[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spróbuj wytrzymać.Po powrocie do domu spróbuję znalezć dla niej jakieś nieprzyzwoitezastosowanie.Tuż przed dziewiątą wieczorem pocałował ją w usta, poczuł smak białego wina i wykrzywił się.- To sikacz.- Wspaniały sikacz.Nic nie mów panu Fuzzowi.James roześmiał się, spod sąsiedniego krzesełka wyciągnął pokrowiec z saksofonem i ruszyłpomiędzy stolikami w kierunku sceny.Nie mogła oderwać od niego oczu.Uściskał flecistkę, potem przysunął w stronę mikrofonu niskitaboret.Wyjął saksofon z pokrowca, przez chwilę przecierał go miękką ściereczką, przedmuchałinstrument.Potem zaczął rozgrzewkę.Nie wiedziała, czego oczekiwała, ale dzwięki wydobywające się z jego instrumentu mogłybywywołać łzy w oczach samego diabła.Próbował gam i fragmentów starych piosenek, przeskakiwałod najniższych do najwyższych tonów, próbując raz cicho, to znowu głośno.A więc to ty jesteś tą dziewczynką, która upolowała mojego Quinlana?ROZDZIAA 21- Za pól roku nie będę już taka mała.- Dlaczego?- Bo zwykle nie jestem taka chuda.Utyję.- Może zajdziesz w ciążę z moim Quinlanem.Uważaj, Sally, wszystkie panie aż się ślinią na jegowidok na scenie.Biedaszek, wyobraża sobie, że to z powodu jego pięknej muzyki.A kiedy gra, jesttaki uduchowiony.- Potrząsnęła głową i mówiła dalej posępnym głosem: - Nie mam sercapowiedzieć mu, że to ze względu na jego seksowne ciało i wspaniałe oczy.O, teraz gra mojegoulubionego Sonny ego Rollinsa.Och, zapominalska ze mnie! Jestem Lilly - potężna czarnoskórakobieta uśmiechnęła się szeroko, potrząsając dłonią Sally.- A ja jestem Sally.- Wiem.Fuzz mi powiedział.A potem Marvin.Obaj stwierdzili, że Quinlan sprawia wrażeniemocno zadurzonego.Nigdy dotąd nie był nawet lekko zakochany.To będzie interesujące.Hej, ale niezamierzasz teraz owinąć go sobie wokół palca, żeby potem go zostawić?- Zostawić go? Rzucić Jamesa?- Chodzi mi o to, czy nie jesteś mężatką.I czy nie wykorzystujesz tylko mojego Quinlana dozaspokojenia swoich potrzeb? Obiło mi się o uszy, że jest rewelacyjny w łóżku, więc miałoby tosens, chociaż niezbyt by mi się to podobało.- Na razie nie mam zamiaru go porzucić - rzekła Sally.Upiła łyk białego wina od Fuzza.- Podobami się pani sukienka.Jest wspaniała.Pani Lilly rozpromieniła się i przycisnęła potężne ręce do jeszcze bardziej imponujących piersi.Sally wbiła wzrok w powstały w ten sposób dekolt.Nigdy dotąd nie widziała nic takiego pozazdjęciami w Playboyu.- Lubisz białą satynę? Ja też.Podobno kobiety o posągowej budowie, takiej jak moja, niepowinny nosić bieli, ale cóż, biały mi się podoba.W bieli czuję się młodo i niewinnie.Ten kolorsprawia, że czuję się jak dziewczyna idąca na swe pierwsze spotkanie z mężczyzną.Ale ty terazposiedz i posłuchaj mojego Quinlana.Właśnie gra Staną Getza.Dzięki jego grze stary Stan brzmi jakupadły anioł.Quinlan jest dobry.Posłuchaj go naprawdę, nie myśląc o tym, jak okręcić go sobiewokół palca.