[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tyjesteś poważnym facetem.- Potrafię być też zabawny.Sama widziałaś na filmikach.- Potrafiłeś, zanim dorosłeś.Teraz lubisz kontrolowaćsytuację.Ja także to lubię.- Możemy to jakoś przepracować.Jego oczy lśniły.Nie potrafiła mu się oprzeć.- Chodzi głównie o to, że wszystko dzieje się zbyt szybko.Dopiero co się rozwiodłeś.- To samo sobie powtarzam.Ale czuję coś zupełnie innego.Mam wrażenie, że minęły całe wieki, zanim dotarliśmy tutaj,do tej chwili.Pochylił głowę i obdarzył ją pocałunkiem tak upajającym, żeod razu zapomniała, dlaczego wiązanie się z nim jest fatalnympomysłem.Z trudem wyswobodziła się z jego ramion.- Muszę iść.Spojrzał na nią wyzywająco.-Czyżby?Pożądanie walczyło z rozsądkiem, a wygrała, jak zwykle,ostrożność.- Tak.Naprawdę muszę - potwierdziła i wyszła, zanimzdążyła zmienić zdanie.Rozdział siódmyWe wtorek rano Joe jechał powoli ulicami miasteczka.Czułulgę, że wreszcie może wrócić do pracy.Był świetny w tym, corobił, i na polu zawodowym nie miał do siebie zastrzeżeń.Za tożycie prywatne nie wychodziło mu najlepiej.Nie powinien byłnaciskać na Charlotte, ale za każdym razem, kiedy ją widział,pragnął jej mocniej.Od miesięcy czuł wciąż rosnący płomieńpożądania, a od powrotu z Los Angeles dosłownie nie był wstanie przestać o niej myśleć.Nie był w stanie przestać jejpożądać.Ona również go pożądała, tylko była przerażona.Szczerze mówiąc, on także się bał.Wezwanie z centrali przerwało jego rozmyślania.Zanotowano kolejne włamanie do posiadłości burmistrza.Joe zawrócił gwałtownie i pomknął w stronę autostrady.Wciągu dziesięciu minut dotarł do odpowiedniego zjazdu.Wąskadroga wiła się malowniczo w gęstym lesie aż do urwiska, naktórym wznosił się elegancki dom, jasny i lśniący na tlebłękitnego nieba.Sielankowy obrazek mącił widokpolicyjnego wozu zaparkowanego tuż przed wejściem.Joewyskoczył z auta i wbiegł po schodach, zauważając odłamkiszkła na progu i stłuczoną szybkę we frontowych drzwiach.- Co się stało? - zapytał Jasona.- Pani Garcia twierdzi, że gdy wyszła rano po gazetę, zastałafrontowe drzwi otwarte i stłuczoną szybę.Zadzwoniła po nas ina wszelki wypadek została na zewnątrz.Sprawdziłem dom iwysłałem ją, żeby zobaczyła, co zginęło.- Gdzie burmistrz?- W szpitalu.Poinformowałem go, że sprawdzamy, co sięstało, i damy mu znać.Nie był szczęśliwy.- Domyślam się.Co dalej?- Pani Garcia nic nie słyszała, ale jej pokój jest po drugiejstronie domu.Nie znalazłem żadnego kamienia, cegły aninarzędzia, którym stłuczono szybę.Zadzwoniłem doDavidsona, żeby przyjechał poszukać odcisków palców, aleskoro ostatnim razem nic nie znalezliśmy, tym razem pewniebędzie tak samo.- Jason miał ponurą, zaciętą minę.- Co z tymzrobić, szefie?Joe zerknął na odłamki szkła rozsypane wokół drzwi i naschodach.- Wygląda na to, że szybę wybito z dużą siłą.Czy w domu jestktoś poza gospodynią?- Ogrodnik mieszka nad garażem.Reszta służby przychodzitylko w ciągu dnia.Pani Garcia twierdzi, że burmistrzprzyjechał wczoraj wieczorem przebrać się i wykąpać, ale odtamtej pory go nie widziała.- A siostra Theresy?- Jeśli tu była, nikt jej nie widział.Joe wsparł dłonie na biodrach i zamyślił się.Uwielbiałskładać rozsypane elementy układanki, jaką było każdeprzestępstwo.- Coś mi tu nie pasuje - rzekł z zadumą.- Teodłamki są zbyt rozrzucone, zbyt nieporządne.Jason pokiwał głową.- To może być oznaka zniecierpliwienia.Złodziej nie znalazłtego, czego szukał za pierwszym razem, więc wrócił.Albomamy tu dwa osobne zdarzenia.- Albo ktoś próbuje nas wpuścić w maliny - oznajmi! Joe.-Zatrzeć ślady i zmylić trop.Co wiesz o tym miejscu?Jason wzruszył ramionami.- Tylko to, co wszyscy.Mieszkało tu kilka pokoleńWorthingtonów.Ostatni z rodu, Edward Worthington, byłodludkiem.Mieszkał w tym domu przez trzydzieści lat zokładem, ale rzadko ktokolwiek go widywał.- A gospodyni? Wprowadziła się tu wraz z burmistrzem czypracowała już dla Worthingtona?- Pracowała u Worthingtona przez dwadzieścia pięć lat.PaniMonroe zatrudniła ją, kiedy kupili dom.Ogrodnik jest tu odośmiu lat i mówi jeszcze gorzej po angielsku niż gospodyni.Dzienna służba została zatrudniona przez Monroe'ów tuż przedprzeprowadzką.- Ktoś znał dom na tyle dobrze, że potrafił wyłączyć korki ibłyskawicznie wejść i wyjść.Musimy się przyjrzeć każdejosobie, która była w stanie tego dokonać.- Służba ma pełny dostęp do domu.Nie musieliby wybijaćszyby.- Prawda.To mogą być dwa zupełnie niezależne zdarzeniaalbo mogła to zrobić jedna osoba, ale kierowały nią dwa różnemotywy.Czego jeszcze mógłby chcieć złodziej poza biżuterią,którą już wziął?Jason wyraznie się zmieszał.- To zabrzmi idiotycznie, ale ludzie gadają, żeWorthingtonowie ukryli w domu złoto z wraku.Jednak nieprzywiązywałbym się do tej historii.- Czy ktoś z rodziny jeszcze żyje?- Nie sądzę.Dlatego dom został wystawiony na sprzedaż.Alejeszcze to sprawdzę.- Jason zamilkł na chwilę.- ZaprosiłemCharlotte do komisariatu w czasie przerwy obiadowej.Muszęją jeszcze raz prze-słuchać.Burmistrz bardzo naciska, a ja nie mogę mu znowuodmówić.Oczywiście, nie sądzę, żebym uzyskał jakiekolwiekinformacje.Charlotte jest niewinna.Joe poczuł ucisk w gardle na myśl o przesłuchaniu Charlotte.Wiedział jednak, że Jason zrobi to najdelikatniej jak tomożliwe, wziął się więc w garść.- Rób to, co konieczne.Jadę do komisariatu.Spotkamy siępózniej.Jadąc wąską drogą w kierunku autostrady, dostrzegł znajomąsylwetkę na ścieżce rowerowej.Charlotte biegła równymtempem.Miała na sobie czarne legginsy i błękitną koszulkę, awłosy związała w koński ogon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]