[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podniósł głowę znad kartki, na której zapisywałwskazówki.- Raz mi powiedziała, że ramię mam zbyt napięte.Miała rację.- Czemu nie ćwiczysz na strzelnicy policyjnej? -zapytał Celluci.Barry wyglądał na trochę zawstydzonego.Podał im zapisanyadres klubu.- Czasem tak robię.Ale zawsze przyplącze się jakaśpubliczność, a poza tym.cele wyglądają jak ludzie.Niepodoba mi się to.- Mnie to nigdy nie przeszkadzało - powiedziała Vicki,wrzucając kartkę do torby.Owszem, było to realistyczne, ale wzasadzie wszystko, do czego miał strzelać policjant, miałokształt człowieka.Coroczne sprawdziany ze strzelectwa zawszesprawiały, że odrobinę się wstydziła swoich umiejętnościRazem z Barrym, który wkładał po drodze skórzaną kurtkę,zeszli na parking.- Wolę się spocić, niż zedrzeć sobie łokcie na chodniku.-Włożył jeszcze kask z odblaskowym paskiem z tyłu, ostrożnieumieścił policyjną czapkę pod siedzeniem motoru i odjechał.Vicki westchnęła, ostrożnie opierając się o gorącą karoserięsamochodu Celluciego.- Powiedz mi, że nigdy nie byłam takim napalonym małolatem.- Nie byłaś - prychnął Celluci.- Byłaś gorsza.Opadł nawinylowe siedzenie.Nie było żadnegocienia, w którym dałoby się zaparkować - nie, żeby zwrócił nato uwagę, zbyt zajęty rozmową, jaką toczyli po drodze.Zakląłpod nosem, kiedy dotknął łokciem rozgrzanego siedzenia.Otworzył drugie drzwiczki i kiedy Vicki wsiadała, zajął sięklimatyzacją.Echa ich kłótni wciąż jeszcze odbijały się we wnętrzu auta.Nieodzywali się, w obawie, by nie zacząć następnej.Celluci nie miał ochoty wygłaszać monologuo niebezpieczeństwach dokonywania sądów moral-nych i wiedział, że dla Vicki temat jest zamknięty. Ale jeślisądzi, że odłożyłem to do omówienia, gdy już ta sprawa sięskończy, to się myli".Nie musiał pokazywać się w pracy aż doczwartku, a potem, jeśli uzna to za konieczne, może pójść nachorobowe.Tu już nie chodziło o Henry'ego Fitzroya.Vickitrzeba było ratować przed nią samą.A na razie zawarli rozejm.- Już prawie 2:30, a ja umieram z głodu.Może zatrzymamy się,żeby coś zjeść?Vicki podniosła głowę znad nabazgranych wskazówekBarry'ego i z wdzięcznością przyjęła ofertę pokoju.- Możemy wziąć na wynos i zjeść w samochodzie.- Dobra.- Wyjechał na ulicę.- Ale nie kurczaka.W tym upalecały samochód przesiąknie jego zapachem i nigdy się od niegonie uwolnię.Zatrzymali się przy pierwszym fast foodzie, na jaki się natknęli.Siedząc w samochodzie i zajadając frytki, Celluci czekał, ażVicki wyjdzie z łazienki.Jego uwagę zwrócił czarno-złoty dżipzaparkowany po drugiej stronie ulicy.Już go wcześniej widział,nie pamiętał gdzie, ale zle mu się kojarzył.Kierowca zaparkował przed starym zakładem szewskim.Wyblakły znak wiszący w połowie okna głosił: Każdy chodzistruty, gdy ma dziurawe buty".Celluci wałkował niejasnewspomnienie, póki w drzwiach zakładu nie pojawiła się odpo-wiedz.- Mark Williams.Nic dziwnego, że zle mi się kojarzy.-Williams miał w sobie to coś, czego Celluci nie znosił.Bezwahania wymieniłby kogoś tak nadzwyczaj czarującego nanajgorszy możliwy charakter.Uśmiechnął się, odgryzającogromny kęs burgera. Co wyjaśnia, co mnie ciągnie do Vicki".Pogwizdując radośnie, Williams podszedł do dżipa od stronykierowcy, otworzył drzwi i zanim wsiadł, wrzucił na siedzeniepasażera pękatą, owiniętą w papier paczkę.Gdyby to był jego rejon, Celluci podszedłby z nim pogawędzić,tak dla zasady.Uświadomić mu, że jest obserwowany, ispróbować przekonać się.co niesie w paczce.Mocno wierzył,że takich jak Mark Williams na wszelki wypadek trzeba mieć naoku.Jednak to nie był jego teren, więc tylko patrzył, jakmężczyzna odjeżdża.Dżip odsłonił drugi znak wiszący w oknie zakładu. Ostrzenie noży"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]