[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I opowiedział szczegółowo o wizyciedziewczyny,od czasu do czasu spoglądając na twarz tamtego.Adiutant nie dał po sobie nic poznać,, lecz kiedy dowódca skończył, rzekł: Proszę mi wybaczyć te słowa, ale kiedy się rozstawaliśmy, był pan straszliwie wyczerpany, ka-pitanie.Od kilku dni jest pan bardzo zmęczony. To prawda zgodził _sję O'Reilly. Historia o tej dziewczynie chodziła panu po głowie.Wydaje mi się, że usiadł pan, usnął. I miałem sen? Twarz kapitana wyrażała zatroskanie. Tak też sobie pomyślałem, jeszcze za-nim wezwałem ciebie, tam na schodach pod pokład, kiedy powiało na mnie chłodem. Naturalnie odparł Lohrman z dziwną ulgą w głosie. Tak właśnie było. Przyznaję, że to z pewnością był sen rzekł O'Reilly. Ale w takim razie, jakim cudem zapi-sałem nazwisko tej dziwnej dziewczyny i jej adres?Lohrman potrafił zachować kamienną twarz, lecz zdradził go ton głosu: Kapitanie, doprawdy.O'Reilly pokiwał głową.190 W pogoni za miłością193 Jeśli zaczynam mieć przywidzenia, to, niestety, zdaje się, że wiem, jakie powinno być mojenastępne posunięcie.Wygląda na to, że utraciłem zdolność dowodzenia.Myśli Lohrmana odbiły się teraz na jego twarzy. Na pewno to się panu przyśniło. Szczerze mówiąc, nie wiem odrzekł O'Reilly zdecydowanym głosem. Ale wiem, że jednozrobię na pewno.Powiedzmy, że wyślemy do Wywiadu Marynarki w Waszyngtonie depeszę z prośbąo sprawdzenie adresu tej dziewczyny.Jeżeli ona rzeczywiście tam mieszka, jeżeli w ogóle jest takaosoba, będzie to znaczyć, że jeszcze nie popadłem w starcze urojenia. Po chwili dodał, równiestanowczo: Ale jeśli nie odnajdą takiej osoby, wtedy natychmiast wystąpię z prośbą o emeryturęalbo o przeniesienie na ląd.Dwa dni pózniej O'Reilly, uśmiechnięty od ucha do ucha, pokazał Lohrmanowi odpowiedz z Wa-szyngtonu.Brzmiała ona: Katie Morrison mieszka w Brooklynie przy York Street pod numerem183."* * *Statki remontowe: możesz je nazwać najlichszymi, najmniej znaczącymi wśród jednostekpływających w całej flocie, a ich załoga i tak się tym nie przejmie.Byłeś jej stamtąd nie ruszał.Ostatkach remontowych nie pisze się na pierwszych stronach gazet, ba, nawet nie zamieszcza siękomunikatów.Kiedy jeden z nich zostanie trafiony, nazywa się go w de-194peszy małym statkiem pomocniczym".Pięknością też bynajmniej nie grzeszą: małe, przysadziste,powolne, wyglądają jak pływające garaże.A przecież żadna flota bez nich się nie obejdzie.Uzbrojonesą słabo, gdyż mają za zadanie trzymać się z dala od pola bitwy.Kilka boforsów, po jednymtrzycalowym działku na dziobie i rufie; bywa, że jeszcze parę działek, a bywa, że nie.Marynarz,wyznaczony do pełnienia służby na takim statku, rzuci okiem i gwizdnie tylko: Fiu, fiu, to dopieropływająca szopa: piekielnie dużo walk zobaczy się z pokładu."Lecz niech nikt nie próbuje umniejszać ich znaczenia.W swej codziennej, rutynowej pracy dokonująprawdziwych cudów: od wycinania stalowych łat na dziury po torpedach, poprzez mistrzowskieszlifowanie wałów korbowych i przewijanie prądnicy po naprawianie elektrycznej maszynki dogolenia dla kapitana.Statek remontowy Corder, płynąc na zachód z prędkością czterech węzłów, nie wykonywał swychrutynowych zadań.Niebezpiecznie przechylony w lewo, był w stanie, który najlepiej określa powie-dzenie: Lekarzu, lecz się sam".Mina morska albo torpeda urwała mu przeszło sześciometrowy kawałlewej burty.Stało się to o świcie; statek leżał teraz na wodzie jak raniona w pierś kaczka i z trudempłynął do brzegu.Kapitan utrzymywał na pokładzie idealny porządek i dyscyplinę; wspaniałe, graniczące niemal z cu-dem efekty pracy ludzi były w ogromnym stopniu i jego udziałem.Załoga odznaczała się tak wysokimmorale, że ukaranie kogoś wpisem do dziennika okrętowego praktycznie się nie zdarzało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]