- Posłucham.Pani Lilly poklepała Sally po plecach, aż dziewczyna omal nie wpadła twarzą w swój kieliszek zwinem, i odpłynęła w stronę pobliskich stolików jak statek pod żaglami.Ouinlan zaczął grać zmysłową, płaczliwą melodię bluesową.Brzmiała trochę jak John Coltrane,ale Sally nie była tego pewna.To wszystko było dla niej takie nowe.Spostrzegła nagłe, że nikt nie rozmawia.W klubie panował zupełny spokój.Wszyscyskoncentrowali się na Jamesie.Zauważyła co najmniej cztery kobiety, które podniosły się i przysunęły w pobliże sceny.Boże,ależ pięknie grał! Dysponował doskonałą rozpiętością, każdy dzwięk, nasycony i pełen słodyczy,mógł złamać niejedno serce.Poczuła ucisk w gardle i przełknęła ślinę.Gwałtowne dzwięki utworu,który grał, leniwie przechodziły z wysokich w niskie i głębokie, poruszające ćo głębi.Miałzamknięte oczy.Lekko się kołysał.Wiedziała, że go kocha, ale nie zamierzała się do tego od razu przyznać.Zwiadoma była, że tajego przeklęta muzyka robi z niej papkowatą masę, jak mamałyga, którą kiedyś usiłowała ugotowaćNoelle.Mężczyzni w mundurach i mężczyzni grający muzykę soulową - straszliwa kombinacja.James zwrócił się w stronę mikrofonu.Zapowiedział: - Ten utwór jest dla Sally.To A LoveSupreme Johna Coltrane a.Jeśli kiedykolwiek wątpiła w jego uczucia dla niej, ta piosenka kładłakres wszelkim wątpliwościom.Piła wino Fuzza zmieszane ze swoimi łzami.Jeszcze dwie kobiety przesunęły się w stronę sceny i Sally uśmiechnęła się.Kiedy James skończył, pomachał do niej.Potem odchrząknął i zawołał: - Dostałem prośbę oCharliego Parkera.Wysłuchała, wypiła ostatni łyk wina Fuzza i poczuła, że musi iść do toalety.Zsunęła się ze stołka, spojrzała pytająco na Fuzza Barmana, który wskazał na otwarte drzwi tużobok baru.Przechodząc koło niego uśmiechnęła się.- Czy mogę liczyć na jeszcze jeden kieliszekwina, kiedy wrócę, Fuzz?- Oczywiście, Sally.Będzie na ciebie czekało.Kiedy wyszła z damskiej toalety, uśmiechała się.Słyszała Jamesa, rozpoczynającego następnyutwór, słodką, przenikliwą piosenkę, którą znała ze słyszenia, ale nie kojarzyła z bluesem.Nagle poczuła, że nie jest sama.Czuła, że ktoś znajduje się bardzo blisko niej, tuż za plecami.Słyszała czyjś oddech, pospieszny i cichy.Korytarz był wąski.W toalecie nie było żadnej innej kobiety.Co za głupota.To musiała byćjakaś kobieta, pomyślała jakimś fragmentem mózgu, cała skoncentrowana na piosence, granej przezJamesa.Ale to nie była kobieta.To byl doktor Beadermeyer.Tuż za nim stało dwóch innych mężczyzn.Jeden trzymał w rękustrzykawkę.Miękkim, miłosnym uchwytem Beadermeyer złapał ją za rękę.Ale chwyt szybko się zmienił.Podzwiększającym się naciskiem jego palców skóra na ramieniu Sally zaczęła się przesuwać i zapadać.%7łeby ją unieruchomić, drugą dłonią ujął jej podbródek.Pochyli! się i lekko ją pocałował.- Witaj, Sally.Zlicznie wyglądasz, moja droga.Nie powinnaś pić, wiesz przecież, że alkohol nieidzie w parze z lekami, do których przyzwyczaił się twój organizm.Przyglądałem się, jak pijesz toświństwo.Czemu tu jesteś? Rozumiem, że facet, robiący z siebie durnia na scenie w tej dziurze toJames Quinlan, agent FBI, z którym byłaś w Cove.Całkiem przystojny.Teraz już wiem, Sally, że jesttwoim kochankiem.Taki facet nie będzie tracił czasu na kobietę, która mu się nie odda.Scott będzieniepocieszony, kiedy się o tym dowie.A teraz chodzmy już, moja droga.Czas, żebyś wróciła doswojego gniazdka.Do nowego gniazdka.Tym razem ten drań nie przybędzie, żeby cię zabrać.Toniemożliwe, ale jednak to był Beadermeyer.Czemu nadal ją prześladuje, skoro jej ojciec już nieżyje?- Przytrzymam ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]