w razie potrzeby zapanować nad ich członkami.Gabriel często byłświadkiem takiego wydarze- nia.Głos Luciana był najpotężniejszą z broni.Poza tym Lu- ciannigdy nie pozwalał, by ktokolwiek wtrącał się do jego walk.Zawsze likwidował wszystkichnieumarłych w oko- licy, w której miałby walczyć z bratem.I nigdy nie pozo- stawiał posobie śladów, które mógłby odkryć inny łowca.Lucian nie był niechlujnym zabójcą.Gabriel sfrunął na ziemię w miejscu, gdzie Brice nie mógł go zobaczyć.Przez chwilęjego potężna postać migota- ła i falowała, zanim z molekuł zamienił się w istotę cielesną.Potem ruszył przez cmentarz, chcąc zagrodzić Brice'owi drogę, by lekarz nie mógł dotrzeć dojaskiń, w których cze- kały na niego wampiry.Czuł siłę sugestii, którą nieumrli przyciągali do siebie ofiarę.Brice mamrotał podnosem, jego odzież była brudna.Na skórze miał długie zadrapania w miejscach, z którychpróbował się pozbyć wyimaginowanych owadów.Gabriel chciał współczuć lekarzowi,wiedząc, że Francesca z pew- nością by się nad nim użaliła.Jednak Brice uległ sugestiiwampirów wyłącznie z powodu zazdrości, a poza tym Ga- briel nie umiał mu jednakwybaczyć tego, że pomagał nie- umarłym w próbie pojmania Skyler i Franceski.Brice z determinacją zdążał przed siebie, głowę mia! spuszczoną.Zdawał się niewidzieć Gabriela, który stanął mu na drodze.Gabriel machnął dłonią, żeby zainstalować naziemi barierę niewidoczną dla oczu, ale na tyle mocną, by sugestia płynąca w powietrzu niemogła się przez nią przedostać.Krew Brice'a została z pewnością splamiona krwiąwampirów, bo choć lekarz nie był w stanie pokonać przeszkody, nie przestawał jednakdreptać w miejscu.W jego wybałuszonych oczach o rozszerzonych zreni- cach malowało się otępienie.Brice znajdował się pod wpły- wem silnego uroku.Gabriel połączył się z jego umysłem, żebyzaszczepić w nim nową sugestię i dać lekarzowi nieco wytchnienia.Jego twarz natychmiast159się rozluzniła i Brice przestał kompułsywnie przebierać nogami.Gabriel delikat- nie zmusiłgo, by usiadł, co Brice zrobił posłusznie jak bez- radne dziecko.Gabriel usłyszał dobiegający z bliska piskliwy wrzask wściekłości.Wampiry nie lubią,gdy ktoś im wykrada ofiarę sprzed nosa.Lalkarz manipulujący marionetką nie zamie- rzałłatwo jej oddać.Gabriel z uśmiechem zwrócił twarz do nieba.Chmury nad jego głowągroznie pociemniały, a mię- dzy nimi zaczęły przeskakiwać wąskie języczki błyskawic.Gabriel nieznacznie pokręcił głową, a gdy napięcie elek- tryczne wokół niego zaczęło rosnąć,uniósł rękę i zebrał wy- ładowania w mały półokrąg.Ktoś, kto by mu się przyglądał, pewnie nie zauważyłby tego drobnego gestu, alebłyskawice w chmurach zareago- wały natychmiast, uderzając w ziemię tuż za małym wznie-sieniem.Dzwięk wyładowania był ogłuszający, podobnie jak huk błyskawic uderzających wglebę i zmurszałe ze sta- rości groby.Wraz z gwałtownymi podmuchami w powietrzuwzniosły się mściwe wrzaski.Drzewa trzeszczały w nawał- nicy, tracąc najpierw gałęzie, apotem całe konary, które wicher znosił w stronę Gabriela.Ten dmuchnął lekko w dłonie i stał nadal wysoki, wypro- stowany jak struna, nieprzejmując się spadającymi wokół gałęziami.Brice przyklęknął, nic nie widząc i nie zważającna zagrożenie.Wiatr nieoczekiwanie zmienił kierunek i te- raz liście, gałęzie i konary sypałysię z nieba na niewysokie wzgórze.Gabriel wzniósł się w powietrze wraz z najwięk- szymkonarem, wykorzystując go jako osłonę.Dopadł wampira, nim ten się zorientował, że nadcią- ga śmiertelny wróg.Gabrielspadł z nieba niczym pocisk prosto na kościstą postać stojącą na osmalonym trawni- ku.Wszędzie wokół walały się potłuczone nagrobki rozbite przez pioruny, konary drzew iszalejącą wichurę.Wampir, na którego nadal spadały z nieba ciężkie gałęzie, stał nieru-chomo niezdecydowany, co ma robić.Gabriel, zasłonięty konarem, zbliżył się do niego i zadał tak potężny cios, że nieumarłygwałtownie runął do tyłu, ciągnąc za sobą Gabriela, którego dłoń znajdowała się już głębokow piersi demona.Gabriel zacisnął palce na sczer- niałym, pulsującym sercu i szarpnął nim,wydzierając z cia- ła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]