[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wszystko nie miało sensu, gdyż należało już do przeszłości,śmieszny błahy incydent, o którym powinnam wreszcie zapomnieć.Onajednak okazała się bystrym obserwatorem.Podeszła64bliżej, a na jej ślicznie wykrojonych ustach zaigrał złośliwy uśmieszek.- Cóż to takiego? Nasza mała panna Angielka, tak cicha i niewinna, ateraz staje w pąsach na sam widok nazwiska! Gdzie go pani poznała? WPetersburgu? Jak widzę, nie traciła pani czasu! Kto to taki? Proszę mipokazać.Wyrwała mi kartkę z ręki, spojrzała na nią i przeniosła wzrok na mnie.- To nic takiego - powiedziałam tonem tak obojętnym, na jaki było mniestać.- Jedno z tych nazwisk przypomniało mi człowieka, któregopoznałam na statku.Ale może to wcale nie on.Przyglądała mi się marszcząc brwi, jakby z niedowierzaniem.Ile pani malat, mademoiselle? - zapytała nagle.- W grudniu skończę dwadzieścia dwa - odparłam ostrożnie.- A jak długo żyje pani w ten sposób? - machnęła ręką.- Jako niewolnicaw domach obcych ludzi?- Odkąd ukończyłam siedemnaście Jat.- A więc już pięć lat! I potrafi pani to znieść? Mój Boże! Czy niepomyślała pani nigdy o zamążpójściu?0 tym, aby wieść życie na własny rachunek?- Owszem, kiedyś nadejdzie taki dzień.- Kiedyś! Ach wy, Anglicy! Jesteście tacy zimni, tacy nieczuli, tacymartwi! - Podeszła jeszcze bliżej, poczułam drażniący zapach piżmowychperfum, jej piersi falowały gwałtownie pod cieniutkim jedwabiem.- Niepragnie pani poczuć swojej mocy, ranić, uderzać, zabijać, robićcokolwiek, co by świadczyło, że pani %7łYJE?Odrzuciła głowę do tyłu, drobne pięści zaciskały sięi otwierały ponownie, ciemne oczy płonęły niesamowitym blaskiem.Zaczęłam nagle zastanawiać się, co na Boga skłoniło tę nieposkromionąistotę do poślubienia Dmitrija Kuragina, spokojnego domatora.70A potem, tak nieoczekiwanie jak zapłonął, ten jej żar zgasł.I znowuspojrzała na mnie, spojrzała mi prosto w oczy.- Ma pani taką minę, jakby widziała przed sobą kobietę niespełna rozumu.Może naprawdę jestem szalona.Może istotnie coś nie jest ze mną wporządku.- Nerwowo poczęła kręcić się po pokoju.- Wyszłam za mąż w wiekuosiemnastu lat i od tamtej pory żyję w klatce, rozumie pani? W klatce!Moja klatka jest równie piękna i wstrętna jak ta Fifinelli.I podobnie jak tamakolągwa ja również pragnę wydostać się na wolność.- Z całej siły cisnęła szczotkę, którą trzymała w dłoni, chybiła jednakklatkę, trafiając za to w szybę, która pękła z trzaskiem.- Czasem nachodzimnie chęć, aby roztrzaskać tak wszystkie okna w tym domu.Stałam zdezorientowana, nie wiedząc jak się zachować, aż krzyknęła namnie:- Niechże pani już idzie! Proszę zabrać te świstki i wynosić się stąd!Proszę zostawić mnie samą!Czym prędzej zgarnęłam zaproszenia i kartki z adresami i wybiegłam zsypialni.To błahe na pozór wydarzenie nie tylko uwidoczniło mi cząstkęprawdziwej Natalii, ale - co jeszcze ważniejsze - otworzyło mi oczy nacoś skrytego we mnie samej.Do tej pory żyłam niefrasobliwie z dnia nadzień, zadowalając się tym, co mi wpadło w ręce, i starając się niewybiegać myślami za daleko w przyszłość.Teraz jednak odniosłamwrażenie, jakby ktoś zerwał mi brutalnie zasłonę z oczu.Ujrzałamupływające lata mego życia; monotonne, posępne, puste, spędzane wdomach innych ludzi.Czy tak właśnie miało to wyglądać już zawsze, ażw końcu stanę się czterdziestoletnią, może nawet pięćdziesięcioletniąstarą panną, niechcianą i niekochaną przez nikogo, osobą budzącą nakażdym kroku jedynie litość? Spojrzałam na siebie oczyma Natalii inaprawdę nie był to przyjemny widok.66Przez całe popołudnie, które spędziłam z Pawką w ogrodzie, nie mogłamopędzić się od przykrych, dręczących myśli, które irytowały mnie corazbardziej.Nastrój ten nie uszedł uwagi chłopca.W pewnej chwili podbiegłdo mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]